happy end

465 46 2
                                    


JungKook pov

Rodzice postanowili zrobić ze mną coś sensownego. Podobno już nie mogli patrzeć an to jak sie zaręczam i głoduje.

Postanowili wysłać mnie na terapie.

I chodziłem do tej przechodni psychologicznej. Dzień w dzień. Tydzień w tydzień. Miesiąc w miesiąc.

A dni mijały, niby coś sie polepszało. Jednak to wszystko nie było tym samym...

Strasznie mi go brakowało. I za każdym razem gdy rodzice mnie odbierali, jadąc samochodem do domu, myślałem tylko o nim.


I może to trochę chore, ale czasami, żeby zasnąć, wyobrażałem sobie, że on leży obok. I rzeczywiście wtedy spokojnie zasypiałem.

Nawet gdy widziałem jakiegoś chłopka jego postury, miałem chęć do niego podejść i spojrzeć mu w oczy. Ale nigdy trgo nie robiłem, bo to nigdy nie był on.

I czułem, jak cholernie mi go brakuje. Może stałem się psychiczny? Wszędzie widząc jego osobę i wyobrażając sobie, że jest obok. Czasem nawet myślałem, ze z nim rozmawiam, i momentalnie robiłem się szczęśliwy.

To naprawdę chore.

No cóż, dzisiaj dzień jak co dzień. Rodzice zawiezli mnie do tej pieprzonej kliniki, był dla mnie jak drugi dom . I jak zawsze znowu szli ze mną aby odprowadzić mnie pod same drzwi. Chyba mi nie ufają. 

Szedłem tym białym korytarzem, jak pierdyliąt razy wcześniej.

Znowu rózni lekarze stojacy na korytarzach i patrzący w oczy wszystkim pacjentom, tak jakby mieli zajrzeć im wprost do umysłu. 

Znowu rodzice swoich dzieci, siedzący na ławkach  i spoglądajacy w dół. Zapewne już maja tego dosć. Tak jak moi.

A ja ide przed siebie, znowu sunąc dłonia po starej scianie, prawie tak jakbym był ślepy.

I znowu jak we śnie widze czarną czuprynę, której mógłbym przysiadz, że z nikim bym nie pomylił, jednak zrobiłem to juz tyle razy. I zblizam sie do kolejnej sztucznej podróby mojego chłopaka.

Rodzice ida dalej, a ja jak kompletny głupek, staje tuz obok niego opartego o ściane. Stałem obok iego, nawet nie zwazając na to, że rodzice juz uciekli mi gdzies do przodu. Nie myslac nawet o tym, ze stoje po środku korytarza, wpatrzony w kolejngo chłopaka.

Stałem jak psychol i po prostu patrzyłem.

Wtedy spostrzegłem tabliczke na drzwiach obok: "Choroby z sennością."

A on chyba wyczuł moja obecnosc, bo odwrócił głowe w moja strone.

Jego oczy wygladały, tak jak te w które zawsze patrzałem. 

I teraz stalismy tam patzrąc sobie nawzajem w oczy. I czułem z powrotem to oc wtedy. I cieszyłbym sie gdyby to nie było tylko chollerne złudzenie. Ale zapewne nim własnie było

Skoro było złudzeniem, mogłem robic wszystko, prawda?

Zreszta co miałem do stracenia? Moje zycie i tak nue ma żadnego celu...

Podszedłem blizej, zbliżyłem ta twarz do jego i połaczyłem nasze usta w pocałunku. 

Zdziwiłem sie bardzo, bo to nie była moja wyobraznia. Osoba rzeczywiscie oddwała pocałunki. Znowu czułem go.

I modliłem sie w duchu, zeby to naprawdę tym razem był mój Yoongi.

Moje oczy zaszły łzami, z tej cholernej tęsknoty, z... w umie kazdego powodu. po prostu nie potrafiłem wtedy nad soba panować. Wręcz jak nacpany. Cały swiat nie istniał, a to kim byłem ja było nieistotne. teraz liczył się tylko on.

Każda moja słona słona łza spływała swobodnie w połaczenie naszych ust. Jednek w pewnej chwili on sie oderwał. I z powrotem, powstał swiat istniejacy wokół nas. I teraz mogłem zobaczyc, że to naprawdę był on. Nikt inny. Jedyna osoba, na swiecie która daże uczuciem.

Ale on nie powiedział nic, tylko patrzył mi w oczy i połozył swoja dłoń na moim policzku. Znowu czułem jego dotyk. poczułem sie tak jakby to wszystko zaczynało się na nowo.

"Będziemy razem. obiecuje." tylko szepnał i zniknał za drzwiami przy których stalismy.

Poszedłem dogonic rodziców, którzy z usmiechami stali przy drzwiach do gabinetu. było naprawde dzwinie, rodzice nie pytali gdzie byłem, tylko patrzeli na mnie z usmiechem, a psycholog powiedział, że to koniec naszej terapii. Nie rozumiem co tu sie dzieje. Moze to znowu tylko złudzenie?


Tej nocy, potrafilem spokojnie spac. Spałem długo i bardzo dobrze sie wyspałem.

Zszedłem na dół do salonu, jeszcze ubrany w pizamę. Wszedłem do jadalni, gdzie siedziały trzy osoby.  Nie dwie, On ta siedział. A gdy wszedłem, on od razu odwrócił sie do mnie i wstał. 'Podszedł do mnie i chwycił mnie jak tylko najmocniej potrafił. Podniósł mnie lekko ku górze i trzymał tak ciasno jak nigdy. Cieszył sie mną jak dzieckiem. Naprawde nie wiedziałem co sie dzieje, czemu się tak dzieje...

Czemu on tu siedział, z moimi rodzicami w dodatku?

Ale w tej chwili nie musiałem tego wiedziec. Nie musiałem nic.

Bo po prostu wiedziałem, że mam go z powrotem.


Are you okey? ||| YoonKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz