Ciężar, który dźwigamy

338 42 10
                                    

- Argon nie jestem niewyżytym mordercą na litość bogów puść mnie... -prosiłam już od dobrych pięciu minut. 

Ciągnięta przez swojego zastępce w stronę Sali Kryształu nie czuję się zbyt dobrze. W naszej Kwaterze takie akcje to codzienność, nic niezwykłego widzieć gdy jakiś śmiałek próbuje na mnie wpłynąć. Zwykle skutek jest taki, że musi czyścić podłogę w stołówce lub jeśli sobie solidnie nagrabi to zabawia się w babcię klozetową. Tutaj natomiast czuję się po prostu źle. Myślałam, że poczucie bycia zdradzonym już mi minęło. Myliłam się. Zaparłam się nogami przed wejściem do sali. Jeśli już muszę tutaj być, będę. 

- Argonie puść mnie -powiedziałam spokojnym i opanowanym tonem. 

Moi towarzysze westchnęli zrezygnowani, ale posłuchali. Od razu poprawiłam materiał swojego munduru i szybko zanim zdołałabym się rozmyślić otworzyłam drzwi wchodząc do pomieszczenia. Nic nie zmieniło się podczas mojej nieobecności, oczywiście z wyjątkiem kryształu, który w porównaniu z niegdysiejszą wersją siebie wypada nad wyraz nędznie. Przeniosłam wzrok na kobietę o zwierzęcych uszach. Wpatrywała się we mnie z zaciekawieniem, ale nie z żalem lub skruchą. Zmarszczyłam brwi. Czy to możliwe, iż mnie po prostu nie poznaje? Obie stałyśmy i gapiłyśmy się na siebie, a atmosfera stawała się tak gęsta, że można było zacząć kroić ją nożem. Uczucie nienawiści co prawda nie było tak obezwładniające jak kiedyś lecz wciąż się tli. 

- Jestem ciekawa dlaczego napadłaś bezbronnego strażnika naszej straży i kim jesteś -powiedziała jak przystało na dowódce Kwatery Głównej równie twardo co nieustępliwie. 

Korciło mnie jak diabli, by rzucić tekstem w stylu "bo miałam ochotę" jednak jako Generał nie mogę pozwolić, by moje uczucia przyćmiły mi osąd sytuacji. 

- Enni Caloway Generał Srebrnego Oddziału Smoczej Straży z Kwatery na Wybrzeżu Kalarioi, żądam oficjalnych przeprosin za poniżenie moich podwładnych i próbę ataku na mnie. 

Lisica uniosła brwi z coraz większym zainteresowaniem mierząc mnie wzrokiem. Moi towarzysze gotowi byli w każdej chwili dobyć broń w razie jakiegokolwiek zagrożenia jednak wiedziałam, że raczej nic nam nie grozi. Tutejsi strażnicy nie są barbarzyńcami choć przypominając sobie sprawę z pewną miksturą nie jestem pewna. 

- Wy jesteście tymi strażnikami ze Smoczej Straży, których miała przysłać Olivia? -spytała, a ja mimo woli się skwasiłam.   

- Owszem -potwierdziłam nie opuszczając gardy. -Zapewniam jednak, że żadne z nas nie będzie waszą służbą jak to bezczelnie ujął pewien z twoich podwładnych. 

- Rozumiem i zapewniam, że tak się nie stanie... -Spojrzałam na nią twardo oburzona. 

Nauczyłam się wychwytywać obrazę, kpinę, fałsz w wypowiedziach osób, z którymi muszę współpracować, ale tutaj wrogość okazana jest niemal otwarcie. Nie jestem pierwszym lepszym strażnikiem, jestem dowódcą jednego z najznamienitszych oddziałów. Nie pozwolę się poniżać. 

- Nawet bez twych zapewnień jestem tego pewna. Przybyliśmy tu służyć radą i dzielić się wiedzą, a nie czyścić wam buty -sarknęłam ostro i wyniośle. 

Zdaje sobie sprawę, że ta rozmowa powinna przebiec w zupełnie inny sposób lecz nie mogę ustąpić w żadnej kwestii dotyczącej naszego pobytu tutaj. Zaistniała właśnie sytuacja żadnej ze stron nie jest na rękę. Od dawna wiadomo, że oficjalnie straże nie rywalizują ze sobą jednak każda ma własne sekrety i ani nam się śni podporządkowywać komukolwiek jak to kiedyś zasugerowano. 

- Zawieśmy broń -zasugerował Argon, który mimo pozornego spokoju również wiedział, że jeśli nie pokarzemy pazurów możemy zostać po prostu zniewoleni.  

Obie skinęłyśmy głowami lekko się rozluźniając. Kitsune usiadła na swoim honorowym miejscu posyłając mi już w miarę znośne spojrzenie.  

- Wybaczcie mi. W naszej kwaterze doszło pewnych nieprzyjemnych zdarzeń i wszyscy jesteśmy kłębkami nerwów -rzekła spokojnie czarnowłosa. - Jestem ci Generale Caloway dozgonnie wdzięczna za sprowadzenie Merego i wyrażam szczerą skruchę za tak groteskowe potraktowanie twoich podwładnych. 

Nie mogła tak od razu? Odetchnęłam z ulgą nieco się rozluźniając i dość nieznacznie uśmiechając. 

- Proszę mów mi Enni i wybacz dość surową reakcję. Nie lubię gdy traktuje się nas niczym robaki. Ja i obecni tu moi towarzysze ciężko pracowaliśmy na nasze pozycje w straży, więc nie dziwota, iż poniosły mnie emocję -skłamałam gładko. 

Nie dałam ponieść się emocją, no chyba, że tak przy bramie jak rozwaliłam nos temu chłoptasiowi, który srał wyżej niż dupę miał. 

- U was panuje inna organizacja zgadza się? -zwróciła się do mnie kobieta.

- Owszem. 

Nagle dziewczyna błyskawicznie wstała i zaśmiała się nerwowo. Cieszę się, że jestem Generałem i mogę jej pyskować i dopiekać. Nie mam zamiaru otwarcie się mścić, ale nie będę sierotką, która ma złote serduszko. Potrafię wycinać ładne numery. 

- Zapewne jesteście zmęczeni po podróży. Keroshane zaprowadzi was do pokoi byście mogli odpocząć przed przyjęciem, które szykowaliśmy na wasz przyjazd. 

Wywróciłam oczami. W pierwszej chwil chcą zrobić z nas pomywaczki w następnej organizują na naszą cześć przyjęcie. Spojrzałam na czarnowłosego chłopaka, który uśmiechał się do nas nieśmiało. Odwzajemniłam gest z tym wyjątkiem, że ja zrobiłam to pewnie. Kero był jedną z tych nielicznych osób, za którymi w jakimś stopniu tęskniłam. Może to dlatego, iż jest taki dobry i nieśmiały? Sama nie wiem. Droga do naszych pokoi minęła w ciszy i sztywnej atmosferze. Z zaciekawieniem stwierdziłam, że pokój, który zajmowałam kilka lat temu został całkowicie zmieniony. Niegdyś ściany koloru turkusu przemalowano na soczystą zieleń, a olbrzymia ilość regałów zniknęła zastąpiona schludnym biurkiem i krzesłem. Pokój bez starego wyposażenia wydał mi się niezwykle pusty. Jako, iż ja byłam ostatnią osobą, którą trzeba było zakwaterować postanowiłam wykorzystać ten fakt i wymienić kilka zdań z chłopakiem. 

- Myślę, że ten pokój z kilkoma regałami wyglądałby bardziej przytulnie -uśmiechnęłam się do byłego przyjaciela. 

Chłopak spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem. Jaka to ironia, że ze wszystkich izb mi przypadła akurat ta.   

- To prawda -powiedział nostalgicznie, ale nie wykazał niczego co mogłabym odebrać za znak iż mnie pamięta. 

Może to zabrzmi zabawnie, ale miałam nadzieję, że wszyscy będą mnie tu pamiętać, a jednak ani Miiko, ani Kero mnie nawet nie poznali. To smutne, że nie pamiętają mnie osoby, której wyrządzili tyle złego, bo jakby nie patrzeć to co zrobili było bestialstwem. 

- Myślisz, że Miiko pozwoli mi urządzić to pomieszczenie po swojemu? -zapytałam, by podtrzymać i tak lakoniczną rozmowę. 

To samo pytanie zadałam kiedy tu przybyłam, co prawda ośmioletnia dziewczynka dużo zdziałać nie może, ale zawsze coś. Kero znów uśmiechnął się ze smutkiem. Coś dzwoni, ale w którym kościele, nie?

-Sądzę, że nie będzie mieć niczego przeciwko -powiedział i zaczął powoli się oddalać. 

Weszłam do pokoju delikatnie zamykając za sobą drzwi i przejeżdżając dłonią po drewnianej framudze. 

- No to wróciłam... -westchnęłam nostalgicznie. 

Rozpacz naszych gwiazd ||EldaryaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz