》Rozdział 2《

549 60 7
                                    

W zimową noc
Moje serce się smuci
Smuci się nie wiedzieć czemu
Moje serce rdzewieje, fioletowieje

Chuuya nie potrafił zasnąć. Nie był to pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Zimno i doskwierająca samotność. Gwiżdżąca wichura za oknem. Uciążliwe tykanie zegara. Wszystko to jedynie przypominało mu, że jest sam. Że obok niego nikt nie leży.

— Może to wielki czas przygarnąć jakiegoś zwierzaka? — zapytał sam siebie.

Ostatecznie porzucił myśl o pupilu, wziął tabletkę nasenną i spróbował pospać do rana.

Tego dnia znów miał iść na misję z Odasaku, więc to go lekko zachęciło. Poza tym, że do niedawna Dazai potrafił godzinami mówić o swym przyjacielu, ów mężczyzna wydał się Chuuyi jakiś... inny. Nie pasował do mafii kompletnie. A Chuuya bardzo chciał się dowiedzieć, dlaczego.

Zadanie polegało na kolejnym obchodzie po mieście, sprawdzeniu kilku miejsc, gdzie ponoć zbierały się młodociane gangi, ale główny cel był znany. Do priorytetów wciąż, od tygodnia, należało odnalezienie Dazaia.

Ulice byłym pełne ludzi. Życie w mieście nie doświadczało tych emocji, które czasem targały tymi dwoma mężczyznami. Sam obchód nie byłby niczym ważnym, gdyby nie moment, w którym przypadkiem na Chuuyę wpadł spieszący się przechodzień.

— Nie nazywa się pan czasem Nakahara Chuuya? — zapytał.

— A jeśli tak, to co? Skąd możesz znać moje nazwisko? — rudzielec spojrzał nieufnie.

— Mówił, a może raczej narzekał na pana niejaki Dazai Osamu, który od jakiegoś czasu mieszka u mnie i nie chce wyjść.

Odasaku wraz z Chuuyą spojrzeli ze zdziwieniem na blondyna.

— Jak to? Od kiedy Dazai jest u ciebie? — zapytał wyższy mężczyzna.

— Próbował się rzucić pod pociąg, ale zabrałem go stamtąd. Od tamtego czasu powiedział mi jedynie jak się nazywa, kogo nie cierpi... — tu spojrzał na Chuuyę. — ...oraz to, że rozpacza po jakimś swoim najlepszym przyjacielu.

— Problem jest w tym, że jego przyjaciel przeżył. — odrzekł Odasaku. — A Dazai szaleje na jego widok. Bynajmniej nie ze szczęścia.

Weszli do pobliskiej kawiarni i zaczęli rozmawiać o tym problemie wspomnianego bruneta.

》》》

Dazai tymczasem wertował sobie zeszyt, który jakąś godzinę temu ukradł Kunikidzie. Z bezwstydnym zaintrygowaniem czytał notatki swego  gospodarza, nazywane przez niego Ideałami. Zagłębiając się w lekturze, nie dostrzegał upływającego czasu, albo po prostu się nim nie przejmował.

W sumie nie obchodziło Dazaia to, że prawdopodobnie Mori postawił na nogi pół mafii, by go odnaleźć. Siedział sobie na podłodze w niewielkim mieszkaniu, ukradkiem narzekając na Chuuyę.

W końcu po co komu taki bezużyteczny rudzielec, który jedynie się wymądrza i bije, a bez Dazaia nie może sobie poradzić?

Brunet zaśmiał się w duchu, słysząc pytanie Kunikidy, dlaczego to narzeka na swojego współpracownika.

Tylko 'narzeka'? Doprawdy, mógłby użyć mocniejszych słów niż tylko takie na odczepnego 'narzeka'.

Dazai okrył się kocem i napił zimnawej już herbaty. Pomyślał o Odasaku i o jego słowach. Tych ostatnich słowach, które od niego usłyszał.

Marzyciele widzą więcej [BSD] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz