Rozdział 10

1.1K 57 3
                                    

- Błagam cię, nie jestem niepełnosprawna!! - prychnęłam, kiedy Lucas już mi działał na nerwy - W szkole trzymaj się nn ode mnie z dała, jeśli masz zamiar tak się zachowywać!

- Dobra, wyluzuj! - zaśmiał się - Masz nogę w gipsie, więc tak trochę...

- Nie kończ, bo zginiesz! - warknęłam - Tato! Wychodzimy!

- Uważaj na siebie!

Jest poniedziałek i chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się na myśl pójścia do szkoły. Ten tydzień był okropny! Ile można leżeć w szpitalu?

- Dasz radę?

- Tak, nie pytaj mnie więcej, bo jak znam życie, a znam, uwierz, to w szkole jeszcze zapytają mnie trzydzieści siedem razy. Więc proszę, daruj sobie

- Jak sobie chcesz - wzruszył ramionami

Mieliśmy do szkoły jeszcze jakieś pół godziny, ale w tępie, w jakim chodzę, tyle może zająć nam droga. Po pięciu minutach koło nas zatrzymał się samochód i szyba od strony kierowcy się opuściła

- Riley? Co się stało? - widząc moją minę szybko dodał - Nie ważne! Wsiadajcie! Podrzucę was...

- Dzięki, Charlie - uśmiechnęłam się i weszłam do samochodu

Blondyn nas podrzucił, a przy okazji chwilę pogadaliśmy. Podziękowałam mu za podwózkę i poszłam z bratem do szkoły. W szatni się rozdzieliliśmy i poszłam pod klasę, gdzie spotkałam Chrisa

- No, hejka! - przytulił mnie delikatnie

- Hej, wiesz, że nie jestem z porcelany?

- Nie wiem jak twoje żebra, więc wiesz...

- Jeszcze troszkę i będzie git!

- No i super. Lecę pod klasę. Papa

- Papa - oparłam się o ścianę​ i wyjęłam telefon, skupiając się na nim

- Proszę, proszę, proszę... - usłyszałam przed sobą

- Czego z n o w u ode mnie chcesz?

- Spytać, jak się czujesz, skarbie - uśmiechnął się krzywo

- Och, jak miło! Czułam się lepiej, zanim ujrzałam tą twoją szpetną mordę. Teraz to mi się zwracać zachciało... Więc przepraszam...

Odeszłam od nich, wstrzymując oddech. Nie wiem już, co mam zrobić z tym dupkiem!?

Po dzwonku poszłam pod klasę i zajęłam swoje miejsce. Oczywiście nauczyciel dociekliwy zaczął wypytywać o przyczynę mojej nieobecności i uszkodzenia nogi

Cóż... Resztą lekcji podobnie. Po przedostatniej lekcji, którą miałam z nauczycielem od angielskiego - moim wychowawcą, kazał mi zostać. Usiadłam w ławce przed jego biurkiem. Gdy wszyscy już wyszli, nauczyciel spojrzał na mnie

- Twoje oceny, Riley, są całkiem, całkiem. Jednak z angielskiego nie idzie ci zbyt dobrze.

- Słyszałam, że mam mieć korepetytora.. to prawda?

- Tak. Leondre nie ma większego problemu, a można powiedzieć, że musi odpracować kilka rzeczy. Mam nadzieję, że się dogadacie, bo przypuszczam, że tak trzy razy w tygodniu powinniście się spotkać...

Pokiwałam głową, nieco się obawiając tych spotkań. Od początku nie przepadamy z sobą, a chociaż nie dogryzamy już sobie aż tak, to nie wiem jak to będzie, gdy zostaniemy sam na sam...

Po wyjściu z klasy zadzwonił dzwonek. Poszłam na ostatnią w tym dniu lekcję. Czas mi szybko minął i poszłam do swojej szafki po rzeczy. Przeszłam się wzdłuż pustego korytarza i kawałek dalej, za rogiem usłyszałam pewnego znienawidzonego przeze mnie idiotę...

- Bez tych twoich ciot, już nie jesteś taki cwany, co?! - wychyliłam się zza rogu i ujrzałam jak przyciska Devriesa do ściany i wymierza mu mocny cios w twarz

Ruszyłam w głąb korytarza. Przyjrzałam się Mike'owi i jego nowym trzem kolegom. No i dziewczynom. Nie wierzę... To jakieś chore!

- Sześciu na jednego? - zbliżyłam się - chyba to niezbyt wyrównana walka, czyż nie?

- A co? Chcesz może mu pomóc? Z tego, co wiem, to nie jesteście przyjaciółmi... Myślę, że zazwyczaj nie pomaga się wrogom...

- Tak, tak, tak... Oczywiście... To, co do mnie bełkoczesz, to najmniej mnie interesuje... A myślenie, to nigdy nie było twoją mocną stroną...

- Pierdol się! - chciał mnie uderzyć, dzięki czemu puścił Devriesa, który osunął się na ziemię i zamachnął się na mnie. W ostatniej chwili się schyliłam

- Uważaj, jeszcze mi krzywdę zrobisz... - udałam przejęcie - Znowu... - mruknęłam do siebie

- Ty uważaj, bo się tym jeszcze przejmę - prychnął i w końcu uderzył mnie tak, że wpadłam na ścianę

Ponownie podszedł do leżącego bruneta, a ja w tym czasie wspomogłam się kulami i wstałam. W miarę szybko znalazłam się obok i zamachnęłam się jedną z kul, uderzając go w potylicę. Odsunął się do tyłu, więc gipsem nastąpiłam mu na stopę i kijkiem uderzyłam tam, gdzie zabolało i tak że trzy razy w twarz. Zatoczył się do tyłu, a w tym czasie złapałam Devriesa za ramię i pociągnęłam w kierunku wyjścia. Gdy byliśmy na zewnątrz, spojrzał na mnie

- Słuchaj, bo nie wiem teraz, czy mam ci podziękować, Czy bać się bardziej...? - kiedy to mówił, zerkał na mnie kątem oka, a na jego ustach igrał delikatny uśmieszek

- Obie zbędne. Wiesz, gdybyś trafił do szpitala, czy coś, to kto miałby mi pomóc z angielskim?

- Z pewnością ktoś by się znalazł...

- Wiesz... W ten sposób sprawdzę, jak łatwo jest się ciebie pozbyć... - uśmiechnęłam się

- To kiedy chcesz się przekonać?

- Może jutro? Dzisiaj mam już dość - spojrzał na mnie, więc uczyniłam to samo i zatrzymałam się na placu zabaw, siadając na huśtawce i szukając w plecaku chusteczek, a następnie rzuciłam w niego nimi - Krew ci z nosa leci, Devries

- Co? - dotknął palcami górnej wargi, na której już miał czerwoną ciecz - Kurna...

Skorzystał z paczki, którą rzuciłam i przyłożył do nosa. Ruszyliśmy dalej, chociaż wciąż krwawił

- Może powinieneś iść z tym do lekarza? Nie przestaje od kilku minut

- Przejdzie. Bywało gorzej... To kiedy chcesz się uczyć? Po szkole? Mam przyjść, czy...

- Wolałabym nie. Wybacz, ale...

- Spoko, nie tłumacz się - zaśmiał się - Pójdziemy do mnie po szkole, pasuje? Nikogo nie będzie w domu

- Ok. Niech będzie - pokiwałam głową

Zaczynam myśleć, że ten zidiowaciały Devries, może nie jest wcale taki zły...

Frajer | Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz