• 3 •

747 79 15
                                    

— Jak to dyrektor?

Joshua stał przede mną na korytarzu szkolnym i bawił się rękawem koszuli.

— Dyrektor. Czego nie rozumiesz? Powiedział mi, że jak przyjdziesz do szkoły, to mam ci powiedzieć, że chce się z tobą widzieć.

— Co ja zrobiłam?

— Ty mi powiedz.

Przewróciłam oczami, pomachałam chłopakowi i ruszyłam w stronę gabinetu mężczyzny. Zapukałam delikatnie w drewniane drzwi i po chwili usłyszałam pozwolenie na wejście.

— Castrid, dobrze, że jesteś. — powiedział dyrektor poprawiając krawat — Debbie, wyjdź.

Machnął ręka w stronę sekretarki, która posłusznie wyszła z gabinetu ze stosem teczek w objęciach , nie mówiąc ani słowa.

— Dzień dobry — powiedziałam, starając być się jak najbardziej życzliwa

— Rozgość się.

Usiadłam na krześle i odłożyłam torbę na podłogę obok mojej nogi. Gabinet dyrektora był raczej mały, ale dobrze wyposażony. Komputer na ciemnym, drewnianym biurku, które stało na przeciwko mnie, na parapecie leżało kilka kaktusów przykrytych lekko białymi roletami. Czarna wykładzina na ziemi była twarda i kompletnie zdeptana, czego nie można było powiedzieć o kocu przykrywającym mały fotel upchnięty w róg pomieszczenia pomiędzy kaloryferem, a regałem na książki i dokumenty. Z zamyśleń wyrwał mnie głos mężczyzny.

— Jutro wyjeżdżasz — powiedział spokojnie

— Przepraszam?

— Dobrze wiesz o co mi chodzi — odparł z grobową miną, ale widząc zdziwienie na mojej twarzy postanowił kontynuować — Służby specjalne już od dawna wiedzą o twojej zdolności. Myślisz, że w szkole nie ma kamer? Widzieli jak malujesz po ławkach i powiem ci jedno - jest miejsce dla takich jak ty.

— Sekundę — wstałam — Moi rodzice o tym wiedzą?

— Wszystko co trzeba jest już załatwione. I jeszcze pare spraw. Po pierwsze, nie próbuj nawet uciekać, sama dobrze wiesz, że znajdą cię szybciej niż się tego spodziewasz — po tych słowach nastąpiła cisza

— A po drugie? — zapytałam niepewnie

— Nawet jeśli spróbowałabyś ucieczki, nie opłaca ci się to zbytnio. No chyba, że po powrocie chcesz nie zastać nic. Nie znajdziesz swojej rodziny, przyjaciela. To tylko chwilowa podróż, a jak wrócisz, raczej chciałabyś być przy swoich bliskich prawda? To twoja decyzja, ale czekaj przy wyjściu. — uśmiechnął się do mnie sztywno.

Wyszłam szybko z pomieszczenia kierując się w stronę sali biologicznej, w której moja klasa miała teraz zajęcia. Wpadłam do środka i nie zwracając uwagi na słowa nauczycielki oraz innych uczniów, chwyciłam Joshuę za rękę i wyciągnęłam na korytarz. Biegłam, ciągnąc go za sobą w stronę łazienki. Wepchnęłam go do jednej z kabin i zamknęłam.

— Castrid... - zaczął niepewnie

— Zamknij się. Zabierają mnie.

— Co? Kto? Gdzie?

— Nie mam pojęcia gdzie — sciszyłam głos — Dyrektor powiedział, że już od dawna wiedzą o mojej zdolności — nakreśliłam w powietrzu znak cudzysłowia przy ostatnim słowie — Powiedział, że jest miejsce dla takich jak ja. Boję się — zaszkliły mi się oczy, które natychmiast wytarłam rękawami bluzy

—Nie płacz, tak? — położył dłoń na moim ramieniu, a ja pokiwałam głową

— Kazał mi czekać przy wyjściu.

— Pójdę z tobą.

Wspólnie ruszyliśmy do głównych drzwi szkoły. Stałam pierwsza, a za mną Joshua, trzymając mnie za rękę, którą zaciskałam z całej siły. W pewnej chwili do środka weszło trzech mężczyzn w garniturach. Jeden z nich podszedł do mnie szybko, chwycił mocno za przedramię i zaczął ciągnąć na zewnątrz, a drugi podszedł do mojego przyjaciela.

— On ma to widzieć? — zapytał głośno mężczyzna

— No co ty. — odpowiedział drugi, tuż przy moim uchu

Pięść jednego z nich powędrowała szybko w stronę żuchwy Joshuy, zderzając się z nią z ogromną siłą. Chłopak upadł na podłogę nieprzytomny. Widziałam stróżki krwi pojawiające się na podłodze.

— Josh! — krzyknęłam ze łzami w oczach próbując uciec mężczyznie, żeby zaopiekować się chłopakiem

— Nie próbuj się wyrywać — syknął mi do ucha i mocniej ścisnął rękę

Zacisnąłem zęby i pokiwałam lekko głową. Pociągnął mnie w stronę wyjścia, a ja miałam w głowie same najgorsze scenariusze.


Ten rozdział ma być motywacją dla KOGOŚ, żeby zabrał się za robotę i nie był leniwy. Dzisiaj Castrid wyjeżdża. Mam nadzieję, że miło się wam czytało, chociaż wiem, że mogłabym zrobić to lepiej.
Pozdrawiam
Blessed Peas

AtelierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz