Tego dnia Harry był w wyjątkowo złym stanie. Wszytko działało mu na nerwy, od pielęgniarki, która przyniosła mu śniadanie, aż po panującą w pokoju ciszę, nie wspominając już o irytującej bieli, która go wszechotaczała.
Brunet mocno zasinął swoje dłonie w pięści, przygryzając dolną wargę. Nie chciał tu być. Znajdował się w tym miejscu już zdecydowanie za długo. Jego dni coraz bardziej mu się dłużyły i z minutą na minutę pragnął jeszcze mocniej się stąd wydostać. Co prawda razem z Niallem wpadli już na inicjatywę jak to zrobić, jednak wcale nie było to takie proste, jakim wydawało się być z pozoru. Metoda ta wymagała również czasu, nie pozostawiając po sobie gwarancji powodzenia. Brunet jednak wiedział, że była to jedyna możliwa opcja i musiał zrobić wszystko, żeby plan wypalił.
Krew bruneta parzyła go od wewnątrz. Harry wiedział, że jest to spowodowane brakiem narkotyków. Miał coraz gorsze samopoczucie i miewał poważne bóle i zawroty głowy. Wieczorami przyprawiało go o mdłości, a nocą cierpiał na bezsenność. Wszystko to kumulowało się i wywoływało niepoliczalne stany lękowe oraz nierealne wizje.
Zeszłego wieczoru wydawało mu się, że cofnął się w czasie. Wspomnienie, a właściwie jego fragment, wywołało mocne ukłucie w jego klatce piersiowej. Siedział wtedy zapięty pasem, na tylnym siedzeniu tuż za kierowcą, w ich srebrnym samochodzie, w którym znajdował się wraz z ojcem, mamą i siostrą - Gemmą. Wtedy wszystko jeszcze było inne. Wszyscy byli razem, tworząc wspaniałą, kochającą się rodzinę. Po policzku bruneta spłynęła łza. Pomimo tego, że wydarzyło się to dziesięć lat temu, ból z dnia na dzień był taki sam, nie ustawał.
- Gdzie jedźemy tatusiu? - Spytała się ośmioletnia dziewczynka, szeroko się uśmiechając. Ubrana była w czerwoną sukieneczkę w czarne groszki. Jej brązowe włosy spięte były w dwa kucyki, spinka z biedronką zbierała jej krótką grzywkę tak, aby ta nie wpadała jej do oczu.
- To niespodzianka. - Rzekł mężczyzna, patrząc się przez lusterko na córeczkę i posyłając jej tym samym ciepłe spojrzenie. Dziewczynka w odpowiedzi radośnie zahichotała.
- Nie lubię niespodzianek. - Rzekł wtedy posępnym tonem Harry, krzyżując ramiona. Na jego twarzy pojawił się grymas. Pomimo tego, że miał już trzynaście lat, lubił być czasami dziecinny i wręcz kochał udawać obrażonego, więc postanowił zrobić to i teraz.
- Ta napewno ci się spodoba, synku. - Szepnęła Anne, po czym cmoknęła chłopca w policzek. Na ustach kobiety znajdowała się czerwona szminka, która zostawiła po sobie duży ślad, na buźce chłopca.
- Ble! - Wykrzywił się, wycierając ręką policzek. Wtedy jeszcze nie doceniał matczynych pocałunków. Nie zdawał sobie bowiem z tego sprawy, że był to jego ostatni.
Harry dopiero teraz spostrzegł, że po jego policzkach spływały strumienie łez. Chłopak pociągnął nosem i szybko wytarł mokrą substancję, rękawami swojej koszuli.
Nie chciał sobie przypominać tego dnia. Naprawdę nie chciał. Jednak nie dało się go od tak wymazać z pamięci. Trauma z dzieciństwa niszczyła człowieka najbardziej, a Harry właśnie tego doświadczył. Pewnie dlatego dzisiaj taki był. Wyprut z emocji, nie zdolny do zwyczajnej, ludzkiej uprzejmości. Nie po tym co zobaczył. Nie po tym jak zobaczył ich śmierć na własne oczy. Nie po tym, jak Des je zabił.
Jego ślepia ponownie zaszkliły się łzami, jednak po chwili usłyszał dźwięk przekręcanego zamka. Nie wiedział kto to, jednak automatycznie skoczył na równe nogi, nie chcąc pokazać nikomu, ktokolwiek by to był, że jest w takim stanie.
Jego oczy się rozszerzyły, kiedy w pokoju pojawiło się kilka osób ubranych w stroje robotnicze, trzymając w rękach ogromne pudła.
CZYTASZ
Fucking junkie • Larry; Ziam ✔️
Fanfic#108 w Fanfiction • Louis (24 lata) pracuje jako terapeuta w zakładzie odwykowym w Londynie. Chłopak prowadzi spokojne, ustabilizowane życie wraz ze swoją śliczną partnerką Danielle, której planuje się oświadczyć. Jest bardzo dokładny, poukładany i...