28

579 39 18
                                    

Rano ogarnęłyśmy się razem z Maddie w ekspresowym tempie i poszłyśmy na zbiórkę.

Stephen uprzedził nas dzień przed, że dzisiaj mamy iść na przeklętą plażę.

Gdy dotarliśmy na miejsce, nie pozostało mi nic innego niż położenie się obok Dallas'a i puszczanie sobie piosenek Lady Gagi na telefonie.

Nie ma przecież nic lepszego niż słuchanie "Bad romance" na fulla i podśpiewywanie niektórych wersów.

Miny tych ludzi, którzy się nam przyglądają - bezcenne.

W końcu bateria w telefonie mi padła i zostałam zmuszona do bezsensownego opalania się.

Z zamyśleń wyrwał mnie głos Camerona.

-Wyjedźmy razem - położył się na brzuchu i mówił dalej - ty i ja Hiszpania - oświadczył, a mnie już na samą myśl skręciło w brzuchu. - Poznamy się lepiej, zresztą co ci szkodzi?

Patrzyłam tępo w jego źrenice i chyba pierwszy raz w życiu, nie wiedziałam, co mam powiedzieć.

-I ty naprawdę myślisz, że moi rodzice na to pójdą? "Hej mamo, hej tato, wylatuję na drugi kontynent z moim chłopakiem Cameronem!" - zainicjowałam krótką scenkę, gdy odzyskałam już mowę.

-Ehh, nie będziemy przecież całkiem sami, będzie też reszta chłopaków -powiedział Cameron i położył się zrezygnowany na plecy.

-Jeszcze lepiej! "Hej mamo, hej tato, wylatuję na drugi kontynent z szóstką przyjaciół i moim chłopakiem! Będę tam jedną dziewczyną!" - zaśmiałam się - Zresztą Cameron, jakie to będzie razem, skoro oprócz nas jedzie też reszta. - westchnęłam i zdjęłam okulary przeciwsłoneczne, żeby móc lepiej mu się przyjrzeć.

-Nie rozumiesz - pokręcił głową - oni zamieszkają w osobnych pokojach w hotelu. Długie wieczorne spacery i nocne rozmowy będą nasze - zamyślił się nad tym, co właśnie powiedział i przygryzł swoją wargę.

Chyba nie chcę wiedzieć o czym teraz myśli.

Od razu skarciłam się po głowie, bo przyszło mi na myśl, że to może się udać.

-Cameron, oni się nie zgodzą  - odparłam stanowczo, obserwując jego reakcje.

Przecież doskonale znałam moich rodziców. Nigdy nie traktowali mnie lepiej niż July, ale zawsze dawali mi do zrozumienia, że to ja byłam tą mądrzejszą.

-Rozumiem. Ale czy ty chciałabyś tam ze mną jechać? - zapytał spuszczając swój wzrok na moją dłoń.

Splótł nasze dłonie, tak że aż przeszły mnie dreszcze. Zdjął też swoje okulary przeciwsłoneczne i spojrzał się w moje oczy. Odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.

Sama nie potrafiłam uwierzyć w to, co mówię w tym momencie, ale naprawdę spodobał mi się ten pomysł.

-Jak niczego innego, Cameron - powiedziałam, a chłopak nic nie mówiąc, złączył delikatnie nasze usta.

-To który termin bardziej ci odpowiada? 19.07 czy 26.07? - zapytał z uśmiechem.

-Najszybszy - uśmiechnęłam się.

Cameron ponownie przywarł swoimi ustami do moich. Całowaliśmy się przez jakiś czas, tak jakby świat dla nas nie istniał.
Czułam się najważniejsza na świecie i przede wszystkim szczęśliwa, gdy byłam w jego ramionach.

To przykre, że ostatnio tak rzadko doświadczam tego banalnego uczucia, jakim jest szczęście.

-Ale jak ja mam to załatwić z rodzicami? - westchnęłam odrywając się od niego.

-Już wszystko jest ustalone, Shawn po obozie jedzie do swoich dziadkow do Los Angeles. Będzie przychodził do ciebie, aż twoi rodzice go polubią, wciśniesz im kit, że pomaga ci w matematyce, czy coś - powiedział i objął mnie ramieniem.

-Pomagał z matmy? W wakacje? A tak na marginesie to ty wiesz, że ja wygrałam konkurs matematyczny w tamtym semestrze? - prychnęłam, a on otworzyl szeroko oczy ze zdumienia.

Ku ku kujooon.

-Coś się wymyśli! Zresztą popatrz na Mendesa! Jego nie da się nie lubić - wskazał wolną ręką na Shawna, grającego w siatkówkę z resztą.
- I wtedy do akcji wkroczy on, zapyta czy nie możesz pojechac z nim i jego przyjaciolmi z kółka matematycznego do Hiszpani, będziecie doskonalili trygonometrię i te inne. - powiedział zadowolony ze swojego pomysłu.

-Boże Cameron, nie słyszałam bardziej idiotycznego pomyslu, ale zgadzam się na tą całą paranoję - zaśmialam się i położyłam swoją głowę na ramieniu Dallasa.

-Kocham cię Collins - zwrócił się do mnie i pocałował mnie w czoło.

-Ja ciebie też Dallas - odparlam.

Wpatrywaliśmy się wtuleni w horyzont i uśmiechaliśmy się jak opętani.

Mogłabym trwać tak już zawsze,
Ja i on.

I oczywiscie Gilinsky, który wylał na nas wiadro zimnej morskiej wody.

-Jack! - krzyknął wkurzony Cameron i pobiegł za nim, a ja położyłam się wygodnie na piasku, śmiejąc się.

♡♡♡♡

Zapraszam do mojego drugiego opowiadania na Wattpadzie: Rose Street ❤✊

Gwiazdka? To mega motywuje😘💕

Perfect holidays / Old MagconOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz