VII

6.6K 459 128
                                    

Autorka: We wtorek spodziewajcie się kolejnego rozdziału:)

Chciałabym Wam również życzyć ciepłych, pogodnych i rodzinnych świąt!:)

*****************************

Nieprzyjemne ssanie w żołądku, wybudziło go ze snu. Chwilę później cieszę przerwało burczenie. Sięgnął po telefon, leżący na szafce nocnej, mrużąc oczy, gdy światło je poraziło. Chwilę potrwało, nim mógł zauważyć, która była godzina – 1:23. Odłożył komórkę i leżał wpatrując się w ciemność. Zastanawiał się, czy powinien wstać, czy wrócić do snu. Ostatecznie doszedł do wniosku, że nie ma szans, aby zasnął, gdy jego żołądek cały czas ssie.

Odrzucił kołdrę, siadając na łóżku, nim powoli się z niego zsunął. Wolnym krokiem ruszył do kuchni, zastanawiając się co mógłby zjeść. Wszedł do środka, zapalając światło i od razu podszedł do lodówki, odsłaniając jej zawartość. Uważnie przyglądał się produktom, które tam się znajdowały. Wędlina, sery, warzywa, resztki z obiadu, trochę tarty i jeszcze inne produkty. Nic jednak nie zainteresowało go na tyle, aby po to sięgnąć.

- Hmm... - położył dłoń na brzuchu, lekko go gładząc – Co byśmy zjedli? Na co masz ochotę, skarbie? – zamknął lodówkę i jego wzrok spoczął na ulotce z meksykańskiej restauracji. Była całodobowa, jednak nie miała dowozów do domu, od 24 do 11. A to oznaczało, że musiał tam pojechać – Tak, myślę, że coś meksykańskiego.

Wrócił na piętro, do sypialni, sięgając po skarpetki i sweter. Zabrał telefon i portfel, nim wrócił na dół. Teraz pytanie, jak tam dotrzeć. Zamówić taksówkę, czy pożyczyć samochód Harry'ego? Uznał, że lepszym wyjściem było zadzwonienie po taksówkę. Wiedział, że to trochę potrwa, nim przyjedzie, jednak nie chciał brać samochodu bez wiedzy i zgody Harry'ego. Musiałby go obudzić i znając Stylesa, sam zawiózłby szatyna do restauracji. A to nie wchodziło w grę. Harry wspominał, że z samego rana ma ważne spotkanie i nie może spać do południa, tak jak Louis.

O dziwo nie musiał długo czekać na taksówkę, więc z zadowoleniem założył buty i po ubraniu płaszcza, wyszedł z domu.

*****

Zaspany, z przymrużonymi oczami, przeczesując swoje poplątane włosy kierował się do toalety. Przeklął cicho, gdy uderzył dużym palcem u nogi, o komodę, która stała koło drzwi. Tak się kończy chodzenie boso. Przeklął cicho, nim wyszedł z sypialni i skierował się do łazienki. Szybko się załatwił i po umyciu rąk opuścił pomieszczenie. Miał wejść do swojej sypialni, kiedy usłyszał trzask zamykanych drzwi wejściowych. To go zaniepokoiło. Szybko zszedł na dół, rozglądając się dookoła. Zajrzał do kuchni, salonu i jadalni – nikogo nie było. Jego gabinet też był pusty. Ruszył do holu, chcąc jeszcze sprawdzić drzwi i jak się okazało, były zakluczone. Może mu się tylko wydawało. Z tą myślą planował wrócić do sypialni, kiedy na komodzie zauważył telefon Louisa. Rozejrzał się i dostrzegł, że brakuje butów i płaszcza omegi. To go całkowicie wybudziło. W szybkim tempie pokonał schody i wpadł do pokoju szatyna. Łóżko było puste, a pościel rozkopana.

- Louis? – wszedł do środka, uważnie się rozglądając. Sprawdził również łazienkę, ale i tam go nie było – Kurwa, gdzieś ty poszedł? – przeklinał cicho, wracając do salonu. Miał zamiar czekać na omegę, dopóki nie wróci do domu. Zastanawiał się, gdzie poszedł i dlaczego nic mu nie powiedział. Z każdą kolejną minutą był coraz bardziej poddenerwowany. Był wściekły na Tomlinsona – wyszedł w środku nocy, nie mówiąc mu nic, do tego zostawił telefon. Musiał się jednak uspokoić, bał się, że jeśli pozwoli przemówić swojemu wściekłemu wilkowi, źle się to skończy. Nie chciał zranić Louisa i ich dziecka.

How would you feel, If I told you I loved you?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz