2.

258 17 12
                                    

Obudziła mnie głośna burza. Na zewnątrz było ciemno. Fale deszczu uderzały o okno a błyskawice co jakiś czas rozswietlały pokój. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce obok mojego łóżka. Na wyświetlaczu widniała godzina 4:02. Wyłączyłam go. Ciągłe grzmoty utrudniały mi sen. Wstyd się przyznać, ale bałam się burz. W głowie pojawiały się mroczne scenariusze.
Wstałam i założyłam swoją białą futerkową bluzę, kapcie króliki i poszłam na dół. Po drodze zaświeciłam kilka lamp, które zaczęły migać, aż w końcu zapanował całkowity mrok. Stałam chwilę w salonie zdrętwiała ze strachu. Zdecydowanie oglądanie horrorów przed snem nie było dobrym pomysłem. Po jakiejś chwili zdołałam opanować szybkie bicie serca i ruszyłam do kuchni. Drzwi cicho zaskrzypiały, jedynym źródłem światła były lampki na baterie zamontowane nad blatem. Nalałam soku pomarańczowego do swojej ulubionej szklanki i usiadłam z nią przy stole. Co chwilę zerkałam na okno w którym tańczyły gałęzie drzew a potem na drzwi aby upewnić się, że nikt nie wchodzi do pomieszczenia. Upiłam trochę soku i podkuliłam nogi na krześle, wlepiając wzrok w ścianę.
Na zewnątrz robiło się jasno. Burza nie ustała, prąd jeszcze nie powrócił a z nieba posypał się grad. O 6 dołączyła do mnie Mary. Zbierała się do pracy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech gdy zobaczyła zrobione przeze mnie śniadanie. W końcu kto by się nie ucieszył, że chociaż raz ma więcej czasu bo nie musi jeszcze gotować.

-Od kiedy nie śpisz perełko?-Odezwała się z uśmiechem, siadając przy stole.

-Jakoś od 4, nie mogłam spać przy burzy

-Biedactwo, idz i się teraz prześpij. Wyglądasz na zmęczoną

-Jest dobrze, jak burza ustanie pójdę do Sary. Może nie ma żadnych planów

-Jak sobie chcesz. Muszę cię tylko poprosić żebyś wyniosła śmieci. Skoro już nie muszę gotować to szybko zjem, pojadę zrobić małe zakupy i przywiozę je do domu przed pracą

-Nie ma problemu-uśmiechnęłam się lekko i  skupiłam wzrok na szklance z herbatą.

Niebo się rozchmurzyło. Promienie słoneczne dawały przyjemne ciepło, pojawiły się ptaki a szum drzew stał się spokojny. Wyszłam z domu rozmawiając z Sarą przez telefon i wynosząc śmieci. Przed moim domem spacerowały dwie znajome z klasy, Kate i Alice. Były bogate. W rękach zawsze iPhony, drogie case'y z wbudowaną ładowarką od Apple, torebki najróżniejszych firm, czasami nawet po dwie i oczywiście z toną źle dobranego podkładu na twarzach. Najgorsze było to, że one uczestniczyły w obozie co rok, w dodatku nawet nie lubiły zadnej sławy tam. Mnie nie było stać żeby jechać raz w życiu, a one jeździły ciągle. Westchnęłam, gdy usłyszałam, że w tym roku także się zapisały. Ruszyłam w stronę przystanku, wymijając je. Za plecami usłyszałam ich komentarze odnośnie moich jak się dowiedziałam ciuchów z lumpeksa.
-Śmiejcie się, śmiejcie. Wolę mieć na plecach wyryty napis lumpeks, niż na torbie nazwę Yves Sanit Laurent zamiast Yves Saint Laurent.-Rzuciłam obracając się wokół własnej osi i pokazując im kciuki w górę z ogromnym uśmiechem. Spojrzały na siebie a potem na swoje torby, następnie próbując zakryć napisy dłonią lub drugą torebką. Byłam świadoma, że miały ochotę mnie zabić, ale też chciałam trochę się pośmiać.
Wsiadłam do autobusu, skasowałam bilet i skierowałam się na jego górną cześć. Do domu Sary miałam 20 minut drogi. Wysiadłam przystanek wcześniej żeby kupić jakieś chipsy, sok, słodycze i inne rzeczy w pobliskim sklepie a potem z dużą torbą jedzenia poszłam do jej domu. Siedziała na zewnątrz ze swoim psem, wyczesując jego sierść.
-Muszę dzwonić domofonem czy mnie wpuścisz?
-Nie wpuszcze, przeskocz-zaśmiała się. Podeszła do ogrodzenia i otworzyła furtkę.-Uu co tam masz?-Spojrzała na torbę.
-Jedzenie i coś dla psiaka
-Słyszałaś Britt? Ciocia przyniosła prezent- podeszła do psa i pocałowała w głowę. Usiadłam obok i wyciągnęłam karmę. Britt natychmiast wstała i patrzyła na mnie z zaciekawieniem.
-No proszę, humorek się poprawil-Spojrzałam na Sarę. Zaczęła się śmiać. Wyciągnęłam dłoń z chrupkami do zwierzaka, który szybko się z nimi uwinął.
Spędziłam miły dzień w ich towarzystwie. Jej rodzice zaproponowali mi, żebym przenowała u nich a sami pojechali do pracy. Miałam tylko nadzieję że miasta nie nawiedzi znowu jakiś szalony huragan.

Camp with him || NHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz