Rozdział 5

5.6K 393 1.2K
                                    

- Louis, pośpiesz się, bo spóźnisz się do pracy! Jest już po dziesiątej! - Krzyknęła z dołu Danielle, a szatyn odruchowo złapał się za głowę. O tej porze, kiedy powinien już być w drodze do zakładu, siedział przy biurku w swoim gabinecie, ubrany w pasiastą piżamę, wypełniając na szybko ostatnie biurowe formularze, o których wczoraj z tego wszystkiego zapomniał. Wszystko to spowodowane było tym, że przez cały poprzedni wieczór chłopak stresował się dniem, który właśnie nadszedł.

Za półtorej godziny miała się odbyć jego pierwsza terapia z Harrym. Na samą myśl o tym Louis nerwowo zacisnął dłonie w pięści, mocno wbijając paznokcie w skórę. Przez cały wczorajszy wieczór chłopak zastanawiał się nad tym z jakim stosunkiem do niego podejść : przyjaznym, groźnym (czego przy okazji wiedział, że nie potrafi), a może udawać specjalistę i zachować tym samym dystans. Louis też modlił się w duchu o to, że Harry nie ma przy sobie jakiegoś sztyletu i nie poderżnie mu gardła, kiedy ten nie podzieli jego zdania na temat nieszkodliwości narkotyków, albo go nie poćwiartuje zjadając potem kawałki jego ciała na obiad... Nie, Harry na pewno tego by nie zrobił, bo jest przecież narkomanem, a nie kanibalem. Louis wiedział, że to głupie, ale i tak odetchnął z ulgą, kiedy uświadomił sobie, że o to akurat martwić się nie musi.

Szatyn złożył ostatni podpis na jednej z kartek, po czym niemalże podskoczył z miejsca i zerwał się do natychmiastowej organizacji. Nie mógł się przecież spóźnić, a o dziesiątej dwadzieścia, zaczynając tym samym terapie o jedenastej piętnaście, było to już praktycznie nie możliwe.

Szybko zrzucił z siebie piżamę i założył pierwszą lepszą granatową koszulkę, do tego czarne rurki i białe adidasy. Potem pędem pobiegł do toalety, umył zęby i ogarnął z lekka swoją fryzurę, która i tak nie wyglądała wystarczająco dobrze, ale nie miał na to po prostu czasu.

Wrócił do gabinetu, spakował teczkę do pracy i zbiegł na dół, prawie potykając się o własne nogi na schodach. Kiedy tylko znalazł się w salonie, do jego nozdrzy dopłynął zapach świeżej jajecznicy, który wywołał burczenie w jego brzuchu i przypomniał tym samym, że nie jadł jeszcze śniadania. Udał się więc do kuchni.

Pierwsze co zobaczył, to Danielle parzącą sobie herbatę przy drewnianym stoliku. Na jego widok, kąciki jej ust uniosły się lekko w górę. Louis jednak był za bardzo zabiegany, żeby odpowiedzieć jej tym samym. Podszedł do niej i złożył niechlujnego całusa na jej policzku, po czym bez słowa wyjął jedną bułkę z chlebaka, złapał ją w zęby i opuścił pomieszczenie.

- Louis! - Krzyknęła za nim oburzona. - Nie zauważyłeś, że zrobiłam Ci śniadanie?! - Powiedziała, wstając z krzesła i udając się za nim do holu. Louis wywrócił na to oczami, tak żeby tego nie widziała.

- Zauważyłem kochanie  ale wiesz, że jestem już spóźniony i nie dam teraz rady tego zjeść. Liczy się każda minuta. - Powiedział nie patrząc w jej stronę, zdejmując swój płaszcz z wieszaka i zakładając go na siebie.

Danielle stała, opierając się o ścianę i cały czas go obserwując.

- Nie zmienia to faktu, że mógłbyś mi chociaż ładnie podziękować. - Powiedziała, patrząc tym razem na paznokcie.

Louis spojrzał na nią z uśmiechem, po czym zbliżył się do niej i złożył czuły pocałunek na jej ustach, obejmując dłońmi jej twarz. - Dziękuję. - Szepnął, patrząc się jej prosto w oczy. Jej twarz natychmiast się rozpromieniła i dziewczyna słodko się zaśmiała.

- A teraz leć, bo jeszcze Cię zwolnią! - Krzyknęła, odpychając go od siebie.

Louis ostatni raz cmoknął jej usta na pożegnanie, po czym chwycił teczkę i udał się na podjazd, do swojego samochodu, którym było czerwone, nowoczesne bmw.

Fucking junkie • Larry; Ziam ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz