ROZDZIAŁ 4

54 7 0
                                    

  Loter przez całą drogę do swojego namiotu (już nauczył się poruszać po obozie) czuł wielką tęsknotę. Sam nie do końca dopuszczał do siebie myśl, że się zakochał, tak samo jak nie wierzył w to, że jakoś wytrzyma do jutra.

Przy namiocie stali Lint, Nolff, Trevan i Maera.

- Gdzie ty się włóczysz, tak długo na ciebie czekaliśmy ? - odezwała się poirytowana siostra.

- Minęło pół dnia, jak wyszedłeś z Nolffem - oznajmił ponuro Trevan.

- Chłopak miał ważną sprawę do załatwienia - powiedział elf pokazując w uśmiechu swoje białe zęby.

- A to ciekawe jaką - powiedziała kąśliwie Maera.

- Nie ważne jaką, ważne, że wrócił - odezwał się Trevan - nie wiem jak doszliście do swojego spostrzeżenia, ani jak się o tym dowiedzieliście, ale muszę przyznać wam, że macie częściowo rację. Już ustaliliśmy z dowódcą Kaddu kiedy nasz oddział wyruszy na dłuższy zwiad. Bądźcie gotowi jutro o świcie. Nie będziecie traktowani jako żołnierze, tylko uchodźcy, a jeśli będziecie chcieli walczyć to uzgodnicie to ze mną i dowódcą. Pójdzie z nami Nolff, który znalazł paru ochotników - to ostatnie zdanie Trevan wypowiedział niechętnie.

- Ten też będzie walczyć, czy tylko prowadzić swoje szalone uzdrawianie ?- zapytała się Maera, która również nie przepadała za nim.

- Masz jakieś wątpliwości co do tego dziewczynko? - zapytał się elf ze swoim krzywym uśmieszkiem.

- Mogę się założyć, że poradzę sobie lepiej od ciebie. W końcu jesteś medykiem, a nie żołnierzem. - powiedziała pogardliwie.

- O ile się nie mylę to ty masz na sobie pełną zbroję i jesteś gwardzistką królestwa Atesu - rzekł sarkastycznie. Trevan zamruczał coś pod nosem, tak że tylko Nolff mógł to usłyszeć.

- A ja myslę, że okaże się skuteczniejszy od ciebie - odezwał się Loter.

- Ha ha ha, co ty masz do powiedzenia na ten temat? - docięła mu siostra.

- Opanujcie się - odezwał się Trevan tym razem już słyszalnie i zdecydowanie - Wojna to nie powód do przechwałek.

- Przecież nie zabijamy tak na dobrą sprawę. Gobliny są jak zwierzęta, nawet gorsze bo w przeciwieństwie do nich nie mają dusz. Pozbycie się czegoś takiego to nie zbrodnia - stwierdziła Maera, która nasłuchała się wielu opowieści na ten temat. Trevan milczał w odpowiedzi.

- Nie możemy poczekać do południa? - odezwał się Loter, bo wiedział, że jutro musi spotkać się z Cateią.

- A to czemu? - zapytała się siostra - leniuch wcześniej nie w stanie, co?

- To nie o to chodzi - Loter nie chciał powiedzieć wszystkim o Catei i nie wiedział co ma odpowiedzieć siostrze.

- Chłopakowi chodzi o to, żebym zdążył namówić więcej osób - dokończył za niego Nolff, który pomógł mu z tego wybrnąć.

- W tedy ktoś mógłby przekazać to oficerom i nie wypuszczono by nas - powiedział Trevan - nie wiedziałem elfie, że aż tak przejmujesz się naszymi ludźmi. Jednak nie możemy sobie na to pozwolić. Wyjdziemy z wami, moimi ludźmi i sześcioma ochotnikami, których poznacie jutro.

Nolff zrobił przerysowaną, urażoną minę.

Gdy ułożyli się na skórach w namiocie (Trevan i Maera z własnej woli spali na zewnątrz) Lint szeptem zwrócił się do Lotera:

- Tak na prawdę to o ci chodzi? Zachowujesz się dziwnie, wszyscy to widzą.

- Nie zrozumiesz.

- Oczywiście mądralo. Myślisz, że jestem za głupi, tak? Myślałem, że to ja byłem nieznośny.

Nagle za ścianą namiotu usłyszeli krzyki wartowników. Zaraz po tym rozległ się świst i potężny, najgłośniejszy łomot jaki kiedykolwiek słyszeli. Ziemia, nie mówiąc już o namiocie zatrzęsła się. Zerwali się, tak jak reszta lokatorów. Rozległy się dzwony a na zewnątrz słychać było odgłosy paniki.

- WSTAWAĆ TO ATAK!!! - darł się jeden ze strażników. Bracia przerażeni spojrzeli się po sobie. Wszyscy w pośpiechu chwycili za tarcze i włócznie,ale tylko jeden wojownik w namiocie zdążył założyć pancerz. Szybko wyszli na zewnątrz i rozejrzeli się. Ten widok sprawił, że poczuli co to prawdziwy strach.

Część obozu stała w płomieniach, a po środku palących się namiotów i chatek znajdowała się wielka wyrwa. Ludzie dookoła biegali i wrzeszczeli niosąc wiadra z wodą, uciekali albo nawoływali swoich towarzyszy. Jeden z przebiegających ludzi, palił się, a Loter odwrócił wzrok. Nagle usłyszeli dowódcę Kaddu nawołującego swój oddział. Podbiegł do nich Trevan, oznajmił, że uciekną z nim z obozu. Obok niego stała Maera, równie wystraszona

- Gdzie jest Nolff ?

- Nie mamy czasu, musimy wiać!! - Trevan zaczął krzyczeć - WSZYSCY UCIEKAJCIE!!!

- Nie możemy go zostawić! - Loter próbował przekrzyczeć Trevana, który razem z jego rodzeństwem i ludźmi dookoła zaczął biec. Znowu rozległ się świst, a niebo jak błyskawica przecięły dwa ogniste pociski. Loter podniósł głowę i zobaczył jak jeden został zestrzelony, drugi potężnie eksplodował w centrum obozu, zwalając wieżę i powodując kolejną serię wrzasków.

- LOTER!!!- wołał Lint, którego Loter powoli tracił z oczu. Tłum gęstniał, ludzie w panice przewracali się i tratowali. Chłopak bez większego zastanowienia pobiegł w stronę stoisk z żywnością , których pociski z czarnych balist jeszcze nie dosięgły. Musiał znaleźć Cateię, albo Nolffa. Zgubił już rodzeństwo,a strach zmuszał go do ucieczki. Ogniste kule spadały częściej ale były mniejsze i wstrząsały całym obozem, powoli go unicestwiając. Nigdzie nie widział dziewczyny, ani elfa. Adrenalina rozsadzała go od środka, popędził przez opustoszałą boczną alejkę. Niespodziewanie jeden z pocisków trafił w chatkę, którą mijał, powodując potężną eksplozję, która rzuciła nim jak lalką. Całe ciało jego przeszył ból, a w szczególności ręce którymi się zasłonił. Ledwo widział, co się dzieje, nie miał siły wstać. Krzyki ludzi powoli milkły, wybuchy wydawały się cichsze. Powoli ciemność pochłaniała go. Loter umierał.

Requiem for peaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz