Ucieczka

634 57 9
                                    

Po trawiastej równinie walało się mnóstwo ogromnych kamieni, więc łatwiej było się nam ukryć. Gorzej było z tym, że w obrębie kilku mil nie było lasu, więc jeśli staruszek tych kreatur stąd nie przepędzi, to nie będzie wesoło. W końcu zwęszą nasz trop. A z powrotem cofnąć się nie możemy, bo misja weźmie w łeb.

Nie mając co robić obserwowaliśmy zza jednej ze skał jak Radagast bawi się z wargami i ich jeźdźcami. Świetnie sobie z nimi radził. Udało mu się ich od nas trochę oddalić.

Gdy byli wystarczająco daleko, Gandalf kazał nam się ruszyć. "Gdzie on nas prowadzi? Przecież tu nic nie ma." Pomyślałam. Biegliśmy tak między skałami, uważnie obserwując wszystko wokół, aż nagle czarodziej zatrzymał nas. Zauważył w pobliżu nieprzyjaciela, całe stado biegło po pobliskim wzniesieniu.

Jako że w kompanii biegłam na końcu, nic nie widziałam i jak na złość, kiedy się zatrzymaliśmy, wpadłam na Bilba, jednocześnie przewracając się. Narobiłam okropnego hałasu. "Czemu akurat ja i akurat teraz?".
Siedziałam na ziemi, nie mając odwagi się poruszyć, inni też zastygli w bezruchu. Byłam pewna, że orkowie usłyszeli hałas, który narobiłam. Przez chwilę nic się nie działo, hobbit podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Otrzepał mnie z kurzu, a ja stałam jak słup. Było mi strasznie głupio.

- Hej, wszystko w porządku. -szepnął. - Nie usłysz...

Jakże idealne wyczucie czasu miał ten warg i jego jeździec... W tym momencie siarczyście zaklęłam w myślach. Cóż za ironia. Wilk wskoczył na skałę, ale ledwie się pojawił, a już przeszyła go strzała Kiliego. Stworzenie zawyło żałośnie, wydając ostatnie tchnienie.
Zanim bezwładnie spadł ze skały, jego jeździec zaskoczył centralnie przede mną, zamachnął się i już miał zadać mi cios toporem, jednak byłam szybsza i Iliavą odrąbałam mu głowę. Teraz to już na pewno tamci nas słyszeli.

Rzuciliśmy się do ucieczki. Gandalf cały czas powtarzał, że "Już niedaleko". A jedyne, co było widać, to góry! A one znajdowały się spory kawał drogi stąd. Gdzie my idziemy!?

Słyszeliśmy wycie tuż za nami, aż ciarki mnie przechodziły. Nie było szans na dotarcie tam.
Pojedynczy wrogowie nas doganiali. Jednak krasnoludy sobie z nimi radziły.

Dotarliśmy do małej kotliny, gdzie odpieraliśmy wrogów. Na chwile przestałam strzelać do orków, aby ocenić sytuację. Rozejrzałam się, wszyscy żyli, ale...

- Gdzie jest Gandalf?

Krzyknęłam do Thorina. Wydało mi się dziwne, że się zmył.

- Zostawił nas! Kompania! Jak najbliżej siebie!

Wszyscy zebrali się w ciasny krąg. Stanęłam pomiędzy Bilbo i Nim. Hobbit obserwował wszystko uważnie, a elfka sprawiała wrażenie zamyślonej. Jej włosy były roztrzepane, a oczy nieobecne.

-Kili, no chodź, szybko! - krzyczała Lüt.

Krasnolud był tak pochłonięty walką, że oddzielił się od reszty. Zbliżała się do niego masa wrogów, i nie miał szans na ucieczkę.

Wtedy Nim oprzytomniała i na mnie spojrzała, jej oczy mówiły wszystko. Chciała go ratować, ale potrzebowała także mojej pomocy, do jeszcze czegoś... ale nie wiedziałam czego. Nie zastanawiając się skinęłam głową na znak zgody.
To były ułamki sekund, adrenalina buzowała w żyłach. Nim przemienia się w wilka, a ja wskoczyłam jej na grzbiet.

Dojechałyśmy do Kiliego, pozostawiając resztę w osłupieniu. Eliminowałyśmy wrogów, jednocześnie dając czas krasnoludowi na dotarcie do reszty.

Kątem oka zobaczyłam Gandalfa, stojącego za skałami. "A jednak, nas nie zostawił. Wiedziałam! " Machał do krasnoludów, a oni do niego pobiegli. Pociągnęłam wilczycę w stronę reszty, ale ona nie chciała się ruszyć, była czymś pochłonięta. Dalej straciłam z kompanią kontakt wzrokowy, ponieważ zostałam zrzucona z Nim i musiałam zająć się ratowaniem nas obu, nie wiedząc, co z resztą.

Sytuacja była beznadziejna wrogów przybywało, a my opadałyśmy z sił. Zastanawiałam się gdzie jest kompania. Dopiero po chwili zorientowałam się, że kompania zniknęła. Zostałyśmy same... Wiedziałam, że dalsza walka nie ma sensu. Klepnęłam Nim w łopatkę, nakazując jej się wycofać. Ona też zdziwiła się brakiem innych, przemieniła się z powrotem w elfa i pobiegłyśmy w stronę głazów. Zanim orkowie nas dopadli, schowałyśmy się w ciasnej wyrwie pod jedną ze skał. Była tak mała, że musiałyśmy leżeć płasko,na ziemi.
Horda przebiegła obok naszej kryjówki, ale nikt nas nie zauważył. Musiałam zapytać, o co jeszcze chodziło Nim. Więc zaczęłam szeptem.

- Nim, dzięki, że obroniłaś Kiliego, ale dlaczego nie wróciłaś z nim do reszty?

- A czemu ty z nim nie poszłaś?

- Nie chciałam zostawiać ciebie samej.

- Ja też nie chciałam zostawić ciebie, było ich tam strasznie dużo, a poza tym nie wiedziałam gdzie jest ojciec. Dałam się ponieść emocjom...

- Jemu nic nie jest, czuję to. (Kolejna Jedi) Ty na pewno też. My lepiej martwym się o nas. Trafiłyśmy w niezłe bagno.

Ucichłyśmy, kiedy przed sobą ujrzałyśmy truchło orka. Spadło ze skały pod którą się znajdowałyśmy i było przeszyte strzałą. Po chwili usłyszałyśmy stukot wielu kopyt. Widziałyśmy, jak nasi niedawni oprawcy przed kimś uciekają. Potem zobaczyłyśmy konie, a na nich... Elfich jeźdźców! Od razu zaczełyśmy wołać o pomoc, ponieważ wiedzialyśmy, że nam ją okażą. Kilku jeźdźców zeszło z rumaków i pomogło nam się wyczołgać spod głazu.

Stanęłyśmy na równe nogi i otrzepałyśmy się z kurzu. Podniosłyśmy głowy, a naszym oczom ukazał się sam Lord Elrond...

Ciąg dalszy nastąpi...

---------------------------------------------

No i oto kolejny rozdział!
Serdecznie pozdrawiam Mepharis, która pomogła mi w tworzeniu rozdziału.

Buziaki,
Carmen (Czy też Majka-wstajka)

Pięć. Razy. Nie. Zapisały. Mi. Się. Zmiany. Edycji.
Nienawidzę świata.
Branoc.
- Artur

Secrets of Middle-earthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz