Szliśmy lasem w ciszy. Czułam chrupanie suchych liści pod podeszwami moich butów, a temperatura zbliżająca się do ujemnej przeszkadzała mojemu ciału w produkowaniu energii. Zima była coraz bliżej.
Joshua powiedział, że mi pomoże, po tym jak opowiedziałam mu całą historię. Wiedziałam, że pomimo tych wszystkich zdarzeń i tego, że mnie nie zna, nadal jest tym samym człowiekiem. Ciekawskim i chętnym do pomocy. Ale przede wszystkim ciekawskim. Chciał wiedzieć co się za tym kryje i odkryć, czy sobie z niego żartuje, mówię prawdę, czy moze mam zaburzenia psychiczne.
Szukaliśmy wiewiórek. Byłam pewna, że spotkanie chociaż jednej w dosyć gęstym lesie nie bedzie stanowiło problemu, ale jak narazie nie dają o sobie żadnych znaków.
Nagle, miedzy drzewami, mignęło coś niebieskiego. Zatrzymałam się próbując zauważyć to jeszcze raz.— Co się stało? — zapytał Joshua, również się rozglądając
— Chodź.
Ruszyłam przodem, nie tracąc błękitnego fragmentu z przed oczu. Dotarłam do dużego drzewa. Widniał na nim kolorowy pasek z farby. Dotknęłam go lekko dłonią. Był mój.
— Co to? — usłyszałam głos chłopaka koło ucha i odwróciłam się w jego stronę.
— Ja to zrobiłam. Pamietam dokładnie jak pewnego dnia przed szkołą zostawiłam za sobą taki właśnie ślad. — zobaczyłam na jego twarzy niezrozumienie — To znaczy, że wydarzenia, które miały miejsce przed moim wyjazdem, działy się naprawdę. Koloru powstałego z mojej mocy nie da się zamazać, musieliby wyciąć drzewo.
— Przeoczyli to?
Miałam wrażenie, że chłopak mi zaufał . Uwierzył w to, co mu mówiłam. Naprawdę starał się zrozumieć i mi pomóc. Nie wiedziałam dlaczego i tak naprawdę, nie interesowało mnie to. Miałam tylko nadzieję, że jest szczery i nie doniesie na mnie nikomu.
— Nie wiem, być może. Jeżeli tak, to oznacza, że zrobili coś z wami. Z moją mamą i z tobą. Wyparli wam mózgi, skasowali pamięć...
— Nie utrzymywałaś kontaktu z nikim poza mną i swoją matką?
— Tak, ale to nie jest teraz istotne. — chciał mi przerwać, ale nie dopuściłam go do głosu — Muszę znaleźć więcej śladów, jakie zostawiłam, a których nie usunęli, jak krajobrazów z moich ścian.
— Poczekaj. Skoro twojej , tak jakby, farby nie da się rozpuścić, ani zdrapać, czy cokolwiek, to jak usunęli obrazy? Bo watpię, żeby zburzyli, a następnie budowali cały blok mieszkalny od nowa. Musieli...
– Pokryć je czymś. — dokończyłam za niego. Klasęłam w dłonie — No tak! To jest przecież takie oczywiste. Idę do domu.
— Skrobać ściany?
— Dokładnie. — zaśmiałam się pod nosem
— Poczekaj, idę z tobą.
Przepraszam, rozdział nie wyszedł tak jak chciałam. Nie umiałam go dokończyć zgodnie z moimi oczekiwaniami, także publikuje taki.
Pozdrawiam
Blessed Peas
![](https://img.wattpad.com/cover/78133435-288-k911601.jpg)
CZYTASZ
Atelier
AdventureKiedy tylko ludzie w czarnych garniturach zabierają Castrid do ciemnego samochodu, jest wściekła na siebie, że była zbyt słaba, by się postawić. Wiedziała, że to jej zdolność była tego powodem, ale nie wiedziała kto by ją chciał. Była bezużyteczna...