13

644 31 15
                                    

-Mendes! - wołałam Shawna, bo on jako, że gra na gitarze ma dobry słuch.

Podążaliśmy jakimś korytarzem. Co chwile obracałam się za siebie, żeby sprawdzić czy Jack oby na pewno idzie za mną. Nasza paczka była rozproszona po starym psychiatryku i akurat był to mój pomysł.

-Linds, słyszysz to? - wyrwał mnie z zamyśleń głos Jacka.

-Co? - zapytałam rozglądając się na wszystkie strony.

-To chyba Shawn i Luke śpiewają Shape of you - odpowiedział.

-Chyba nawdychałeś się tych prochów z tamtego pokoju Jack - stwierdziłam i zaśmiałam się - prowadź w takim razie - dodałam widząc jego powagę.

Zeszliśmy ze schodów, którymi przyszliśmy i ruszyliśmy w stronę wielkiego okna z kratami. Po prawej stronie znajdowało się pomieszczenie, z którego faktycznie roznosiła się piosenka. Weszłam pierwsza i to, co zobaczyłam totalnie wybiło mnie z rytmu.

Shawn Mendes i Luke Hemmings śpiewają piosenkę Eda Sheerana przy rozpalonym kominku. Wokół siedzi reszta chłopaków, a w rogu pokoju przytulają się Cameron wraz z Jasmine, Marcie i Chloe. Pod oknem siedzi jakiś mężczyzna na oko po 60tce, który wyglądem przypomina żula. Momentalnie uspokoiłam się, że jesteśmy wszyscy w jednym miejscu.

-To co wracamy? - zapytałam od razu, a wszyscy spojrzeli się w moją stronę.

-Po co Lindsay, jest fajnie, posiedźmy tu jeszcze - zwróciła się do mnie Chloe, a ja pierwszy raz w życiu znienawidziłam swoje imię, przez to jak je wypowiada.

Uśmiechnęłam się smutno patrząc na Camerona, który bez żadnych skrupułów obściskuje się z "blondi teamem" i przysiadłam się do Shawna.

-Nie przejmuj się - powiedział Mendes szeptem, a ja tylko wtuliłam się w niego.

-Zagrajmy w butelkę! - krzyknął nagle Matt.

-Świetny pomysł Espinosa, butelka w opuszczonym psychiatryku! - powiedziałam z sarkazmem.

-Nie poznaję cię Linds, przecież to ty chciałaś tu przyjść - powiedział Nash.

Jak wrzucimy Nasha i te 3 typiary do ognia to będzie się paliło do rana, tak sądzę.

-W sumie ok - powiedziałam i usiedliśmy razem z bezdomnym w kole.

-Ma pan jakąś butelkę? - zwrócił się do niego Gilinsky.

-A co wyglądam na alkoholika? - zapytał z powagą a ja dusiłam w sobie śmiech, przez co Jack walnął mnie w ramię.

-Nie nie, tylko potrzebujemy, żeby zagrać - odpowiedział i po chwili dostał to o co prosił.

Pierwsza wypadła Jasmine.

-Przeliż się z Nashem - powiedział Gilinsky i wszyscy zaczęliśmy się patrzeć w jego stronę.

Po chwili Jasmine i Nash całowali się. Posmutniałam, i nie, nie dlatego, że Nash mi się podoba tylko bałam się, że blondynki rozwalą naszą paczkę, wystarczy że już Cameron jest pod ich wpływem.

Poczułam lekki uścisk moich dłoni. Shawn i Gilinsky zauważyli pewnie, że nad czymś istotnie rozmyślam.

W końcu się od siebie oderwali i przyszła kolej na Johnsona.

-Zarapuj coś o Chloe! - krzyknęła uradowana.

Po chwili myślenia Jack zaczął swój tekst, który miał jasny przekaz, że Chloe jest tępą zdzirą, ale ona oczywiście się nie kapnęła.

Po Johnsonie przyszła kolej na Dallasa.

-Znajdź jakąś ciekawą rzecz w tym budynku i podaruj ją, którejś z dziewczyn. - powiedział Jack i popatrzył się na mnie.

Po niecałych 2 minutach Cameron wrócił do pomieszczenia z małym kotkiem w ręku. Spojrzał się na mnie. Starałam się nie ukazywać żadnych emocji, ale serce biło mi jak oszalałe. Miałam jednak coś takiego, co pozwalało mi wierzyć, że to ja zostanę nim obdarowana.

Co z tego, że mam alergię na koty.

Ale tak jak to zwykle bywa, chłopak odwrócił swój wzrok i ruszył ku Chloe, wręczając jej kota.

Mam nadzieję, że wydrapie ci on oczy, Chloe.

Było mi tak, przykro, że tego nie da się opisać.

Johnson rzucił mi tylko przepraszające spojrzenie, na co skinęłam głową i zapieprzyłam Shawnowi bluzę z kapturem, żeby było mi cieplej i żeby wdychać jego perfumy, ktore swoją drogą są doskonałe.

Dallas zakręcił i wypadło na mnie.

Życiowe szcz

-A więc Linds, przeliż się z Aloyzym - powiedział uśmiechając się.

-Jasne. Czekaj, że z kim? - zapytałam i modliłam się, żeby to nie było to o czym myślę.

Cameron wskazał palcem na bezdomnego, który tylko podejrzanie się uśmiechał. Najgorsze w tym wszystkim było to, że facet nie miał zębów. Tzn miał, ale pojedyncze i do tego czarne jak smoła.

Boże, mersi on mi plis.

Nie mam już więcej sił by walczyć o niego. Nawet nie mam ochoty. Właśnie pokazał jak bardzo mu zależało. Zawiodłam się na nim. Muszę go po prostu wymazać z mojej pamięci.

-Dallas, to już nie jest zabawane - powiedział Hemmings, a ja byłam mu cholernie wdzięczna.

-Ugh, w takim razie przeliż się ze mną albo Aloyzym - oznajmił Cameron z szelmowskim uśmiechem.

Posłałam Cameronowi swój najpiękniejszy uśmiech, który był przeznaczony dotychczas tylko dla Zacka, a on przygryzł dolną wargę.

Zapewne myślał, że wybiorę jego, żałosne. Mam swoje granice i po tym jak obściskuje się z Chloe nie mam nawet ochoty patrzeć w jego stronę.

Dobra raz się żyje.

Wszyscy uważnie obserwowali każdy mój ruch, a mi z każdym krokiem coraz bardziej zbierało się na wymioty.

W końcu podeszłam do dziadka, schyliłam się, wzięłam głęboki oddech i nagle poczułam potworny ból brzucha. Następnie zwijając się z bólu upadłam na ziemię i spojrzałam na staruszka, który w jednej sekundzie wyciągnął nóż z tylnej kieszeni czegoś kurtkopodobnego i wbił go w moją kończynę z której zaczęła rozlewać się krew.

W sumie, nie żałuję, wolę umrzeć niż całować jednego z nich.

-NIE!- krzyknęłam kręcąc przecząco głową.

Łzy spływały z moich oczu ciurkiem. Mężczyzna w pewnym momencie znalazł perfekcyjnie naostrzony nóż, nie tak tępy jak ten, który wbił mi w udo. Próbowałam wstać, nawet czołgać się, ale noga strasznie mnie bolała, mało tego byłam cholernie przerażona. Facet podszedł do mnie i przytrzymał moje nogi, wyciągając nóż z uda, powodując tym samym rozlew krwi.

Stwierdziłam, że już nic mi nie pomoże położyłam swoją głowę na podłodze i zaczęłam intensywnie myśleć o tym czego w życiu żałuję.

Moim ostatnim marzeniem było usłyszeć głos Luke śpiewającego She looks so perfect.

I przysięgam, jak stąd do Honolulu tak właśnie było. Stary dziad zwrócił uwagę na Hemmingsa, który śpiewał swoją drogą przepięknie i po chwili poczułam, że czyjeś silne ręce mnie podnoszą i ktoś wynosi mnie z tego pomieszczenia. Ostatnie co zauważyłam to Dallas rzucający się z pięściami na starca.

Ostatkiem sił spojrzałam w górę i nie potrafiłam w to uwierzyć, oczy chłopaka, który mnie wynosił były zeszklone.

-Shawn, dlaczego płaczesz? - zdążyłam wymamrotać te słowa i film mi się urwał.

♡♡♡♡♡♡

Gwiazdka?☆

Pozdrawiam mega xNamizx która mnie zmotywowała :')♥

Perfect holidays / Old MagconOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz