Rozdział 5

984 101 5
                                    

Ważna notka pod rozdziałem!!!

Sara POV
Na jednym ze zdjęć było sześć osób. Byli to:
Wysoki mężczyzna bez twarzy w czarnym garniturze- Slenderman.
Obok niego byli trzej chłopcy, w wieku ok. 10-13 lat. Jeden miał białą maskę z czarnymi otworami na oczy i czarne usta na niej, to był Masky, drugi był ubrany w żółtą bluzę z kapturem i czarną maskę z czerwonymi oczami i odwróconym, czerwonym uśmiechem- Hoodie. Trzeci, był to chłopak o kasztanowych włosach i brązowo złotych oczach. Miał pomarańczowe gogle zawieszone na szyi i chustę zawiązaną aby zakrywała mu usta i kawałek nosa, to nie kto inny jak Ticci Toby. Pamiętam nasze wyżerki codziennie rano. Obok stał blady chłopak w podobnym wieku. Miał wycięty uśmiech i kruczoczarne włosy do ramion. Ubrany był w białą bluzę. Oczywiście to chłopak którego spotkałam. Jeff The Killer. Obok niego stałam ja?! Miałam bladą cerę którą mam nadal. Stałam z nożem i wygłupiałbym się. Wszyscy mięli śmieszne minki. Wszystkich rozpoznałam. Bez wyjątku. Pamiętam na jaką okazję zrobiliśmy to zdjęcie. Było robione na moje 12 urodziny. Fitografię robiła moja mama. Przypomniałam sobie... Tylko...
Tylko nie wiem jak zapomniałam o nich...
Nie wiem co było wcześniej.
Nic.
Tylko to jedno wspomnienie.
Zabrałam się za czytanie pamiętnika. Okazało się, że był to mój stary pamiętnik...
Ehhh...
Był on z czasów które zapomniałam. Było to dla mnie narazie zbyt trudne, aby powrócić do tych chwil. Myślałam czy skoro mam już poukładane w życiu, mam je totalnie zniszczyć. Zaczęłam ogarniać pokój i przygotowywać się na przyjście Jeffa. Mojego dawnego przyjaciela.

Jeff POV
Pobiegłem do rezydencji. Wparowałem do niej jak poparzony.
-Widziałem Sarę! Widziałem Sarę! Naszą Sarę!!
-Co?! Nie. To niemożliwe.
Powiedział ten kogo nikt nie lubi.(Masky)
-T-tak. P-przecież nasza S-Sara n-nie...

I jeszcze czego! Wiem co widziałem! Nie jestem ślepy!

Spuściłem głowę i przeczesałem ręką włosy.
-Zobaczycie. Zobaczycie, że ona żyje! Udowodnię wam to wy... wy... A zresztą...

Wybiegłem z rezydencji.
Zwolniłam dopiero przynajmniej pół kilometra od niej. Słyszałem nawoływania.
-Jeff!! Jeff! Zaczekaj!

Stanąłem. To były głosy Jane.
-Czego?

Zapytałem oschle.
-Ja ci wierzę. Wierzę ci, że spotkałeś Sarę.
-Naprawdę?
-Tak. Też za nią bardzo tęsknię. Tak samo jak wszyscy, tylko... tylko, że ty nigdy nie jesteś taki, taki... Taki o!
-Dzięki. Wiesz? Idę dziś do niej.
-Ż-że co?!!?
-Tak! A mam pytanie? Czy No wiesz, ktoś jeszcze mi wierzy?
-Emmm... Ja, Sally, E.J, Clocky, Nina i... I Toby...
-Miło... Tylko... Ehhh... Biedny ten Toby. Mimo że oboje ją kochaliśmy i rywalizowaliśmy o nią, Sara przychodziła, godziła nas i...

Nie!!! Wymiękłem! Ja nie poznaje siebie! Ja płacze! Wymiękam...

-Jeff... Idź do niej lepiej. Tylko zmień bluzę bo jest no...
-Tak wiem.
-Powodzenia

[Rezydencja]

Jeff uciekł. Toby trzymał głowę w dłoniach. Chyba płakał bo co chwila było słychać cichy jęk. Sally jak to dziecko cieszyła się razem z Niną.
E.J i Clockwork poszli do Tobiasza i pocieszali mówiąc, że jest dobrze, że na pewno nic jej nie jest.
Że żyje.
Masky i Hoodie dostali niezły ochrzan, a od operatora będą żądać wszelkich wyjaśnień.

Sara POV
Nie mogłam się doczekać aż ON przyjdzie. Położyłam się na łóżku, rozmyślając i usnęłam z mokrą twarzą od potoku łez. Poczułam chłodny wiatr na karku. Świerze powietrze i czyjąś obecność.
Obecność Jeffa. Jeffa The Killera...
___________________________
No i co? Jak wam się podoba?
UWAGA!
Jak pod tym rozdziałem będzie przynajmniej 5 gwiazdek i przynajmniej jeden komentarz robię następny.
Do zobaczenia mam nadzieję za niedługo!

Zawsze będę cię kochać |Jeff The Killer|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz