Rozdział 9

950 57 0
                                    

- Nareszcie piątek! - wykrzyknął Mike, gdy wychodziliśmy ze szkoły.

- Macie jakieś plany na weekend? - spytała Emily.

- W sobotę moja drużyna ma mecz - odpowiedział blondyn.

- A moja was dopinguje - dodała Care.

- A ty Elena? - brunetka zwróciła się w moją stronę.

- Narazie nie mam żadnych planów.

- Mam do was prośbę - powiedziała Caroline. Wszyscy zwróciliśmy się w jej stronę, więc kontynuowała. - Jak wiecie w ten piątek jest bal i potrzebuje waszej pomocy w organizowaniu sali.

- Kiedy? - spytał Mike.

- Najlepiej w czwartek po lekcjach - odpowiedziała blondynka.

- Możesz na nas liczyć - odpowiedziałam, a pozostała dwójka skinęła głowami.

- Tak właściwie to macie już partnerów? - spytał chłopak.

- Idę z Ryan'em ze starszego rocznika - odpowiedziała Caroline.

- Ja dostałam pare zaproszeń, ale wszystkie odrzuciłam - odpowiedziałam. Nie chciałam iść z kimś kogo ledwo znam. Czułabym się niekomfortowo.

- No to musisz się szybko zdecydować - powiedziała Emily. - Wczoraj dostałam zaproszenie od takiego jednego z drużyny koszykarskiej, więc idę z nim.

- Ja natomiast, zaprosiłem wczoraj jedną z cheerliderek i idę z nią - odpowiedział blondyn wyraźnie zadowolony. - Dobra, musze lecieć. Do poniedziałku?

Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją drogę.

Ten tydzień minął mi bardzo szybko. Właściwie to z nikim się nie spotykałam przez dość sporą ilośc nauki. Raz jedynie przyszła do mnie Care. Wymieniłam rownież kilka wiadomości z Damonem, który chciał się ze mną spotkać. Nie chciałam, aby myślał, że go unikam, jednak naprawdę nie miałam czasu na spotkania.

Gdy weszłam do domu, nikogo tam nie było. W sumie nie ma się co dziwić, bo rodzice zazwyczaj kończą prace po dwudziestej.

Zmieniłam jeansowe spodenki na dresowe shorty i związałam włosy w koka. Następnie usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam telewizje.

Nie minęło piętnaście minut, a w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Telefon wskazywał godzinę szesnastą pięćdziesiąt. Niemożliwe, aby rodzice tak wcześnie wrócili.

Wstałam z kanapy i otworzyłam drzwi. Gdy zobaczyłam kto tam czeka, dostałam napadu radości.

- Chris! - rzuciłam się bratu na szyję.

- Spokojnie młoda - zaśmiał się klepiąc mnie po plecach.

- Halo, ja też tu jestem - za plecami mojego braciszka pojawił się wysoki szatyn.

- Mój Boże, Tyler! Jak ja cie dawno nie widziałam - rzuciłam się chłopakowi w ramiona. - Na ile zostajecie?

- Cały weekend - odpowiedział Chris.

- To dobrze. Mamy trochę do nadrobienia. Wchodźcie.

Chłopacy odłożyli swoje torby do góry i wrócili do salonu.

Till The Last Breath // Damon Salvatore (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz