Rozdział 7

70 8 0
                                    

  Zgromadzeni zamarli. Dziewczyna wolno pokiwała głową. Wybuchła wrzawa, dwójka pozostałych mężczyzn uciszyło ją kilkoma, karcącymi spojrzeniami.

 -Zdejmij kaptur dziecko- powiedział staruszek. 

Cassidy zsunęła kaptur, ukazując śliczną bladą twarz, mężczyźni wciągnęli głośno powietrze.
-Niemożliwe- wyszeptał najstarszy mag.

-Jesteś do niej tak podobna.

 -Do kogo?-zapytała Cassy.

  -Do Estery z Rodu Białej Róży, do jej córki Amelii i wnuczki Grety- powiedział mężczyzna. 

Dziewczyna zassała powietrze i sięgnęła pod pelerynę. Oczom magów ukazał się medalion Rodu Białej Róży. 

-Jesteś córką Grety?- zapytał najmłodszy.

 Cassy skinęła głową, a z jej oczu powoli pociekły łzy. 

-Zmarła podczas mojego porodu-wyszeptała dziewczyna.

 Najmłodszy mag podszedł do Cassidy i ją po prostu przytulił. 

-Jestem twoim ojcem- powiedział. 

Dziewczyna na te słowa jeszcze bardziej się w niego wtuliła. Gdy po kilku minutach się od siebie odsunęli, popatrzyli na najstarszego maga. Ten, wiedząc o co chodzi, powiedział.

 -Oto jedyna posiadaczka starej mowy, prawnuczka Estery z Rodu Białej Róży i moja, córka, córki, jej córki oraz syna, mego syna. Dziedziczki Rodu Białej Róży i Tygrysiej Lilii. Następnego dnia odbył się Turniej Trzech darów, pierwsi wystąpili magowie, Cassidy cały poprzedni wieczór ćwiczyła z ojcem, dziadkiem i pradziadkiem ataki, była w doskonałej formie. Po kilku minutach zaciętej walki dziewczyna wygrała. Jako drudzy wystąpili rycerze,  ich walka trwała naprawdę długo, a szansę były bardzo wyrównane. W końcu wygrał najmłodszy z nich. Ostatni wystąpili łucznicy dostali po sześć strzał, trzy z nich były klasyczne, a pozostałe trzy zostały zaprojektowane przez któregoś z uczniów. Wygrał ciemnowłosy chłopak, który wykonał sześć celnych strzałów. Po odebraniu gratulacji i nagrody, zwycięzcy udali się do namiotu. Cassy kiedy tylko zobaczyła brązowowłosego i brązowookiego chłopaka oraz prawdopodobnie jego przyjaciela powiedziała.

 -Cześć, jestem Cassie. A wy?

 -Witold, a to jest Andre-odparł brązowowłosy chłopak.

 Rozmawiali bardzo długo, do późnego wieczora. Zostali przyjaciółmi. Spędzali razem mnóstwo czasu, świetnie się rozumieli. Zachowywali się jak rodzina, wspierali się w trudnych chwilach. Każde z nich, by ratować drugie, rzuciło by się w ogień. Ale to nie koniec ich historii, to zaledwie początek.  

Akademia Trzech DarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz