ROZDZIAŁ 5

46 7 0
                                    


     Loter widział Cateię. Tańczyła przed nim w białej sukni, tak odmiennej od jej zwykłych ubrań. Wyglądała jak tańczące bóstwo piękna. Ten widok relaksował i uszczęśliwiał go. Cateia powoli zaczęła zbliżać się do niego, swoimi powabnymi ruchami. Położyła dłonie na jego ramionach. Myślał, że serce eksploduje mu ze szczęścia. Ich twarze powoli zbliżyły się do siebie...

- Pobudka, wstajemy! - Usłyszał głos Nolffa. Zrozumiał, że to był piękny sen, a ten facet wprowadził go do świata rzeczywistości.

- A niech cię Nolff - oznajmił ochrypłym głosem. Elf roześmiał się.

- To taką wdzięczność mi pokazujesz ? No wiesz co, w końcu uratowanie życia to jednak coś wartego podziękowania.

Loter powoli zaczął sobie przypominać co zaszło w obozie. Pamiętał eksplozje ognia, brata, siostrę i Trevana, których zgubił. I nieszczęsną Cateię.

- Czy oni?

- Kto? Rodzeństwo i strażnik? Nic mi nie wiadomo. Nie widziałem ich od drugiego wybuchu. Uciekli razem z tłumem do lasu. Właśnie z tej strony zaatakowały gnomy.

Loterowi spłynęła łza po policzku.

- Ludzie byli zdezorientowani, wojownicy nie mieli pełnego ekwipunku, panował chaos. Wróg to wykorzystał. Wiadomo, że resztki oddziałów Atesu i krasnoludów uciekły w stronę stolicy. Z obozu zostało tylko cmentarzysko, został zdobyty i zniszczony.

- Gdzie ja jestem? - zapytał strapiony chłopak. Był jednym z niewielu, których przeżyło. Z tysięcy mogły zostać w najlepszym wypadku setki albo dziesiątki.

- W kryjówce, w lesie. Ja i kilka osób wynieśliśmy cię z obozu. Wyszliśmy drugą stroną więc mieliśmy szczęście. Jesteś tu bezpieczny - w głosie elfa wyczuwał niepewność.

- Nie spodziewałem się, że taki szczupły chłopak może tyle ważyć - Nolff próbował żartować, aby żal nie był tak bolesny. Jednak to nie pomagało.

- Teraz jestem podwójnym dłużnikiem. - powiedział chłopak

- Jeszcze nie raz i ty mi pomożesz. Tak przeczuwam. - odpowiedział spokojnym tonem elf.

Loter spojrzał na swoje dłonie, na których ledwo było widać ślady poparzenia.

- Dobrze, że zachowałem trochę bandażów klonowych. Wyglądałeś naprawdę marnie, teraz powinieneś coś wypić i zjeść, bo spałeś półtorej dnia.

Chłopaka nie obchodziło jak długo spał. Chciał wiedzieć tylko jak długo jeszcze tak będzie musiał żyć w niepewności o życie swoje i przyjaciół.

    Jedynymi przyjaciółmi Lotera byli Lint (to skomplikowane) i Nolff. Chciałby aby Cateia była w przyszłości kimś więcej. Trevan był dla niego w porządku, ale to nie wystarczało aby go nazwać przyjacielem. Maerę na swój braterski sposób też lubił. Tylko oni go obchodzili. To nie znaczyło, że był całkiem obojętny w stosunku do innych ludzi. W sumie nie da się być obojętnym na los rodaków, których z każdym dniem ubywało.

     Przyszłość Atesu mogła być mroczna, gdyby reszta krajów wciąż brała tak bierny udział w wojnie jak dotąd. Na razie tylko krasnoludy z Dorvgadu przysłały swoje posiłki. Na pomoc od zamieszkałych na wybrzeżu wodników ludzie nie mogli liczyć, bowiem ci woleli opuszczać kontynent, lądując na bezpiecznych Wyspach Wschodu. Pokładano nadzieję w Złotym Królestwie, które na razie przysyłało tylko żywność i złoto. Dla kowali monety nie miały znaczenia, bo i bez nich pracowali całe dnie, mając w interesie przyszłość państwa. Teraz unicestwiono obóz, w którym przebywało ponad pięć tysięcy ludzi i krasnoludów. Ates nie stracił znacznej części armii, ale ta porażka poważnie go osłabiła. Już nikt rozsądny w tym kraju nie mógł się czuć w pełni bezpiecznie.

Requiem for peaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz