15

71 4 10
                                    

Wykaraskałam się ze strumienia. Nade mną stał, a raczej wisiał, słup wody, który po chwili zmienił się w małego chłopca. Miał pulchne policzki, grube, krótkie nóżki i rączki. Małe świńskie oczka nadawały mu przebiegłego charakteru. Nie miał ubrania. Choć stworzony był z wody, wyglądał, jakby był ze  szkła, albo błękitnych płytek ceramicznych polerowanych na wysoki połysk. Uśmiechnął się promiennie, łapiąc pulchną rączką moją dłoń.

-Cześć! Jestem Ladon, bóg arkadyjskiej rzeki Ladon. Posiadam Wielką Moc. -przerwał, puścił mnie i zatoczył rękami wielkie koło, które miało pokazywać, jak jest wielka-A ty jesteś moją siostrą!-wykrzyczał jak małe dziecko, którym, przynajmniej z wyglądu, był.

-Ach tak... - z sarkastycznym powątpiewaniem rzekł Daniel-
Bóg Ladon rzeki Ladon. Żeby było łatwiej zapamiętać, tak?-uśmiechnął się pobłażliwie.

Tak!-wrzasnął przeraźliwie chłopczyk- To znaczy nie! Nie! To imię po prostu jest ładne! O tak!

-Ach, przestań już Daniel!-warknęłam cicho na niego, jednocześnie gromiąc go wzrokiem.

Mały bóg skakał w około. Wychlapywał wodę ze strumienia skacząc do niej z pobliskich pniaków i  kamieni. Po dziesiątym skoku z rzędu zatrzymał się. Powoli odwrócił głowę w naszą stronę. Jego mina nie zapowiadała nic dobrego.

-Bym bym zapomniał! Wszyscy moi goście muszą zagrać ze mną w chowanego. Nie ma innego wyjścia. A jako, że stoicie w dodatku w mojej wodzie. Zagramy dwie tury! Jeżeli was znajdę i dotknę w ciągu pierwszych 10 minut, przegrywacie i tracicie głowę-to mówiąc uśmiechnął się złowrogo, stanął przodem do pobliskiej sosny, zaczął odliczać- 50, 49, 48, 47...

-Chyba nie bierzesz tego na serio. To tylko dziecko- szepnęłam do chłopaka.

Daniel zbladł. Gorączkowo zaczął rozglądać się za kryjówką. W pobliżu znajdował się jedynie sosny i omszałe głazy. Miejsc do ukrycia się było stosunkowo nie wiele.

-Jesteś świerzakiem. Uwierz mi, on mówił to całkiem poważnie-odparł chłopak przeczesując wzrokiem okolicę.

Zaczęliśmy biec. Przeskakiwaliśmy przez stare kłody, potykaliśmy się o korzenie i mchy. Gęsta woń lasu spowalniała moje ruchy.
W obliczu zagrożenia zdawała się być fizycznie zawieszona w powietrzu, namacalna i okropnie kleista. Parłam dzielnie do przodu, pół biegnąc, pół wieszając się na ramieniu chłopaka. Daniel zawzięcie przemierzał gęstwinę, praktycznie wlekąc mnie za sobą. Byłam wściekła, że dałam się tak łatwo złapać w pułapkę.
Na horyzoncie zamajaczyło ogromne drzewo. Rozłorzyste gałęzie spokojnie dały by schronienie przed słońcem stadzie dzikich słoni. Aby objąć go w pasie potrzeba by było z pięćdziesiąt osób. Nie miałam pojęcia ile mogło mieć lat.

-Szuuuukaaaam!-ogłuszający krzyk dziecka rozbrzmiał przebijając się przez zgęstniałe powietrze.

Zmęczona oparłam się na pniu. Daniel ciągnął moją rękę, zmuszając mnie do dalszego biegu. Nie miałam już sił. Czarne mroczki skakały po moim świecie, barwiąc obraz na ciemny granat. Zwiesiłam głowę, aby krew dopłynęła do mózgu. Przestawałam słyszeć, jedyne co pozostało z dźwięku to kłujący pisk ciszy. Oddech obijał się o płuca, kołacząc niecierpliwie, czekając na wypuszczenie. Silne ramiona Daniela podtrzymywały mnie w pionie. Nie pozwalał mi położyć się i odejść. Niespodziewanie zimne, chude ręce złapały mnie pod ramiona. Zawroty głowy nasiliły się, po czym zlaly w wirujący lejek o czarnej barwie.
-----------------------------------------------------------
*Tak, sama się sobie dziwię, że za każdym razem robię tą kreskę*

Z powodu okrągłych 500 wyświetleń będzie jakiś rozdział, w którym co nieco opowiem o bohaterach...
A jakich...? To wy głosujecie! Podawajcie propozycje w komentarzach, a ja rozpatrzę wnioski. To czas start!

€mcia Hope-Córka OkeanosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz