Rozdział 9

4K 362 176
                                    

Miesiąc później

Marinette

Byłam zdenerwowana i zestresowana. Siedziałam w pokoju w domu pani Aurore. Makijażystka i fryzjerka kończyły mnie przygotowywać.

Najbardziej jednak martwiłam się o suknię. Jeszcze jej nie widziałam, chociaż bardzo działam. Moja teściowa dość niemiło dała mi do zrozumienia, że suknię zobaczę dopiero w dzień ślubu. Powiedziała, że wszystkiego dopilnuje.

Boje się, że nie będzie mi się podobać lub co gorsza nie będzie na mnie pasować.

- Skarbie nie stresuj się - usłyszałam głos mamy.

- Jak mam się nie stresować? Co będzie jak się pomylę, zapomnę przysięgi albo się wywrócę? Albo Adrien się rozmyśli?

- Na pewno nic z tych rzeczy się nie wydarzy. Wiem, że to normalne, ale spróbuj zachować spokój.

Uspokoiło mnie to trochę, ale tak troszeczkę. Podskoczyłam słysząc pukanie do drzwi. Po chwili weszła pani Agreste. Wstrzymałam oddech widząc pokrowiec z suknią. Miała na sobie jasno fioletową suknię.

- Zamknij oczy! Pomogę ci założyć suknię - pisnęła.

Po kilku minutach byłam już mocno zestresowana. Chciałam jak najszybciej otworzyć oczy. Jedyne co czułam to to, że suknia jest dość obcisła i ma gorset.

- Już możesz otworzyć.

Otworzyłam oczy i zamarłam. Stałam przed lustrem i nie wierzyłam w to co widzę. Suknia była przepiękna. Miała piękną koronkę i błyskotki, niesamowity dół oraz piękny kolor. Moja figura była idealnie podkreślona. Tylko jedno mnie martwiło.

- Czy te prześwity są odpowiednie? - spytałam

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Czy te prześwity są odpowiednie? - spytałam.

- Marudzisz jak Gabriel. To był mój pomysł i uważam, że wyszło świetnie - oznajmiła.

Wolałam się już nie odzywać.

Suknia idealnie współgrała z moimi upiętymi lokami. Mam założyła mi jeszcze welon i podała bukiet z różowych róż.

Jestem gotowa.

- Adrien zemdleje w tym kościele - rzekła radośnie mama.

Adrien

Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Kiedy w końcu ceremonia dobiegła końca, mogłem pocałować moją żonę. Wszyscy zaczęli bić brawa, a już szczególnie moi kumple.

Jak to cudownie brzmi, żona.

Wyszliśmy z kościoła, wszyscy od razu zaczęli do nas podchodzić i składać życzenia.

***

Kiedy weszliśmy do sali weselnej, oniemiałem. Widziałem zachwyt na twarzy Marinette. Jedyne co mnie niepokoiło to cały wygląd. Jak ostatnio tutaj byłem to wszystko było inaczej.  Inne dekoracje i kolory. Kolejny raz mama zmieniała koncepcję. Przez ten miesiąc zrobiła tak już chyba z sześć razy.

Teraz wszystko udekorowane było w odcieniach fioletowego i zielonego. Wszędzie było pełno błyskotek. Szczęście, że nie wyglądało to tandetnie.

- Twoja mama się postarała - usłyszałem słodki głos mojej żony.

- To prawda, a upierała się, że nie zdąży.

- Gdzie Louis? Nie widziałam go od rana - spytała po chwili lekko zmartwiona.

- Tina się nim zajmuje. Przecież wiesz, że go uwielbia i nie przegapiłaby okazji, aby się nim zająć.

Chwyciłem ją za dłoń i poprowadziłem w stronę naszego stołu.

Po toaście przyszedł czas na nasz pierwszy taniec. Objąłem moją żonę w tali i zaczęliśmy tańczyć w rytm powolnej piosenki. Marinette oparła policzek o moją pierś, tak że miała doskonały widok na Louisa.

Marinette

Było już dość późno. To wszystko było wręcz nierealne. Tak wiele się zmieniło ostatnimi czasy. Byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej.

Tańczyłam właśnie z moim kuzynem. Wybaczyłam już to jego knucie za moimi plecami. W firmie układa mu się świetnie. Bruno zaczął się spotykać z Blanką.

Cieszyłam się, że wszystko się poukładało.

- Kochanie, pozwól na chwilę - usłyszałam głos mojego męża.

Podeszłam do niego. Gestem ręki wskazał na naszych rodziców. Podeszliśmy do nich. Wzięłam Louisa na ręce.

- Zajmiemy się nim podczas waszego miesiąca miodowego.

Miesiąc miodowy? Przecież nic nie ustalaliśmy. Spojrzałam pytająco na Adriena.

- Chyba nie sądziłaś, że to pominę. Samolot już na nas czeka.

Przytuliłam synka mocniej.

- Bez Louisa nie lecę - powiedziałam stanowczo.

Dopiero co go odzyskaliśmy, a on mi każe go zostawić na miesiąc. O nie, nie ma mowy.

- Wiedziałem, że to powiesz. Pośpieszmy się.

Pożegnaliśmy się z gośćmi i wsiedliśmy do limuzyny. To zdecydowanie jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.


Przedślubne problemyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz