część 9

354 17 1
                                    

Obudziłam się w szpitalu. Tego miejsca nie da się pomylić z żadnym innym. Sterylnie czyste, białe aż w oczy razi pomieszczenia oraz charakterystyczny zapach. Pytanie dlaczego jeszcze żyłam?
Podniosłam się na łokciach, co przypłaciłam rwącym bólem w prawym boku. Syknęłam cicho. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dopiero teraz zauważyłam, że na krześle obok mojego łóżka, w dość nienaturalnej pozycji śpi Kakashi. Przeczesałam jego siwe włosy. Pod wpływem mojego dotyku drgnął. Podniósł się patrząc na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Po chwili dotarło do niego, że się obudziłam. Złapał mnie w objęcia tuląc do siebie.
- Dlaczego?- usłyszałam jego słaby głos
A więc Sasuke mnie posłuchał. To dobrze. Chociaż myślałam, że zginę. Nie byłam przygotowana na to, że będę musiała tłumaczyć bratu czemu chciałam sobie odebrać życie. Co ja mam mu powiedzieć? Nie mogę się teraz wycofać w tej wersji zdarzeń. Muszę grać zdesperowaną, załamaną psychicznie dziewczynę, która targnęła na własne życie. Świetnie.
- Kakashi, też się cieszę, że cię widzę- odparłam wtulając się w jego ramię i z ciężkim sercem dodałam- ale chcę teraz zostać sama.
Nie chciałam. Ale musiałam się go pozbyć. Kakashi odsunął się patrząc na mnie. Nie wiedział co zrobić. Bał się zostawić mnie samą. Z drugiej strony czułam, że nadal mi ufa. Bardzo się ucieszyłam, gdy podniósł się i ruszył do drzwi. To znaczy, że wierzy we mnie. Mimo tej całej historii...
- Ale obiecaj mi coś- powiedział zatrzymując się z ręką na klamce- Umrzesz jak na shinobi przystało. I nie w najbliższej przyszłości.
Uśmiechnęłam się.
- Oczywiście
Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły odetchnęłam z ulgą. Wstałam z łóżka i sprawdziłam moją kartę. Niedawno była wypełniana, więc nikt nie powinien się szybko u mnie pojawić. Ubrałam się w swoje ciuchy i teleportowałam się do swojego pokoju. To było szybkie pakowanie, jedynie najpotrzebniejszych rzeczy. Głównie broni, trochę jedzenia i wszystkich moich pieniędzy. Zabrałam też kartkę i długopis, by napisać później Kakashi'emu jakieś wyjaśnienia. Należą mu się.
Przebiegłam spojrzeniem po swoim pokoju. Nie chciałam odchodzić z Konohy, ale nie miałam wyboru. Cała wioska uważała mnie za współwinną wymordowania klanu Uchiha. Ale przede wszystkim Sasuke mnie nienawidził. To było najgorsze. Nie do wytrzymania... Teraz jeszcze doszło do tego moja domniemana próba samobójcza. Czułam, że nie wytrzymam tego wszystkiego psychicznie. To już mnie przerosło.
Otworzyłam szufladę i wyjęłam moje zdjęcie z Itachim. Po policzku spłynęły mi łzy.
- Wybacz Itachi- szepnęłam teleportując się

Samotne podróżowanie nie jest zbyt przyjemne. Z początku to była ucieczka. Byle jak najdalej od Konohy. Kiedy poczułam się bezpieczniej zwolniłam tępa. Zaczęłam się zastanawiać co dalej.
Siedząc w wynajętym pokoju pisałam list do brata. Przepraszałam go, że odeszłam tak bez słowa. Obiecałam, że kiedyś mu to wszystko wyjaśnię. Przyrzekłam, że jeszcze się spotkamy. Nie miałam pojęcia czy tak będzie, ale sama chciałam w to wierzyć. Stworzyłam klona, który zamienił się w setki kruków. Jeden z nich wziął w dziób list i wszystkie poleciały w stronę Ukrytej Wioski Liścia.
Teraz miałam tylko jedno wyjście- dołączyć do Akatsuki. Dzięki temu w końcu będę mogła rozwijać swoje kekkei genkai. Poza tym jeżeli organizacja będzie planowała coś przeciwko mojej wiosce będę mogła po cichu reagować niwecząc ich zamiary. Ale co najważniejsze, spotkam Itachi'ego...Jak się okazało znalezienie siedziby Akatsuki nie jest takie proste. Chodziłam od wioski do wioski, pytałam, przeczesywałam teren... I tak przez długie tygodnie. Kiedy już myślałam, że nic z tego trafiłam w końcu na ślad.
- Człowiek w płaszczu w czerwone chmury?- zadumała się kobieta- Tak, widziałam.
- Naprawdę?- ucieszyłam się- Kiedy? Gdzie?
- Był w naszej wiosce dwa dni temu. Nie wiem co tu robił ani kim był. Ten niecodzienny płaszcz zwrócił moją uwagę.
Podparła głowę dłonią próbując przypomnieć sobie szczegóły. Patrzyłam na nią wyczekująco. Zaczęłam już tracić nadzieję. Ta kobieta spadła mi z nieba.
- Już wiem. Wyszedł z wioski kierując się na zachód.
- Arigato gozaimasu
Skłoniłam się przed zaskoczoną kobietą. Po chwili zniknęłam pozostawiając ją na środku drogi zszokowaną.
Utworzyłam pieczęci i w biegu utworzyłam kilka klonów, które rozdzieliły się na tysiące kruków. Ptaki rozleciały się w poszukiwaniu jakiegoś tropu a ja wskoczyłam na najwyższe drzewo w zasięgu wzroku.
- Byakugan- szepnęłam
Moim oczom ukazał się każdy szczegół. Widziałam dosłownie wszystko. Zasięg mojego wzroku wynosił teraz jakiś 1 kilometr a do tego dochodzi zasięg moich kruków. Szybko znalazłam owego człowieka w płaszczu Akatsuki. Postawny mężczyzna z maską na twarzy.
Od teraz każdy mój krok musi być zaplanowany. Nie mogę działać pochopnie.
Zbliżyłam się na tyle, by mieć idealny widok na siedzibę Akatsuki. Prześwietliłam ją dokładnie Byakugan'em. Sporo pomieszczeń wydrążonych w skałach. Dostrzegłam także ludzi. Siedmiu wewnątrz i jeden zmierzający do kryjówki. Zamarłam na chwilę, gdy ujrzałam Itachi'ego. Szybko jednak opanowałam się. Już niedługo...
Najpierw trzeba się zabezpieczyć. Moje klony ukrywając swoją obecność rozmieściły dookoła kunaie i pieczęciami. Teraz nie zostało mi nic innego jak wejść do jaskini. Najłatwiej chyba będzie przekonać mężczyznę, by zabrał mnie ze sobą.
Teleportowałam się i zaczęłam biec za gościem. Zostało 80 metrów. Jeszcze nie jest za późno. 50 metrów. Mogę zrezygnować. 30 metrów. Zauważył mnie. Przystanął. Nie ma odwrotu. Zwolniłam łapiąc oddech. Mężczyzną stał nie odwracając się. Szłam wolno w jego stronę. W środku ktoś też się zorientował. 5 metrów. Zatrzymałam się wygaszając Byakugana.
- Chciałabym się spotkać z przywódcą Akatsuki- oznajmiłam pewnie
- I ja mam cię do niego zaprowadzić?
- Hai, dokładnie tak
- Z jakiej racji?- prychnął
- Z takiej, że raczej będzie niepocieszony gdy się dowie jak silnego człowieka stracił jeszcze go nie zyskując. Przez ciebie.
Mężczyzna odwrócił się mierząc mnie wzrokiem.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś zagrożeniem?
Zaśmiałam się. Jest tak głupi czy tylko udaje?
- W środku jest siedem osób. Ty jesteś ósmy. Nie sądzę, żeby w Akatsuki byli amatorzy, więc nie powinnam być dla was żadnym zagrożeniem. W razie czego po prostu mnie zabijecie.
Popatrzył na mnie jeszcze chwilę w milczeniu po czym skinął głową. Odwrócił się nic nie mówiąc i ruszył do kryjówki. Poszłam w ślad za nim czując jak stres zżera mnie od środka. Nic po sobie jednak nie pokazałam zachowując kamienną twarz.
Gościu zawiązł jakieś pieczęci i ogromny głaz się odsunął. Wszedł do środka a ja za nim. Wewnątrz było chłodno i wilgotno. Pomieszczenie spowite było w mroku rozproszonym jedynie przez nikłe światło pochodni. Dalej było nieco lepiej. Cieplej, jaśniej i bardziej sucho. Kroczyłam rozglądając się dookoła. Nie po to by w razie czego uciec. Nie miałam szans. Mogłam ewentualnie próbować się teleportować, ale i to pewnie na niewiele by się zdało. Zakładam, że nałożyli na swoją siedzibę jakieś bariery ochronne. Pozostało mi modlić się, by przywódcę zainteresowała moja osoba.
- To tutaj- odezwał się mój przewodnik- Tamte drzwi.
Wskazał ręką i wycofał się robiąc mi przejście. Stał czekając aż zniknę za drzwiami pokoju. Ruszyłam dziarskim krokiem. Kulturalnie zapukałam do drzwi. Na hasło 'Wejść' otworzyłam je i stanęłam twarzą w twarz z młodym chłopakiem siedzącym za biurkiem. Nieco mnie zdziwił jego wiek, ale pozostałam niewzruszona.
- Witaj Kuroi Hatake- przywitał mnie
Zaśmiałam się cicho. Zna moje imię? Szlak! Nie zamierzałam podawać mu podawać prawdziwego nazwiska ze względu na Kakashi'ego. Nie chciałam psuć renomy Hatake. Ale co poradzić... Muszę być przy nim ostrożna.
- Jestem Pain. Co cię do mnie sprowadza?- spytał uprzejmie
- Chciałabym dołączy do Akatsuki.
- To słucham co masz do zaoferowania naszej organizacji.
Pain oparł łokcie o blat biurka, splótł palce i ułożył na nich brodę. Wpatrywał się we mnie swoimi niezwykłymi oczyma. Rinnegan. Słyszałam o nim co nieco.
- Nie wiesz?- spytałam uśmiechając się zadziornie- Myślę, że przede wszystkim moje oczy. Może nie są tak niezwykłe jak twoje, ale też mają coś w sobie.
Uśmiechnął się. Przekręciłam lekko głowę w bok przyglądając mu się. Nie wyglądał na złego człowieka. Przynajmniej takie jak do tej pory odniosłam wrażenie. Kto wie, co kryje się w tej jego rudej główce...
- Byakugan- szepnęłam
- Czarny Byakugan?- zdziwił się
- Tak wyszło- odparłam sucho- Jeżeli nie wierzysz to mogę ci powiedzieć, że łącznie ze mną jest w siedzibie dziewięć osób. A i możesz powiedzieć temu człowiekowi co czatuje w pomieszczeniu za ścianą, żeby przyszedł się przywitać.
Pain zmrużył oczy. Udało się? Zgodzi się? A co jeśli już mają Byakugana w składzie? Nie, to nie możliwe...
- Konan, możesz wejść- powiedział chłopak a do gabinetu weszła niebieskowłosa dziewczyna- Mam jeszcze jedno pytanie.
Skinęłam głową na znak, że jestem gotowa na nie odpowiedzieć.
- Dlaczego chcesz do nas dołączyć?
Byłam na to gotowa. Mam nadzieję, że uwierzy w moją historyjkę. W sumie to było w niej trochę prawdy.
- Powodów jest dużo- odparłam przerywając na chwilę- Wioska mnie wyklęła. Nikt nie udowodnił mi winy, ale to nie przeszkadza im mnie nienawidzić. Poza tym w wiosce ukrywałam się ze swoimi zdolnościami. Gdyby klan Hyuuga się o mnie dowiedział to albo by mnie zabili chcąc wykluczyć odstający element albo założyli by mi pieczęć ograniczając moje możliwości. Tutaj mam nadzieję udoskonalić mojego Byakugana. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?
Pain skinął głową. Czy to znaczy, że się udało?
- W porządku- powiedział po czym dodał patrząc wciąż na mnie- Konan, sprawdź jej umiejętności.
- Umiejętności?- zdziwiłam się
- Hai, mały pojedynek- odparł- Nie masz się jednak czym martwić. Zaciekawiłaś mnie Kuroi.

Otwórz oczy: Itachi UchihaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz