Myśliwy zmuszony do biegu

1.6K 153 9
                                    

-Nic z tych rzeczy.

Czułam jak wszystkie włosy stają mi dęba, lodowate zimno spowijało moją postać od środka. Shiro kurczowo trzymał mnie za nadgarstek co sprawiało mi już ból. Toru zrobił krok do przodu na co ja odpowiedziałam tym samym w tył. Poczułam na szyi gorący oddech białowłosego.

-Uciekamy.- Wyszeptał mi wprost do ucha i pociągnął w swoją stronę.

Kiedy moja skóra weszła w kontakt z zimnym deszczem wydałam cichy jęk zaskoczenia. Wszystko działo się tak szybko. Biegliśmy ogrodem, Shiro otworzył furtkę kopnięciem o jakie nie posądziłabym jego kościste ciało, spodziewałam się że Toru będzie nas gonił ale kiedy wypadliśmy na ulicę i odwróciła się przez ramię ujrzałam go luźno opierającego się o framugę drzwi wyjściowych. Miał ręce założone na piersi i skupiony wzrok. Nie wiem co lepsze. To że by nas ścigał czy to że stoi bezczynnie i nie umiem odczytać jego myśli. Nie miałam okazji się długo nad tym zastanawiać ponieważ zniknął za rogiem ceglanego budynku.

-Dokąd biegniemy?- Wydyszałam.

-Do domu.- Odpowiedział krótko chłopak.

Było mi potwornie zimno. Nie miałam nawet butów z czego zdałam sobie sprawę dopiero teraz. Mimowolnie moje ciało zaczęło dygotać. Białowłosy jednak tego nie zauważył.Nie zwalnialiśmy tępa ani na chwilę zapuszczając się w coraz ciemniejsze i węższe uliczki. Oddalaliśmy się od tętniącego nocnym życiem centrum miasta. Zamiast lamp przy krawężnikach zaczęły pojawiać się drzewa. Wyśpiewywały tajemniczą pieść którą dyrygował im wiatr. Mrok spowijał wszystko wokół. Na horyzoncie dało się dostrzec drobne punkty. Światłą odległych metropolii. Nagle skręciliśmy w polną drogę wyłożoną dywanem z umierających kwiatów. Nic tu nie rosło. Wszem obecna pustka. Przed nami rósł ciemny budynek z obskurną siatkom pełniącą rolę płotu. Shiro poprowadził mnie do bramy i pchnął ją lekko na co odpowiedziała przeraźliwym zgrzytem i otwarła przed nami swoje ciężki, metalowe skrzydła. Weszliśmy na pusty plac. Ani jednej rośliny, dziko rosnąca trawa, głębokie doły i wybrzuszenia w różnych miejscach. Podwórze wyglądało jak pobojowisko.

-Gdzie jesteśmy?- Spytałam wreszcie. Czułam się jak w tanim horrorze. Nie było mi jednak do śmiechu.

-Przecież mówiłem gdzie idziemy.- Odpowiedział chłopak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

,,Do domu''

Chyba nie mówił poważnie.

Skierowaliśmy się do drzwi od góry do dołu pokrytych rdzą. Te również niezbyt chętnie wpuściły nas do środka. To co ujrzałam zaparło mi dech w wykończonych płucach.

Wszystko było białe. Kafelki na ściana, krzesła, coś co wyglądało jak szczątki recepcji, stary telefon zwisający ze ściany, wózki walające się po korytarzu. To wyglądało jak szpital, nie to było szpitalem. Wyrwałam rękę z uścisku białowłosego.

-Gdzie my jesteśmy?- Powtórzyłam pytanie bardziej zdenerwowanym tonem. Od wewnątrz zjadał mnie strach i panika. Wyobraźnia kreowała niestworzone obrazy i dźwięki... ale co mogę teraz nazwać niestworzonym?

-Czemu muszę się powtarzać. Chyba wiesz co to dom?- Chłopak patrzył na mnie jak na idiotkę.

-Nasze pojęcie ,,domu'' chyba nieco się różni.- Stwierdziłam ostrożnie się cofając.

Przywarłam plecami do drzwi i agresywnie wcisnęłam klamkę. Drzwi jednak ani drgnęły.

-Można je otworzyć jedynie od zewnątrz. Zaprojektowane je żebyśmy nie wyszli.- Powiedział Shiro z delikatnym uśmiechem.-Dbali o nas.

Potwory mają różne oblicza *Yandere x reader storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz