Czas płynął bardzo wolno. Zbliżał się koniec roku szkolnego. Robiło się coraz cieplej a chęć przychodzenia na lekcje malała. Ja chodziłam. Chciałam poprawić parę ocen i w jakiś sposób podwyższyć średnią. Czas był idealny. Dużo osób pojechało do Hiszpanii na dwutygodniową wycieczkę. W klasie zostałam tylko ja i kilka dziewczyn. Sara raz była a raz nie. Nauczycielom odpowiadał spokój. Zrelaksowali się, nie czuło się napięcia, uczyliśmy się w większości na świeżym powietrzu i nikt sobie nie przeszkadzał. Cały czas myślałam o planach na wakacje, o szczęściu z nimi związanym i o wszystkich rzeczach jakie będę robić. Oczywiście jak to zazwyczaj bywa planować możemy, tylko pytanie ile z tych planów zrealizujemy? Bo ja nigdy nie trzymałam się przygotowanego przez samą siebie grafiku z dwóch powodów - zawsze coś się zmieniało a po drugie leń ze mnie. Mogę ująć to w sposób - chciałabym coś zrobić ale mi się nie chce. Ktoś jeszcze zna to uczucie? Kontynuując, ostatnie dni były bardzo pozytywne. Nadszedł w końcu ten długo wyczekiwany przez wszystkich dzień, gdy mogliśmy wyrzucić notatki w górę, tworząc tym samym konfetti w formacie A4 a następnie udać się po odbiór świadectw. Było cholernie gorąco. Nawet brytyjski wilgotny klimat nie dawał rady ze słońcem. Wiele uczniów zamiast iść do domu, stało jeszcze na szkolnych korytarzach i gorączkowo się ze sobą żegnało. Niektórzy opowiadali o swoich niezwykłych planach i drogich wakacjach za granicą a ci biedniejsi sluchali ich, można tak powiedzieć, z podkulonymi ogonami.
-Chodź stara, mamy wakacje.-Zawołała stojąca przy wyjściu Sara. Rozejrzałam się po głównym holu, po czym wyszłam i ruszyłam z nią na zakupy. Postanowiłyśmy że ten jeden dzień przestajemy być fit i korzystamy z dobroci nas otaczających. To był dzień, można było bezkarnie rozkoszować się pizzą i innymi jakże zdrowymi rzeczami. Do nocy towarzyszył mi dobry humor. Wróciłam do domu około 23. Mary pracowała a Leo już dawno spał. Ponieważ mama Sary nie zgodziła się, żeby ta dziś do mnie przyszła, byłam zmuszona do komunikacji z nią jedynie przez Skype. Poszłyśmy spać późno, ja sama jakoś po 3 w nocy a Sara sama nie wiem, możliwe że nie spała bo po dobrze spędzonym dniu nie lubi marnować czasu na sen. Też tego nie rozumiem.-Rose, perełko, śniadanie czeka.-Wyszeptała Mary prosto do mojego ucha. Mruknęłam na znak oburzenia tak wczesną pobudką i odwróciłam się na drugi bok, wtulając mocniej w poduszkę. Usłyszałam kroki. Myślałam, że może Mary wyszła z pokoju, jednak po chwili do moich oczu, mimo że były zamknięte, dotarł blask promieni słonecznych. Pisnęłam cicho i narzuciłam koc na głowę. Mary cicho zaśmiała się, a następnie znów przemierzyła kilka kroków po pokoju o czym świadczyło stukanie jej niskich obcasów.
-Słoneczko, naleśniki wystygną, pospiesz się.
To wystarczyło żeby podnieść mnie na nogi. Naleśniki na śniadanie, marzenie. Chociaż to jedno się spełniło. Podniosłam się i pomimo drażniącej mnie jasności, otworzyłam oczy. Podeszłam do szafy aby wybrać jakieś ciuchy, potem szybko wykonałam poranne czynności w toalecie, aż w końcu zbiegłam na śniadanie, gdzie Leo z gazetą w ręku zajadał się posiłkiem a Mary krzątała się po kuchni.
-Hej wam.-Rzuciłam pogodnie, siadając przy stoliku. Leo spojrzał na mnie i uśmiechnął się mocniej niż do tej pory.
-Wyspana?-Zapytał po jakiejś chwili. Kiwnęłam głową na tak. Wymruczał ciche okey, przenosząc wzrok na Mary, która z kolei nieustannie mi się przyglądała.
-Ee, przepraszam ale coś się stało?
-Nie perełko, po prostu ślicznie wyglądasz-pochwaliła Mary, podając mi kolejnego naleśnika i całując w głowę. Czułam się dziwnie, nigdy wcześniej się tak nie zachowywali. Do końca śniadania nikt się już więcej nie odzywał. Słychać było tylko stukot butów, szelest gazety i dźwięk upijanej herbaty.
-Dziękuję, było pyszne. A teraz pójdę na spacer-bełkotałam wycofując się z pomieszczenia.
-Dobrze skarbie, miłego dnia. Uważaj na siebie-rzuciła Mary, wkładając naczynia do zmywarki.-Mówię ci, oni coś knują. Byli dziś nienaturalnie zadowoleni i jakoś tak podekscytowani. O mój Boże, Sara, a może oni chcą mnie oddać do domu dziecka??
-Spokojnie, wątpię. Jesteś dla nich jak własna córka, nie zrobiliby tego. A teraz siadaj na dupie i nie wrzucaj kamyków do jeziora. To deszcz meteorów dla biednych ryb.
-No super, nie wiem co dzieje się w domu a ty pierdolisz, że ci ryb szkoda, dzięki.-Warknęłam krzyżując ramiona i zdmuchujac z twarzy pasemko włosów. Po chwili usiadłam na kocu obok niej i wbiłam spojrzenie w wolno falującą taflę wody.
-Hej, nie przejmuj się. Może planują coś nieprzewidywalnego? Nie myśl o tym, proszę. Mamy dwa miesiące totalnego luzu, bezproblemowe dni. Pozwól życiu toczyć się dalej, ciesz się tym co jest teraz i nie myśl o przyszłości.
-W sumie racja, ciągle się czymś martwię i nie zwracam uwagi na świat dookoła
-Co ma być to będzie. Przynajmniej dla nas bo te ryby tam zostały zatopio......
-Cholera Sara, skończ z tymi pieprzonymi rybami! Ja pierdole
-Nie pierdol, nie stać mnie jeszcze na prezenty dla dzieci
-Boże, czemu nasyłasz na mnie tak spierdolone osoby... -Wyszeptałam opuszczając głowę. Przyjaciółka śmiała się jak szalona. Uderzyłam ją lekko w ramię i sama lekko się uśmiechnęłam. Sara wzięła mój telefon i odblokowała go odciskiem palca. Tak, zeskanowała także swoje odciski na moim telefonie, bo nie miałam nic do ukrycia i mogła to używać jak swój.
-Dodaję naszą fotkę stara-zaśmiała się.-Będzie czarno-biała ku pamięci bezbronnych wodnych stworzeń
-Jesteś głupia
-No przecież wiem. I tak mnie kochasz
-To skomplikowane-spojrzałam na nią. Wytknęła mi język i odłożyła telefon. Spędziłyśmy jeszcze parę godzin na plażyBoże, tak bardzo przepraszam, że nie dodawałam nic tak długo:/ szkoła to czarna dziura, pochłania czas, nawet nie wiesz jak i gdzie. Mam nadzieję że wyszło w miarę okey =)
CZYTASZ
Camp with him || NH
Fanfiction⚠️ O ile początek da się znieść, tak im dalej w las tym ciemniej. W nieokreślonej przyszłości opowiadanie ulegnie przeróbce i poprawom. Zachęcam również do przeczytania innych moich prac - Mistaken move (PL) oraz I saw You in the car (Ang). Czytanie...