Szliśmy wąskim korytarzem do, jak uświadomił mnie Patrick, stołówki, ale kiedy tam dotarliśmy, nie śmiałabym nazwać tego stołówką. Sala była ogromna, ale jakże pusta. Znajdowało się tu mnóstwo plastikowych stolików w kolorze niezbyt apetycznej żółci i plastikowe, białe krzesła. Usiadłam z moimi wspolokatorami przy jednym ze stołów, który miał akurat trzy siedzenia. Podeszła do nas pewna kobieta w białym kitlu lekarskim i postawiła na stole trzy talerze. Przede mną leżały około dwie łyżki ryżu polanego odrobiną miodu, a obok cztery małe marchewki.
— Czy to jest jakiś żart? — zapytałam z niedowierzaniem
Nikt mi nie odpowiedział. Zaczęli dłubać plastikowymi widelcami w jedzeniu. Wzięłam troche ryżu i już prawie miałam go w ustach, kiedy nagle poczułam kopnięcie pod stołem. Syknęłam cicho.
— Nie jedz tego, zwariowałaś? — szepnęła Morgana
Zdziwiona odłożyłam widelec i oparłam głowę na nadgarstach. W skutek przyciskania jedzenia do talerza, wydawało się, jakby było go mniej. Po około dziesięciu minutach przebywania na stołówce, wróciliśmy do pokoju.
— Moglibyście mi wyjaśnić dlaczego muszę teraz chodzić głodna? — zaczęłam. Morgana odwróciła się w moją stronę i westchnęła
— Tak ogólnie to dosypują tam coś, żebyśmy byli posłuszni, nie sprzeciwiali się i tak dalej. — odparła
— Co oni zamierzają tu z nami robic?
— Nie wiem. Nikt nie wie.
— A co ja mam jeść?
W tej chwili w okno uderzył jakiś przedmiot. Już w drodze do parapetu, wiedziała, że była to szyszka. Wzięłam do ręki owoc i westchnęłam.
— To — odpowiedziala dziewczyna
W szybę uderzyły jeszcze dwie rzeczy - kasztan i żołądź. Towarzysze wzięli je i ze smakiem zjedli. Wpatrywałam się w nich zaskoczona.
— Przecież to twoi patroni. Nie jadłaś ich owoców?— Pokręciłam głową niepewnie. — To zjedz.
Wzięłam do ust szyszkę. O dziwo, była ona soczysta i miękka. W środku miała konsystencję podobną trochę do mango, a skórkę miała dosyć twardą. Po zjedzeniu całej, poczułam się bardzo syta i pełna energii. Postanowiłam pójść do łazienki, żeby się odświeżyć. Stanęłam przed lustrem i obmyłam twarz lodowatą wodą. Oparłam się rękami o zlew i spojrzałam w lustro. Małe krople cieczy sciekały powoli po mojej skórze powodując delikatne dreszcze. Miałam ją bardzo bladą od jesiennego braku słońca, moje czarne włosy były rozczochrane, a lekkie piegi losowo rozlane po nosie. Uznałam, że niepotrzebnie wpatruje się w swoją zmęczoną twarz. Wytarłam twarz szorstkim ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
CZYTASZ
Atelier
AdventureKiedy tylko ludzie w czarnych garniturach zabierają Castrid do ciemnego samochodu, jest wściekła na siebie, że była zbyt słaba, by się postawić. Wiedziała, że to jej zdolność była tego powodem, ale nie wiedziała kto by ją chciał. Była bezużyteczna...