Rozdział XXVI.

985 93 21
                                    

- Wybaczcie mi... - szepnęła, zakładając za ucho niesforny kosmyk włosów.

Nygma nie mógł uwierzyć w słowa dziewczyny, tak samo jak Oswald. Ich przyjaciółka chciała wyjechać, a oni nic nie mogli zrobić. Nie chcieli by się jeszcze na nich obraziła za podważanie jej decyzji, ale nie chcieli też tak tego zostawić.

- Pamiętaj, że mój klub jest zawsze dla ciebie otwarty. - Pingwin uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny dla siebie sposób, po czym przytulił do siebie smutną Emily - Dla ciebie też... - dodał, widząc nieco rozbawioną minę stojącego przy drzwiach Valeski.

- Wzięłaś wszystko? - spytał Edward, kiedy dziewczyna znalazła się w jego objęciach.

Jasnowłosa wywróciła oczyma, a następnie kiwnęła pewnie głową. Gdy odsunęła się od przyjaciela jej palce znalazły się na naszyjniku, który mimo wszystko jej towarzyszył - aż do teraz...

Zerwała go jednym, gwałtownym ruchem, po czym ze zbolałą miną oddała go Nygmie. Przywiązała się do niego, ale nie mogła go zatrzymać... nie chciała. Przypominałby jej o NIM.

- Przekaż mu to wraz z dopiskiem, żeby się pieprzył.

- Musi najpierw wyjść cało ze spotkania ze mną i Oswald'em, niech tylko się zjawi. - intelektualista prychnął głośno - Na pewno chcesz jechać w takim stanie? Przecież ty ledwo co stoisz na nogach... Co z kąpielą w chemikaliach? Przecież będziesz musiała tutaj wrócić, żeby nie umrzeć i...

- Nie będę nic musiała. Wlałam do kilku butelek maź, żeby zbadać jej skład. - położyła dłoń na jego ramieniu - Urządzę sobie sama swoje małe, domowe chemikalia.

Mężczyźni westchnęli jednocześnie, odprowadzając rodzeństwo do samochodu. To pożegnanie było dla nich najgorszym przeżyciem. Pragnęli, aby bliźniaki zostały w Gotham, jednak nie mogli ich powstrzymać w żaden sposób.

- To co, najpierw odwiedzimy naszego przyjaciela, a potem Paryż? - Emily uśmiechnęła się psychodelicznie, przechylając lekko głowę w bok.

- Co tylko sobie życzysz, Ems. - rudowłosy zachichotał, a następnie uruchomił auto i gwałtownie wcisnął pedał gazu.

Jadąc z olbrzymią prędkością z pewnością potrącili co najmniej trzy osoby, które wbiegły im przed maskę... mogli nie wbiegać. Ich problem.

Camaro zatrzymało się przed komisariatem. Jasnowłosa wyszła z auta lekko chwiejąc się na nogach, lecz utrzymała się w pionie dzięki ramionom Jerome'a. Podprowadził ją do drzwi, a następnie puścił ją niechętnie, gdy o to poprosiła. Chichocząc ruszył do przodu, z bronią w ręku.

- Nikogo nie chcemy skrzywdzić! - krzyknęła, kiedy wycelowane w nich zostały zapewne wszystkie pistolety znajdujące się na komisariacie - Przyszliśmy do Gordona i Bullock'a. - wytłumaczyła, podtrzymując się biurka, aby nie upaść.

Uniosła dłoń w kierunku brata, aby dać mu znać, że wszystko w porządku. Nikt z zebranych nie spodziewał się ujrzeć wielkiej Psycho w takim stanie - zawsze z szalonym uśmiechem, teraz ledwo potrafiła ustać na nogach o własnych siłach.

- Co wy tutaj robicie? - zadający pytanie Jim stał u szczytu schodów, przyglądając się podejrzliwie dwójce przestępców.

- Zamierzamy was wszystkich wybić jeden po drugim, wiesz? - powiedziała ironicznie, z przerażającą nutą, która zmroziła krew w żyłach policjantów.

- Chodźcie. - cofnął się do biurka, nie spuszczając podejrzliwego wzroku z dwójki przestępców.

Zmarszczył brwi, gdy rudowłosy cofnął się do kobiety, aby pomóc jej pokonać schody. To z pewnością nie był najlepszy pomysł, ponieważ pod koniec dyszała jakby właśnie przebiegła maraton.

- Wracać do roboty! - warknęła, odwracając głowę w kierunku zaciekawionych funkcjonariuszy.

- Co was do mnie sprowadza? - James wziął do ręki pierwszą lepszą teczkę, aby wyglądać na zajętego - Wiecie o tyn, że mogę was teraz zatrzymać?

- To raczej nie będzie potrzebne, bo i tak wyjeżdżamy. - prychnęła, siadając na krześle - Przyszłam się pożegnać i poprosić o małą przysługę...

- Mam ci w czymkolwiek pomagać? Nie ma nawet takiej opcji. - detektyw zaśmiał się gorzko, kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Po prostu mnie wysłuchaj, okej? - uniosła głos, aby uciszyć mężczyznę, który niechętnie skinął głową - Miesiąc temu Joker podłożył w banku kilka dużych ładunków wybuchowych... Zegar tyka, zostało jakieś trzydzieści minut do wielkiego buuum, więc radzę się streszczać. - wstała gwałtownie, po czym chwyciła się ramienia brata, aby ruszyć z nim do wyjścia.

- Dlaczego mi to mówisz? - Gordon dogonił ich przy drzwiach, aby dowiedzieć się jak najwięcej.

- Uznajmy to za dzień dobroci dla Gotham - w końcu wyjeżdża dwóch największych morderców. - zachichotała maniakalnie, podchodząc do Camaro - Cieszę się, że nie aresztowałeś mnie tuż po wejściu do środka... Miło było was poznać, ale na każdego kiedyś przychodzi czas. Pilnuj Pingwina, bo nie daruje jeśli coś mu się stanie.

- Dzisiaj wam odpuszczę pościg, ale nie wracajcie tutaj więcej...

Em usiadła na miejscu pasażera, które zajmowane było przez nią coraz częściej. Przymknęła oczy chcąc usnąć i najlepiej - w ogóle się nie obudzić. Miała dość cholernego życia. Wolałaby umrzeć na tą pieprzoną białaczkę...

- Paryż? - spytał Jerome, gdy przekręcił kluczyk w stacyjce.

Dziewczyna na moment wyrwała się z objęć marzeń. Otworzyła leciutko oczy, aby zastanowić się czy to będzie odpowiednie miejsce na nowy początek... Pragnęli zacząć od nowa, i właśnie tak się działo. Nie mogła jeszcze do końca tego pojąć, a co mówić o podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji. Skąd mogła wiedzieć czy była ona dobra? Raz się żyje, prawda?

- Paryż, braciszku, Paryż...

----------------------------------------------------

Wiem, krótko, ale to KONIEC XD łaaał wiem mało rozdziałów, ale do kontynuacji jest potrzebna nowa książka. Pojawi się tutaj epilog, a potem będziecie mogli przenieść się do kolejnej części którą znajdziecie na moim profilu tuż po opublikowaniu epilogu 😂❤

Proszę o opinię dotyczącą okładki, którą sama wykonałam. Będzie ona zdobić kolejną część c:

 Będzie ona zdobić kolejną część c:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Doctor JokerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz