Usiadłam twarzą do Patricka. Anislee oznajmiła, że tylko ja i Morgana nie wiedziałyśmy czym są Tabry, a chłopak najlepiej nam to wyjaśni.
— Ciężko to wytłumaczyć — zaczął — Są to wysłannicy ośrodka, tak jakby łowcy. Kiedy dzieje się coś niepożądanego wkraczają do akcji. Są podstępne i szybkie. Mogą pochłaniać całą moc, by obezwładniać i unieprzytomniać osoby, których szukają. Tabry mogą przybierać postać zarówno człowieka jak i potwora o małym pysku i ogromnym tułowiu.
— Więc co mamy robić? — zapytałam — Gdzie my właściwie zmierzamy?
— Do schronu. Są tam ludzie, którzy również unikają Tabr jak ognia. — odparła Anislee
— Skąd ty to wiesz?
— Byłam tam, niestety złapano mnie ponownie.
— Jak tam jest? — zapytałam i podsunęłam się do dziewczyny
— Sucho przede wszystkim...
— Dobra dziewczyny — przerwał nam Patrick — Do rzeczy. Jak długo się tam idzie?
— Stąd? — Anislee zamyśliła się na chwile — jeżeli chcemy dojść przed rozpoczęciem się zimy, musimy juz isc.
— Niedawno zaczęła się jesień, ptaki dopiero wylatują.— odparłam
— Właśnie, zapomniałabym! — dziewczyna uśmiechnęła się i wstała szybko
Machnęła ręką i przez okno zaczęły wchodzić do wilgotnej i chłodnej chatki zwierzęta. Kuna, łasica, wiewiórka, fretka, wydra ,. Patroni. Westchnęłam gleboko. Rude zwierzątko podbiegło do mnie szybko i zaczęło się łasić.
— Wzięliście ich ze sobą? — zapytałam
— Można to tak powiedzieć — odparła Morgana — Trochę się zgubiły.
Nie oczekujcie ode mnie proszę regularności we wstawianiu rozdziałów. Tego nie sprawdzałam, i nie czytałam. Może kiedyś to zrobię. Będą się one pojawiać w swoim czasie. Może po dwudniowej, może po tygodniowej, może po kilkumiesięcznej przerwie. Dziękuję za 4 tysiące wyświetleń i przepraszam za swój cynizm.
Pozdrawiam
Blessed Peas
CZYTASZ
Atelier
AdventureKiedy tylko ludzie w czarnych garniturach zabierają Castrid do ciemnego samochodu, jest wściekła na siebie, że była zbyt słaba, by się postawić. Wiedziała, że to jej zdolność była tego powodem, ale nie wiedziała kto by ją chciał. Była bezużyteczna...
