5

126 7 2
                                    

-To jak z tąd zejdziemy?-zapytałam-jeśli myślisz ,że skoczę, albo zrobię coś równie niebezpiecznego to się mylisz! -zakończylam ostro. Nie chciałam ryzykować.

-Nie miałem zamiaru z tąd schodzić w sposób ci znany-odparł tajemniczo i zagwizdał.

Nad nami coś zaszurało, więc spokrzałam do góry, lecz szybko opuściłam wzrok. Obok Daniela na skraju dachu wylądowało zwierzę, które wyglądało jak koń. Kara maść byłaby praktycznie nie widoczna na tle nocnego nieba, gdyby nie to, że upstrzona była malutkimi białymi gwiazdeczkami. Najwięcej było ich na brzuchu a czym wyżej, tym ich ilość się zmniejszała.  Pysk miał nienaturalnie wydłużony. Uszy były takie, jak na konia przystało. Jednak to stworzenie nie było zwierzęciem, jakie można zobaczyć na farmie. Z jego boków wyrastały skrzydła, które teraz stwór postanowił złożyć. Wpasowały się idealnie w siatkę lśniących  punktów na jego sierści. Gdybym nie przyglądała się tak wnikliwie nigdy bym ich nie zauważyła. Podeszłam blisko zwierzęcia, a ono przyjaźnie parsknęło.

-To jest pegaz i będzie naszym środkiem transportu-wyjaśnił Daniel-ma na imię Marvolo.

Na dźwięk tego imienia nogi odmówiły mi posłuszeństwa i runęłam z krawędzi w dół...
Próbowałam przypomnieć sobie skąd kojarzyłam tą nazwę, jednak nie miałam żadnego pomysłu. Poczułam się dzwnie lekko, nic mnie nie trzymało. Byłam wolna. Wiatr rozwiał mi błękitne włosy. Oczy się rozszeżyły i zaczęlam się śmiać. Śmiać, jak nigdy wcześniej. Zwinnie obróciłam się na brzuch i zobaczyłam, że spadanie zaraz się skończy. Rozłożyłam palce i zaczęłam je liczyć jak dziecko, aby nie myśleć o tym, co się zaraz stanie. Gdy doszłam do pięciu uderzyłam w coś... miękkiego. Ciepłe, szorstkie dłonie zacisnęły się w okół mojej talii i przyciągnęły mnie do ich właściciela. Zdałam sobie sprawę, że zamknęłam oczy. Otworzyłam je i ujrzałam twarz Daniela. Jego oczy uważnie, z powagą wpatrywały się w moje. Chłopak zdjął jedną rękę z moich bioder i złapał za kosmyk włosów.

-Zawsze są niebieskie?-zapytał

Nic nie odpowiedziałam, byłam zbyt roztrzęsiona i dalej przerażona możliwym zakończeniem. Zrobiło mi się słabo. On, jakby czytając mi w myślach podał mi butelkę wody. Piłam łapczywie i gdy skończyłam poczułam sie odrobinkę lepiej. Tymczasem pegaz szybował ponad dachami domów. Chłodne powietrze smagało mnie po twarzy. Obserwowałam w skupieniu zabudowania mijane podczas lotu. Potem zapatrzyłam się w niebo- gwiazdy migotawły delikatnie w oddali. Mogłabym oglądać je godzinami, ale ciemne, kłębiaste chmury burzowe zasłoniły je w ciągu kilku chwil. Tylko księżyc oświetlał pegazowi drogę. Nie wiedziałam dokąd zmierzamy, ale teraz nie było to ważne. Zamknęłam oczy, przytuliłam się do Daniela. Natłok myśli i wyczerpanie sprawił, że zaczęłam zasypiać. Jedyne co do mnie docierało to chłopak, który delikatnie bawił się moimi włosami, zaplatając z nich luźny warkocz.
-----------------------------------------------------------
Dziękuję wam z całego serca! Jest was tak dużo😀. Wrzucam następny rozdział, mam nadzieję, że zauważycie poprawę. Dalej zachęcam do pisania komentarzy, ponieważ to właśnie one dają największą motywację do tworzenia.
                                                    Wasza €m

€mcia Hope-Córka OkeanosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz