Nolff szedł brzegiem rzeki, zostawiając za sobą Lotera i Yeona. Złość kierowała go do przodu, jak najdalej od tej dwójki, do miejsca w którym będzie z jedyną osobą która jest w stanie mu pomóc, czyli ze sobą. Słyszał wołającego go przyjaciela, ale wiedział, że dopóki się nie uspokoi nie ma sensu z nim rozmawiać.
Od dłuższego czasu był zazdrosny o Yeona. Na początku ich znajomości podziwiał go i ufał mu, ale z czasem nabrał co do niego podejrzeń. Loter poświęcał więcej uwagi tej futrzastej górze mięsa niż przyjacielowi, który nie raz wyciągnął go z kłopotów. Rogacz umiał oczarować chłopaka swoimi enigmatycznymi wypowiedziami i odciągnąć jego uwagę od Nolffa. Elf uważał, że inteligenty Yeon zdaje sobie sprawę z tego co robi i kieruje się czystą złośliwością. Kłótnia i odejście były zwieńczeniem nagromadzonej frustracji elfa.
Był przekonany, że tylko sam potrafił rozwiązać swoje problemy. W ciszy i spokoju. Znalazł się w odpowiednim miejscu, otoczony zielonymi drzewami o poskręcanych pniach, niskimi krzewami, ziołami runa o drobnej posturze. Powiew chłodnego wiatru oczyścił jego zawładnięty frustracjami umysł, szmer bystrej rzeki rozbudził jego myśli, a zapach mokrego mchu przypomniał o dumie z bycia przedstawicielem starożytnej rasy.
Kiedy jego umysł został pobudzony przez niczym nie zakłócony kontakt z naturą, zaczął się zastanawiać nad ich kłótnią.
Zdawał sobie sprawę, że ma niewyparzony język i musi uważać na to co mówi. Myślał, że jeśli nie będzie się hamował, nie znajdzie więcej popleczników wśród innych ras. Z elfami dogadywał się doskonale, jego nietypowy charakter nie był wśród nich niczym niezwykłym.
Teraz, kiedy złość ustąpiła miejsca skoncentrowaniu zrozumiał, że raniąc Lotera, sam sobie zadał potężniejszy cios. Jak dotąd był jego jedynym ludzkim przyjacielem, a drugiego takiego łatwo by nie znalazł.
Nolff uznawał siebie za osobę silną i od nikogo nieuzależnioną. Wiedział, że najbezpieczniej jest polegać na sobie, tego wymagała od niego elficka filozofia. Jednak powoli zaczynał rozumieć, że od sojuszników bardziej potrzeba mu prawdziwych przyjaciół. Dlatego nie mógł pozwolić na utratę jednego z nich. Warto napomnieć, że elf w swojej ojczyźnie miał wielu znajomych, ale tylko z kilkoma zawęził swoje relacje. W czasie podróży często myślał o nich mając nadzieję, że ich więź przetrwa próbę czasu. Miał słuszne obawy, bowiem wierność nie była mocną stroną elfów. Przedstawiciele Leśnego ludu nawet nie zawierali małżeństw. Wśród ludzi przyjęło się stwierdzenie, że zmieniają sobie partnerów jak rękawiczki. Nolff od współplemieńców różnił się tym, że przyjaźń uznał za relację godną utrzymania. Nie można tego było powiedzieć tego o jego podejściu do elfek. Przez swoje siedemdziesiąt lat życia miał ponad sto partnerek. Z żadną nie związał się na dłużej niż rok.
Nolff już się nie gniewał na Lotera. Chłopak miał prawo do takiej reakcji. Wiedział, że to on zawinił.
Yeon to co innego. Nolff nie miał żadnych powodów, aby przestać traktować go z dystansem. Tym bardziej, że podczas rozmowy z nim jego umysł był odsłonięty dla rogacza. Jego myśli były dla Yeona widoczne niczym słowa w księdze.Po przemyśleniu sprawy postanowił wrócić i przeprosić Lotera. Pomyślał, że przyda mu się odrobina pokory. Tylko odrobina.
Usłyszał szelest liści. Niedaleko, coś stąpało po ziemi.
"Czy to możliwe, żeby gobliny wyczuły mnie z takiej odległości? To nie mogą być gobliny, jestem zbyt blisko stolicy. "- pomyślał.
Położył rękę na uchwycie sztyletu, czekał na pojawienie się przybysza. Nie obawiał się, słyszał kroki tylko jednej istoty. Jeśli byłby to pomiot demona to w pojedynkę nie stanowiłby zagrożenia.
Pomiędzy drzewami pojawiła się wysoka, przeraźliwie chuda sylwetka. Nolff przyjrzał się postaci, ale była cała czarna - nie zdołał zobaczyć nic poza jej konturami. Jej ciało pochłaniało światło. Istota zbliżyła się, stawiając kroki w flegmatycznym tempie. Powolne ruchy i tyczkowate kończyny nadawały przerażające wrażenie, że przybysz nie jest żywą istotą. W głowie Nolffa kołatała się jedna myśl.
"To demon"
Wyciągnął złoty sztylet, podrzucił go i złapał za ostrze. Zacisnął palce na krótkiej klindze, gęsta elficka krew spłynęła po sztylecie.
- Anando meriatum sah endera, nashe yando Xianmendi! - zaczął wymawiać słowa starych zaklęć, skupił uwagę na zbliżającej się postaci. Wpatrywał się w czarną pustkę, jaką zdawało się być ciało demona. Wiedział, że nie może ulec strachowi, bo zaklęcia krwi może użyć tylko ten, który nie lęka się wroga i wierzy, że może go pokonać.
Demon nie przyspieszał, jego wolne tępo sprawiało, że był bardziej przerażający niż gobliny. Elf był świadomy jego mocy, dlatego mocniej zduszał strach w swojej głowie. Starożytne słowa dodawały mu siły, jego napięte ciało kumulowało w sobie energię do ataku. Złoty sztylet zdawał się błyszczeć jaśniej, a krew wsiąkać w ostrze.
Kiedy zły duch znalazł się kilka kroków przed elfem, ten rzucił w niego nożem. Broń wpadła w eteryczną otchłań, potwór nie miał ciała które można by było zranić. Demon wyciągnął rękę, a Nolff odrzucony nieziemską siłą uderzył w pień drzewa. Jeszcze przed chwilą, natchniony starożytnymi technikami czarów wierzył, że jest w stanie go pokonać. Teraz liczył na to, że uda mu się ujść cało.
CZYTASZ
Requiem for peace
FantasyPokój w królestwie Atesu stał się przeszłością. Demoniczne armie potworów starają się wybić wszystko co ma duszę. Śmiertelnicy stawiają opór, lecz nadzieja na zwycięstwo maleje z każdą bitwą. Prorocy twierdzą, że będzie to ostatnia wojna, która prz...