ROZDZIAŁ 9

26 3 0
                                    


   Lotera wybudził trzask gałęzi. Wraz z wejściem z jawę poczuł ból w kościach. Rozejrzał się dookoła. Świtało. Na niebieskim niebie jeszcze świeciły gwiazdy. Rozejrzał się po ruinach świątyni. Obok zwalonej kolumny kucał Nolff. Przetarł oczy. Elf wyciągnął zza pasa złoty sztylet, wyglądając ponad gruzy. Kiedy Loter zaczął się podnosić spojrzał w jego kierunku i pokazał aby zachował ciszę, po czym wskazał palcem przed siebie. Chłopak od razu rozbudził się całkowicie. Zobaczył dużych rozmiarów postać stojącą na tle rozjaśniającego się nieba, stojącą nie więcej niż 10 metrów od nich. Tajemniczy nieznajomy był okryty futrem, a na głowie nosił hełm z jelenim porożem.

  Wydawało im się, że enigmatyczna postać nie zdaje sobie sprawy z ich obecności. Kiedy Nolff obrócił w dłoni sztylet olbrzym przerwał ciszę i narastające uczucie niepokoju.

   -Nie musicie się mnie obawiać. - przemówił głosem równie niskim co ciepłym. Odwrócił się i zrobił dwa kroki w ich kierunku, pokonując połowę dzielącego ich dystansu. Zdziwili się, kiedy poranne światło padło na obcego. Loter nigdy nie wiedział kogoś, a właściwie czegoś takiego. Okazało się, że nieznajomy nie nosił hełmu, ani puszystej skóry, tylko był stworzeniem łączącym w sobie cechy dzikiego zwierzęcia i człowieka.

- Spokojnie, nie jestem pomiotem demonów. - powiedziała spokojnym tonem istota. - Jestem Yeon  Yorkan, rogacz z południowego szczepu. To dla mnie wielki zaszczyt, że mogę stać na przeciwko pogromców Krampusa Kolosusa. Nastała era zmierzchu dla mojej rasy, więc niezmiernie cieszę się z każdej śmierci wrogów rogaczy.

     Loter i Nolff czuli się niezwykle w obecności rogacza. Mimo groźnego wyglądu Yeon stwarzał wokół siebie spokojną aurę, a jego niski głos wypędzał z nich poczucie strachu i zmęczenia. Jego głowę zdobiło imponująco wielkie poroże, w całości był pokryty srebrzystą sierscią. Posiadał płaski niczym koci pysk i kozią bródkę pod uśmiechającymi się kącikami paszczy. Długie, powiewające na wietrze włosy i puszysty kołnierz dodawały Yeonowi niezrównanego majestatu. W jego wielkich oliwkowo-szarych oczach skrywała się magia starożytnego, lesistego świata, jakim kiedyś był cały kontynent. Plotki głosiły, że wszystkie rogacze zrodziły się na początku stworzenia świata i ukrywając się w lasach Atesu przetrwały do dziś.

-Nie chcę cię rozczarowywać, ale to nie my go zabiliśmy. - powiedział Nolff, podnosząc głowę do góry, bo rogacz miał co najmniej 3 metry wzrostu.

- Nazwałem was pogromcami, nie zabójcami. Zasłużyliście na to miano przyczyniając się do jego śmierci. Oczywistym faktem jest, że nie odebraliście życia temu potworowi, ale swoim działaniem nakłoniliście do tego kogoś innego.

- A więc wiesz kto to zrobił. - stwierdził elf.

- Wiem. Ale wy jeszcze nie musicie tego wiedzieć. - odpowiedział rogacz.

- To może wolno nam wiedzieć, dlaczego nie możemy poznać prawdy? - zapytał go Nolff z delikatną złością w głosie.

- Na to też przyjdzie czas. - powiedział tajemniczo Yeon.

- Nie gniewaj się za to pytanie, ale czemu właściwie do nas przyszedłeś? - zapytał Loter, który dotąd nie potrafił wydusić z siebie słowa onieśmielony obecnością rogacza.

- Z jakiej racji miałbym się gniewać? Przybyłem do trzeciej wioski wschodniej, w konkretnym celu, mianowicie będę w najbliższym czasie waszym przewodnikiem.

Chłopaka i elfa ogarnęło zdziwienie. Nie ufali do końca rogaczowi,

- No przepraszam cię bardzo, ale z tąd to my już raczej sami trafimy do stolicy. - powiedział Nolff - Osobiście mam już dość przewodników. Poprzedni nie umiał odróżnić Tivisu od Laquandinu co delikatnie mówiąc wyjątkowo mnie irytowało, a jeszcze wcześniejszy miał do mnie uprzedzenia, na tle rasowym. W sumie to było jeszcze gorsze. Na razie starczy nam przewodników.

- Drogi elfie, nie chcę was prowadzić do stolicy. - powiedział rogacz, pochylając się nad elfem, któremu określenie "drogi" sprawiło dużą przyjemność.

- Ale my musimy dotrzeć to stolicy tak szybko jak jest to możliwe - powiedział Loter, który nie mógł dopuścić do zboczenia z trasy  tak niedaleko celu. - Tam może być moje rodzeństwo i przyjaciele - Chłopak w słowie "przyjaciele" określił zarówno Trevana jak i Cateię. Z perspektywy czasu stwierdził, że oboje zasługują na ten tytuł. Z tą różnicą, że Cateia zasługuje na znaczne ważniejsze określenie. Słowo meithanna w kulturze Atesu znaczyło tyle co dziewczyna, partnerka. Przy następnym spotkaniu na pewno zaproponuje jej aby została jego meithanną.

- Słusznie, że kierujesz się na swojej drodze miłością, młody człowieku. - stwierdził ciepłym głosem Yeon.

- Nie powiedziałem, że..

- Ale nie musisz tego mówić, żebym to wiedział. Od ponad pięćdziesięciu tysięcy lat mam do czynienia z ludźmi, więc nie mam problemu z odczytywaniem uczuć, nawet tych najskrytszych. Ale na razie mamy na takie rzeczy czas. Pozwól mi proszę, abym towarzyszył wam w drodze. Jak znajdziemy twoje rodzeństwo i przyjaciół - o ile będą w stolicy, to zaprowadzę was tam gdzie muszę. 

Pisane jest wam przemierzyć jeszcze wiele krain, a ja będę waszym arbitrem.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Myślałem o wstawieniu mojego rysunku przedstawiającego Yeona, ale pojawi się on w następnej części tej pracy. Chciałem, abyście sami sobie go wyobrazili, a nie mieli w głowie obraz z początku strony. Później będzie okazja porównać wasze wyobrażenia z moim.

Requiem for peaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz