Szłyśmy szybko zmagając się z deszczem i wiatrem zmierzającym w przeciwną nam stronę. Panował całkowity mrok, ale wiewiórka szła tuż koło mojej nogi. Czułam jej pazury co chwila wbijające mi się w stopę i ciche popiskiwanie. Silne podmuchy co chwila zwiewały mi z głowy kaptur i musiałam iść zasłaniając sobie część twarzy przed wodą, która już i tak spływała po moim nie zakrytym ciele strumieniami. Weszłyśmy do lasu, w którym było jeszcze ciemniej. Często słyszałam, przedzierające się przez szum liści szczekania psów, lub wycia innych zwierząt, których nie znałam. I nie chciałam znać. Moje buty już zdążyły przemoknąć od chodzenia po kostki w błocie. Usłyszałam szczękanie moich zębów spowodowane zimnem. Nagle poczułam drapnięcie. Wiewiórka próbowała wspiąć mi się na spodnie, ale ciągle ześlizgiwała się po skórze kozaka. Wzięłam ją na ręce i szłabym dalej gdyby nie nagły strumień światła przedzierający się przez drzewa. Spojrzałam na zwierzę na moim przedramieniu, które kiwnęło głową. Kucnęłam przy najszerszym drzewie, za którym byłam w stanie schować się cała i wychyliłam się lekko, chcąc zobaczyć źródło światła. Dałam radę ujrzeć pięć postaci w czarnych płaszczach z kapturami na głowie. Pomiędzy ciałami stojących ludzi, widziałam mieniąca się na jasnoniebiesko, szklaną kulę, przybierającą jednak coraz ciemniejszą barwę z każdym słowem zebranych. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu i nie kontrolując tego co robiłam, krzyknęłam i odwróciłam się, tracąc przy tym równowagę. Upadłam na plecy i uderzyłam głową o twardy korzeń drzewa. Świat rozmazał mi się przed oczami i mimowolnie zamknęłam oczy.
Krótki jak cokolwiek, przepraszam. Nie mam humoru za bardzo, ale obiecałam, że będzie dzisiaj. Dzięki za motywację w postaci śmierci pumy.
Buzi
CZYTASZ
Atelier
ПриключенияKiedy tylko ludzie w czarnych garniturach zabierają Castrid do ciemnego samochodu, jest wściekła na siebie, że była zbyt słaba, by się postawić. Wiedziała, że to jej zdolność była tego powodem, ale nie wiedziała kto by ją chciał. Była bezużyteczna...
