• 17 •

350 47 6
                                    

Szliśmy lasem w ciszy. Czułam chrupanie suchych liści pod podeszwami moich butów, a temperatura zbliżająca się do ujemnej przeszkadzała mojemu ciału w produkowaniu energii. Zima była coraz bliżej.
Joshua powiedział, że mi pomoże, po tym jak opowiedziałam mu całą historię. Wiedziałam, że pomimo tych wszystkich zdarzeń i tego, że mnie nie zna, nadal jest tym samym człowiekiem. Ciekawskim i chętnym do pomocy. Ale przede wszystkim ciekawskim. Chciał wiedzieć co się za tym kryje i odkryć, czy sobie z niego żartuje, mówię prawdę, czy moze mam zaburzenia psychiczne.
Szukaliśmy wiewiórek. Byłam pewna, że spotkanie chociaż jednej w dosyć gęstym lesie nie bedzie stanowiło problemu, ale jak narazie nie dają o sobie żadnych znaków.
Nagle, miedzy drzewami, mignęło coś niebieskiego. Zatrzymałam się próbując  zauważyć to jeszcze raz.

— Co się stało? — zapytał Joshua, również się rozglądając

— Chodź.

Ruszyłam przodem, nie tracąc błękitnego fragmentu z przed oczu. Dotarłam do dużego drzewa. Widniał na nim kolorowy pasek z farby. Dotknęłam go lekko dłonią. Był mój.

— Co to? — usłyszałam głos chłopaka koło ucha i odwróciłam się w jego stronę.

— Ja to zrobiłam. Pamietam dokładnie jak pewnego dnia przed szkołą zostawiłam za sobą taki właśnie ślad. — zobaczyłam na jego twarzy niezrozumienie — To znaczy, że wydarzenia, które miały miejsce przed moim wyjazdem, działy się naprawdę. Koloru powstałego z mojej mocy nie da się zamazać, musieliby wyciąć drzewo.

— Przeoczyli to?

Miałam wrażenie, że chłopak mi zaufał . Uwierzył w to, co mu mówiłam. Naprawdę starał się zrozumieć i mi pomóc. Nie wiedziałam dlaczego i tak naprawdę, nie interesowało mnie to. Miałam tylko nadzieję, że jest szczery i nie doniesie na mnie nikomu.

— Nie wiem, być może. Jeżeli tak, to oznacza, że zrobili coś z wami. Z moją mamą i z tobą. Wyparli wam mózgi, skasowali pamięć...

— Nie utrzymywałaś kontaktu z nikim poza mną i swoją matką?

— Tak, ale to nie jest teraz istotne. — chciał mi przerwać, ale nie dopuściłam go do głosu — Muszę znaleźć więcej śladów, jakie zostawiłam, a których nie usunęli, jak krajobrazów z moich ścian.

— Poczekaj. Skoro twojej , tak jakby, farby nie da się rozpuścić, ani zdrapać, czy cokolwiek, to jak usunęli obrazy? Bo watpię, żeby zburzyli, a następnie  budowali cały blok mieszkalny od nowa. Musieli...

– Pokryć je czymś. — dokończyłam za niego. Klasęłam w dłonie — No tak! To jest przecież takie oczywiste. Idę do domu.

— Skrobać ściany?

— Dokładnie. — zaśmiałam się pod nosem

— Poczekaj, idę z tobą.

Przepraszam, rozdział nie wyszedł tak jak chciałam. Nie umiałam go dokończyć zgodnie z moimi oczekiwaniami, także publikuje taki.
Pozdrawiam
Blessed Peas 

AtelierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz