Następnego dnia poznałam Chloe, znajomą Adele, dwudziestoletnią modelkę, która w niczym nie przypominała siostry Alessandra. W stu procentach była Brytyjką i odbijało się to w jej temperamencie, który przypominał górę lodową. Nic dziwnego, że w jej towarzystwie Adele, która sama była niczym żywe srebro, strasznie się nudziła.
Dużo spokojniejsza była również cała sesja, która bardzo różniła się od tej poniedziałkowej.
Około szesnastej, podczas wyjątkowo późnej przerwy na lunch, Vittore zaczął rozmawiać z Chiarą i Marcello o popołudniowym wyjściu do baru. Byłam przy tym, ale w rozmowie zasadniczo nie uczestniczyłam, bo nie widziałam takiej potrzeby. To znaczy, bo i tak było dla mnie jasne, że się nie załapię.
– Idziesz z nami, prawda? – zapytała Freya, dosiadając się do nas; nie miałam pojęcia, skąd się wzięła, skoro przerwę mieli tylko ci, którzy uczestniczyli w sesji, ale nie podjęłam tematu. Zamiast tego zainteresowałam się nagle swoim jedzeniem, mrucząc coś pod nosem. Freya podniosła brwi. – Słucham?
– Nie mogę. Jestem umówiona – podniosłam nieco głos, choć bardzo niechętnie. Zupełnie tak, jak się spodziewałam, reszta moich towarzyszy natychmiast się tym zaciekawiła.
– Jak to, umówiona? – Vittore podskoczył na krześle. – Z kim, z mężczyzną?
– Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś? – zapytała Chiara z pretensją. Ta dziewczyna chyba już uważała mnie za swoją najlepszą przyjaciółkę, co stało w pewnej sprzeczności z moim stosunkiem do niej.
– Jak to jest, że zawsze odmawiasz, gdy ja cię proszę? – Freya wywróciła oczami. – Poprzednio też tak było. Przyszłaś dopiero, gdy zadzwoniła do ciebie Chiara...
– O Boże, dajcie spokój – prychnęłam, podnosząc się od stolika, by wyrzucić do kosza opakowanie po kanapkach. – To nic takiego. Nie chodzi o spotkanie z facetem ani nic w tym stylu. Po prostu... mam pewne sprawy.
– O których nie chcesz mówić, co? – Chiara mrugnęła do mnie. Zrobiłam minę w stylu „Boże, za co mnie karzesz?!", po czym odeszłam od stolika, nie zaszczycając ich odpowiedzią, chociaż wyraźnie na nią czekali. Cóż, trochę tajemnic na pewno dobrze im zrobi.
– Dajcie dziewczynie spokój! – Usłyszałam jeszcze za sobą podniesiony głos Marcella, który jako jedyny z nich wszystkich wykazywał odrobinę rozsądku, po czym odetchnęłam z ulgą, bo przez to zagadywanie o barze nie zdążyli mnie zapytać o Adele i spędzony z nią dzień. Tym lepiej, bo też nie chciałam się tym dzielić.
Prawda była taka, że nie chodziło o faceta. Nie chodziło nawet o żadną sprawę związaną z facetem i nie dlatego próbowałam nic im nie mówić. Prawda była taka, że uczyłam się włoskiego. Jedna lekcja w tygodniu, w soboty, to było dla mnie za mało, dlatego poprosiłam naszą signorę Casellę, żeby udzieliła mi paru prywatnych lekcji w tygodniu. Zgodziła się, oczywiście, bo miała miły, otwarty charakter jak większość Włochów, ale wcale nie chciałam, by inni o tym wiedzieli.
Przecież nie powiedziałam im nawet, że w ogóle wzięłam lekcje włoskiego. Myślałam sobie, że zawsze jeszcze zdążę im powiedzieć, a póki tego nie robiłam, miałam swoje tajemnice, a więc miałam i atuty. Jak choćby możliwość zrozumienia ich włoskiej rozmowy, kiedy już oczywiście opanuję włoski na tyle, by rozumieć wypowiedź dłuższą niż tę złożoną ze słów „dzień dobry", „dziękuję" oraz „nie ma za co".
Co, jak na razie, wydawało mi się dosyć odległe.
Jednak ze sporym entuzjazmem myślałam o nauce języka, w przeciwieństwie do tego, co myślałam o nim w przeszłości. Tym bardziej nie mogłam się doczekać tego pierwszego spotkania z signorą Casellą.

CZYTASZ
Negatyw szczęścia | JUŻ W SPRZEDAŻY!
RomancePrzez obiektyw aparatu wszystko wydaje się prostsze. Prostsze od prawdziwego życia. Sasza przekonuje się o tym dobitnie, gdy dzięki protekcji matki dostaje posadę asystentki fotografa w pewnym znanym domu mody w Mediolanie. Bez znajomości włoskiego...