Shadow: zew wolności

100 16 2
                                    

Po pamiętnej walce, Boss wycofał się z życia towarzyskiego koni. Zadawał się tylko z kilkoma osobnikami, które uważały go za co najmniej Boga. Nie obchodziło mnie to zbytnio, póki nie zagrażali innym zwierzętom. Oni trzymali się po prostu na uboczu.

Przez tydzień bardzo zbliżyliśmy się do siebie z Luną. Przegroda dzieląca wybieg na pół, została usunięta. Nie była do niczego już potrzebna, skoro żaden z koni nie wykazywał w stosunku do innych agresji. Tego dnia biegałem spokojnym galopem na końcu wybiegu, gdy usłyszałem,  że woła mnie Luna.
-Shadow, musimy porozmawiać.-powiedziała poważnie.
-Czy coś się stało, kochanie?-byłem zaniepokojony, ponieważ klacz wyglądała na smutną. Może jest chora?-Czy wszystko w porządku?-dopytywałem.
-Tak...Znaczy nie...Znaczy...-Nie mogła znaleźć odpowiednich słów-Chodzi o naszą rozmowę sprzed tygodnia. Pamiętasz?-wyrzuciła z siebie w końcu.
-Oczywiście, że tak.
Zaproponowałem jej wtedy, aby dołączyła do stada w rezerwacie.
Po jej zachowaniu domyśliłem się, jaką będzie odpowiedź.
-Shadow...Ja...Ja Nie mogę z Tobą iść. Za bardzo kocham moją pracę.
-Rozumiem, kochana.-powiedziałem w końcu, choć było mi przykro.
Przytuliliśmy się do siebie. Miałem świadomość, że to nasze ostatnie wspólne chwile.

Nie myliłem się. Tego samego wieczora, Mia wraz z Caroline, zapakowały mnie do dużej przyczepy. Zdziwiłem się, bo do niej mogłyby wejść spokojnie jeszcze ze trzy konie. Po chwili dziewczyny przyprowadziły jeszcze Diabla i...Lunę! Bardzo się cieszyłem, że mogę ich jeszcze zobaczyć.
-Diablo! Luna! Co wy tu robicie?-zapytałem szczęśliwy.
-Mia i Caroline co roku jeżdżą do rezerwatu pod namiot. Urządzają taki mały rajd konny. Odwiedzają wtedy stado, sprawdzają, co u Winda i Fabienne. W tym roku to my im będziemy towarzyszyć.-wyjaśnił Diablo.
Po czym ruszyliśmy. Podróż trwała około dwie godziny. Potem samochód się zatrzymał, dziewczyny otworzyły przyczepę, a my wyszliśmy wolno.
Obserwowałem, jak rozkładają namiot i rozpalają ognisko. Byłem nauczony bać się ognia, jednak ufałem moim dotychczasowym opiekunkom. Poza tym, moi zwierzęcy towarzysze nic sobie z tego nie robili. Spokojnie paśli się obok. Poszedłem w ich ślady.

Po jakimś czasie dziewczyny weszły do namiotu, po czym zapadła cisza. Była noc. Wraz z Diablem i Luną udaliśmy się w ślady opiekunek. Oni byli cały czas przy ludziach, więc nie umieli zbytnio czuwać. Mnie natomiast budził każdy podejrzany dźwięk. Tak było i tej nocy. Usłyszałem męskie głosy. Czyżby Mia i Caroline miały gości? Wytężyłem słuch. Nie. One spokojnie spały. Ten głos dochodził znad rzeki.
Ruszyłem w tamtym kierunku, budząc niechcący klacz.
-Shadow? Dokąd idziesz?-zapytała zaspanym głosem.
-Ciiii...Śpij spokojnie. Idę się rozejrzeć. Słyszałem rozmawiających mężczyzn.
-Może Ci się przesłyszało? Co by mieli tu robić?
-Tego nie wiem.
Po chwili klacz była obok mnie.
Kilka metrów dalej i ona to usłyszała. Byliśmy już blisko.
-Miałeś rację.-powiedziała cicho.
Zasłaniały nas gęste krzaki. Nie byliśmy widoczni dla rozmawiających, poza tym nie wyglądali na łowców dzikich koni.

-A co z rezerwatem i zwierzętami? Ta rzeka zasila pobliskie strumienie. Przecież jak ona przestanie płynąć, one i rośliny zginą z pragnienia!-mówił jeden głos.
-Nic mnie to nie obchodzi! Mamy skończyć robotę na czas. Inaczej szef zmniejszy naszą pensję, a na to nie pozwolę, choćby miały wyginąć wszystkie zwierzęta na świecie!-powiedział drugi-Zabieraj się za kopanie i dalej osuszamy tą rzekę! Jeszcze tylko trzy duże rowy melioracyjne i rzeki nie będzie! Postawimy ten cholerny market i zmywamy się z tej wiochy! Nie bój się, nikt się nie zorientuje, a budowy nie trzeba będzie przenosić.

-Diabły...Jak Tak można?-szepnęła Luna.
-Chcą uśmiercić nie tylko konie,  ale wszystkie zwierzęta z rezerwatu. To niedorzeczne.-odszepnąłem-Wracamy do dziewczyn. Rano damy im jakoś znać, co się dzieje. Może da się jakoś uratować naszą rzekę i ocalić zwierzęta.
Po czym ruszyliśmy z powrotem do obozu.

Shadow-wnuk Winda Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz