XII

63.2K 2.8K 5.9K
                                    

2 tygodnie później...

  Walnąłem pięścią w worek, czując kolejny przypływ adrenaliny w moje ciało. Czuję każdą drgającą komórkę, moje ciało płonie, tętno pulsuje i po kilkugodzinnym treningu zaczynam odczuwać zmęczenie, ale nie zamierzam odpuszczać. Ponownie zaciskam dłoń na małym kawałku materiału, który jest owinięty wokół mojej ręki i uderzam w czarny worek, biorąc głęboki wdech. Przedmiot pod wpływem mojej siły zamiast ruszyć, on ani drgnął. Zmarszczyłem brwi, oddychając głośno, gdy nagle ujrzałem wychylającą się twarz przyjaciela.

— Skończyłeś? — zapytał Jesse, opierając się o worek — Stary, siedzisz tu już pięć godzin. 

— Nie masz dość? 

Odwróciłem wzrok w stronę bruneta, który wolnym krokiem kroczył w moją stronę. Matt przyjechał tydzień temu z wysp, na których przesiadywał z moją kuzynką, Evą. Szarmancko poprawił swoją marynarkę i usiadł na ławce obok, przyglądając mi się uważnie. Westchnąłem głośno i oparłem się o worek, spuszczając głowę w dół. Widzę, jak pot kapie z mojego nosa, brody, ja cały ociekam potem i czuję każdą pulsację w moim ciele. Robię krok w tył i odwracam się, aby sięgnąć po butelkę, jednak Matt gwałtownie zabrał mi ją sprzed nosa.

— Oddawaj to. 

— Dlaczego ty do niej nie pójdziesz, co? — zapytał, odkręcając korek w butelce, aby na moich oczach napić się wody.

Wciągnąłem więcej powietrza do płuc i odwróciłem się. Poprawiłem materiał owinięty na moich rękach i stanąłem przed workiem treningowym, by ponownie uderzyć. Pierwszy cios padł, jednak drugi został już stłumiony przez Jesse'a, który zagrodził mi drogę.

— Stary, ty naprawdę oszalałeś — odezwał się — Matt ma racje, zrób coś w tym kierunku, bo mam dosyć widzieć cię takiego przez następne dwa tygodnie.

Odwróciłem od niego wzrok, siadając na ławce. Wyrwałem przy okazji wodę mineralną z dłoni Matta i napiłem się zimnej cieczy, która zwilżyła moje gardło oraz sprawiła, że poczułem upragnioną ulgę. Oparłem głowę o ścianę i oddychałem ciężko, przymykając oczy. Przez dwa tygodnie tylko tak funkcjonowałem jak teraz; siłownia, worek treningowy i mordercze ćwiczenia, które wysysały ze mnie całą energię. Większość czasu właśnie tutaj spędzam, a wiele rzeczy związane z firmą zostały na głowie Jesse'a i Matta, którzy nerwowo z tym nie wytrzymują, ale mnie to nie obchodzi. Przez dwa tygodnie obchodzi mnie tylko to, co się dzieję z kobietą, która zawróciła mi w głowie jak nigdy. Nie potrafię się na niczym innym skupić jak tylko na niej.

Wszelkie próby skontaktowania kończą się na brakiem odpowiedzi albo moim tchórzostwem. Potrafię tylko podjechać pod jej dom, patrzeć w stronę okien, dostrzegając jej piękną sylwetkę oraz twarz, która śni mi się po nocach. Na żadnego esemesa nie odpisywała, zdążyłem ich wysłać prawie tysiąc, a każde połączenie telefoniczne odrzucała. Nawet rozmowa z jej przyjaciółką, Mindy, którą wezwałem tydzień temu do siebie w środę nie pomogła. Zero informacji, zero kontaktu, nic, zero. Nie potrafię przestać o niej myśleć, nie potrafię pogodzić się z tym, że ode mnie odeszła. 

— Może potrzebujesz się nachlać? — zapytał Olivers.

— Potrzebuję jej.

Tylko jej.

— To na co ty czekasz? Zrób coś w końcu w tym kierunku, bo ją stracisz. W sumie... — zakpił sobie Jesse — Już to zrobiłeś. 

— Nie z mojej winy — odparłem, rozwiązując materiał na dłoniach.

Nie mam pojęcia, jakim cudem zegarek, który mi podarowała i który nosiłem z przyjemnością, trafił w ręce Collins. Żałuję wszystkiego, co z tą kobietą mnie łączyło, a łączył jedynie biznes. Kobieta zniszczyła mi wszystko, z łatwością poszło jej zepsuć coś, co było dla mnie najważniejsze w życiu – Marnie Wilson, najważniejsza kobieta w moim życiu. Nie potrafię tego zaakceptować, nie umiem przyjąć do siebie informacji, że jej już nie ma. 

Dobre wrażenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz