Rozdział XXIV.

1K 101 32
                                    

Dziewczynka wpatrywała się w skulonego chłopca, który co i rusz wycierał kapiące z oczu łzy. Nie rozumiała do końca czemu płacze, lecz również jej udzielił się okropny nastrój. Rozumieli się bez słów, a także wiedzieli więcej niż reszta dzieciaków w ich wieku...

Kiedy drzwi przyczepki trzasnęły nagle, jasnowłosa przyczołgała się do grzejnika przy którym leżał rudowłosy, po czym przytuliła się do niego szybko. Była cała rozpalona, a z jej czoła zaczęły płynąć kropelki potu.

- Gówniarze! Wasz płacz zniechęcił do mnie Martina! Zapłacicie mi za to... - dokończyła groźnie, choć i tak dzieci które ukończyły dopiero rok - rozróżniały tylko nastrój swej matki.

Weszła do pomieszczenia w którym ujrzała wtulone do siebie bliźnięta. Prychnęła głośno, a cienki kabelek w jej dłoni trafił w plecy blondynki, która pisnęła i zaniosła się głośnym płaczem.

- Tak się kochacie? - pijana kobieta chwyciła nadgarstek dziecka, a następnie uniosła je do góry - I co teraz zrobicie, hę? A ty tam siedź gnojku, bo ci nogi z dupy powyrywam. - zagroziła chłopcu, który starał się chwycić siostrę za nóżkę.

Tancerka wyniosła roczną dziewczynkę na dwór, po czym wrzuciła ją do małej komórki, gdzie cyrkowcy trzymali niepotrzebne graty. Widziała gdy odchodziła, że mała strasznie się szarpie i wali w okno, aby tylko ją wypuścić.

Rudowłosy chłopczyk płakał za bliźniaczką, której nie widział kilka dni. Kobieta zaś przypomniała sobie o niej, kiedy po występie wróciła do przyczepy trzeźwa. Przez długi czas analizowała, czego jej brakuje. Kiedy dotarło do niej, że w komórce siedzi wygłodniałe dziecko - nie chciała jej nawet wypuścić, ponieważ myślała że nie żyje.

Weszła do szopki, a następnie podeszła do leżącego ciała. Znajdowali się w Gotham, a za kilka godzin mieli wyjeżdżać, więc Valeska wiedziała, że nikt jej nie będzie podejrzewać o zabójstwo tej małej smarkuli.

Zawinęła ją w jakiś stary kocyk, po czym wrzuciła na taczkę jak jakiegoś bezwartościowego śmiecia. Wywiozła ją do lasu, po czym zostawiła na poboczu...

***

Emily gwałtownie otworzyła oczy, rozglądając się na boki. Nie mogła zrozumieć kiedy zasnęła w fotelu, ale wiedziała że musiała być strasznie przemęczona. Od kilku dni nie spała, bo szukali tego cholernego mordercy, a teraz także i Joker'a, który nagle zniknął.

Z jej oczu mimowolnie zaczęły płynąć niechciane łzy, gdy dziewczyna przypomniała sobie sen towarzyszący jej umysłowi. Czy to możliwe, by było to wspomnienie? Przecież już miała takie dziwne przeczucia... W dzień "śmierci" Kerr'a - ona o tym śniła. Ta cholerna postać nie dawała jej spokoju.

Pociągnęła nosem, wycierając policzki, kiedy drzwi się otworzyły. Jasnowłosa zerwała się z miejsca, po czym wtuliła się w nieco zaskoczoną postać.

- Ems, ty i ludzkie odruchy? - usłyszała rozbawiony głos brata - Płakałaś? - kciukami przejechał pod jej oczami.

- Wariuje... Mój mózg płata mi figle. - złapała się za głowę, a następnie pociągnęła za końcówki włosów - Śniłeś mi się, i nasza matka też... Kiedy byliśmy dziećmi. - wydusiła z siebie, ponownie wpadając w płacz.

Jerome nie miał pojęcia, jak ma się zachować. Pierwszy raz widział Emily w takim stanie. Co mógł zrobić, oprócz przytulenia jej do siebie? On sam szybko uspokajał emocje, gdy znajdował się w pobliżu bliźniaczki.

- Nygma namierzył tego idiotę...

***

- Myślisz, że oni nam pomagają? - Harvey zaśmiał się ironicznie, a następnie poprawił nakrycie głowy - Już kompletnie zidiociałeś. Jim! To psychopaci - mordercy, którzy nie mają żadnych skrupułów. Oni z nami nie współpracują, zrozum to wreszcie!

Bullock był zirytowany zachowaniem przyjaciela, który wpierw za wszelką cenę pragnął zamknąć przestępców w najlepiej strzeżonych celach znajdujących się w Arkham, a teraz naiwnie myślał, że ludzie którzy chcieli ich zabić - teraz im pomagają. Według detektywa to zupełnie nie miało sensu.

- To jak wytłumaczysz ten list i zabicie ćpuna? - spytał Gordon, niezbyt przekonany słowami Bullock'a.

- Bo to był ćpun, a list Psycho napisała dla zabawy.

James pokręcił głową. W jego oczach psychopaci stawali się kimś w rodzaju wybawicieli. Podejrzewał, że za tym wszystkim stoi ta mała, niesforna i pokręcona dziewczyna, która potrafiła owinąć sobie wokół palca nawet klauna.

- Według mnie oni wciąż są psychopatami, ale chcą pomóc, żeby dalej być na szczycie. - wyszeptał zamyślony.

***

- Porwiemy go i co dalej? - zniecierpliwiony rudowłosy stanął przy drzwiach z pistoletem w dłoni.

- Daję ci pełne pole do popisu rudziku. - powiedziała tylko psychopatka, po czym ze zbolałą miną wróciła do samochodu, w którym siedział Ed, który wciąż rozmawiał przez telefon z burmistrzem.

- Wayne nie wygryzie cię z interesu. To nie on ratuje bandę dzieciaków, tylko ty. Każdy będzie o tym wiedział, więc się nie obawiaj. - uspokoił zdenerwowanego Pingwina, Nygma.

- Gdzie się podział Batsy, kiedy jest potrzebny? I gdzie jest kurwa Joker? - prychnęła Emily, siadając na miejscu pasażera.

Przeładowała powoli pistolet, trzymając go wciąż przy sobie. Gdyby coś poszło nie tak... Nie mogła wyobrazić sobie straty brata. Był dla niej najważniejszy, bo powoli zielonowłosy tracił zaufanie w jej oczach. Nie było go, kiedy go potrzebowała, a Valeska był na każde zawołanie - najlepszy brat jakiego mogła wyobrazić sobie psychicznie chora.

- Jerome idzie... - usłyszała nad uchem głos przyjaciela.

Spojrzała się do przodu, gdzie z naprzeciwka tanecznym krokiem szedł chłopak. Stanął przed maską samochodu, a następnie się ukłonił. Ujrzała w jego dłoni zakrwawiony nóż, którego wcześniej nie miał, a także w drugiej odciętą głowę.

- Miał go nie zabijać... - rzekł Nygma.

- Załatwił to dość szybko i brutalnie. - wzruszyła ramionami, a na jej ustach pojawił się leciutki zarys uśmiechu.

Jerome rzucił zapalniczkę w stronę magazynu, który nagle stanął w płomieniach. Patrzyła się na ten obraz z ekscytacją.

***

- Detektywie! Jakaś paczka do pana... - Steve podszedł do biurka, przy którym siedział mężczyzna, a następnie postawił przed nim dość duży i ciężki pakunek.

- Dzięki. - rzucił, by po chwili chwycić do ręki scyzoryk którym rozciął taśmę.

Otworzył prezent, aby po chwili spoglądania do środka - odsunąć się gwałtownie. Przysunął dłoń do ust, by powstrzymać odruch wymiotny, po czym chwycił do ręki przyczepiony do odciętej głowy liścik.

Jimuś, kotku.

Jak widzisz załatwiliśmy mordercę sami. Brawo my! Jak widać lepiej nadajemy się na policjantów, aleeee wolimy być niegrzeczni. To że pozbyliśmy się tego problemu, nie znaczy że staliśmy się bohaterami... Jesteśmy psychopatami, którzy kochają zabijać, więc szykuj się na nasz wielki powrót!

Ps. Masz pozdrowienia od mojego kochanego braciszka, który tak wspaniale załatwił tego idiotę.

Psycho <3

-----------------------------------------------------------

Wracam po długiej przerwie z kolejnym rozdziałem. Jak myślicie, co się stało z tym klaunem? Gdzie się ta menda znowu podziała? Mam nadzieję że teraz kolejne rozdziały będą pojawiać się systematycznie. 😙

Doctor JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz