[17] Jak to jest możliwe!?

11.1K 820 559
                                    

Sean's POV

Dzień był jak zwykle słoneczny. Pijani piraci zataczali się jeszcze bardziej niż zwykle, a jaki był tego powód? Oczywiście kilkugodzinny związek Kirka i Dereka. Planują już chlanie na jeden dzień związku, potem dwa dni i tak dalej. Ci idioci zawsze znajdą okazję żeby chlać. Co też miało jakiś tam urok na tym statku. Miałem spokojnie leżące na ziemi ledwo żywe istoty, uśmiechając się pod nosem. Kilka razu nawet na kogoś nadepnąłem, ale osoby te nie zdawały się przejmować sytuacją i chrapały dalej. Tego dnia wiał lekki i chłodny wiatr, ale pomimo to było bardzo ciepło, przez co chodziłem w samej koszuli i spodniach. Większość jednak wybrała opcje bez koszulki, to znaczy ci, którzy jeszcze żyli i mieli coś do roboty na statku. Derek i Kirk przechadzali się spokojnie wzdłuż burty, rozmawiając i śmiejąc się co jakiś czas. Cieszyłem się ogromnie, że zeszli się ze sobą, nawet pomimo faktu, że straciłem na ich poczuciu czasu czterysta pięćdziesiąt kolji. Modliłem się, aby Chris tego nie zauważył, był on właśnie jednym z wcześniej wspomnianych trupów. Rozejrzałem się po pokładzie i zobaczyłem osobę, która od jakiegoś czasu wyprowadzała mnie z równowagi, a mianowicie Phila. Ostatnimi czasy stał się jeszcze gorszy. Posunął się nawet do obcinania włosów ludziom podczas snu. Spotkało to kogo innego jak Matta, którego lewa część włosów z głowy magicznie zniknęła. Oczywiście Matt wyglądałby dobrze nawet w worku na ziemniaki, co wiele razy udowadniał, jednak aż taka asymetria nie działała dobrze dla jego urody. Nie zostawaliśmy dłużni, żeby było jasne. Dalej kontynuowaliśmy nasze inteligentne żarty typu ryby w butach czy utarte ziemniaki w bieliźnie. Jednak to tylko pogłębiało nasz konflikt, którego z dziwnych przyczyn nikt nie chciał zakończyć. Nagle poczułem szturchnięcie w ramię.

- Cześć młody- zaczął nasz kochany, schlany kapitan- jak tam się bawisz z samego rana?

- Jesteś pijany- zacząłem i ilustrowałem go wzrokiem od głowy do stóp. Jego włosy były jeszcze bardzie potargane niż zwykle. Płaszcz podarty w trzech miejscach i ubrudzony tajemniczą substancją. Koszula, która całkowicie wystawała mu ze spodni, była mocno pognieciona i z tego co zauważyłem, znajdował się na niej czyiś wczorajszy obiad. Nie wspominając o tym, że brakowało mu jednego buta, a kapelusz zaginął w akcji- Jezus wyglądasz jak siedem nieszczęść. Lepiej idź spać, nie mogę na ciebie patrzeć, a i śmierdzisz.

-Też cię kocham złotko- powiedział pseudo flirciarskim tonem, który za chiny go nie przypominał.

-Tak tak, a teraz won do wyra- zacząłem go pchać w stronę kajuty. Normalnie by mi się to nie udało, ale biorąc pod uwagę jego stan, było to łatwiejsze niż turlane beczek.

Kiedy w końcu udało mi się położyć kapitana na łóżku, zabrałem się za zdejmowanie jego ubrań. Oczywiście byłem przy tym maksymalnie czerwony na twarzy, ale trzeba było to zrobić. Położyłem jego ubrania na krześle przy biurku i usiadłem obok ledwo żywego Chrisa.

- Powiedz mi jak to jest, że to Kirk i Derek powinni świętować, a wszyscy są pijani oprócz nich?- zapytałem go szeptem i przejechałem dłonią od jego włosów aż po policzek. On na to jak kot wtulił się w nią, uśmiechając się lekko. Odwzajemniłem uśmiech, po czym zabrałem delikatnie rękę.

Wyszedłem na zewnątrz i przeszedłem się na ster. Lubiłem tam przebywać ze względu na widoki.

-Hej wasza wysokość- usłyszałem znajomy głos za mną- znowu podziwiamy ocean?

-Oczywiście Orlando- powiedziałem w dalszym ciągu patrząc przed siebie- wiesz że go kocham.

- Jak tam kapitan? Bardzo martwy?

- Tak jak cała reszta- zaśmiałem się- ledwo dożył drogę do łóżka

Orlando wymownie ruszył brwiami.

Pieśń Syreny [BL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz