Część 9.

2.5K 74 19
                                    

* Dużo krwi, bardzo dużo krwi. To ostatnie co widziałam. Krew i Theo wbiegającego do piwnicy i zabijającego Jacoba.*

THEO POV
Stado Scotta walczyło z sojusznikami Jacoba, a ja udałem się w stronę schodów, bo tam właśnie widziałem samego Jacoba. Schody były bardzo strome i prowadziły do jakiejś piwnicy. Biegłem, ale z dołu słuchać już było słowa Jacoba, które oznajmiły, że zaraz zabije moją Sophie. Bardzo mi na niej zależało. Kiedy byliśmy dziećmi zawsze bawiliśmy się zaraz i byliśmy przyjaciółmi, ale teraz to się zmieniło. Poczułem do niej coś więcej niż przyjaźń.

Wbiegłem do piwnicy i zobaczyłem Jacoba wbijającego sztylet w brzuch Sophie. Nie zastanawiając się, rzuciłem się na mojego wroga. Byłem tak zdenerwowany, że nawet nie zauważyłem, kiedy Jacob już nie żył. Pobiegłem do leżącej na ziemi Sophie. Na jej brzuchu widniała wielka czerwona plama. Wyjęłem sztylet i wziąłem ją na ręce. Wbiegłem z piwnicy. Stado Scotta wygrało.
- Ratujcie Sophie! Trzeba zawieźć ją do szpitala. - Krzyknąłem, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Co jej się stało? - Podbiegł do mnie Stiles, który również miał łzy w oczach.
- Jacob wbił jej sztylet nasączony wilczym zielem.
- Gdzie ON jest! - Wydarł się przyjaciel Sophie.
- Zabiłem go. Leży w piwnicy. - Stailsowi (nie wiem jak odmienia się to imię 🐺 tak wiem jestem bardzo inteligentna. 😂 aut.) chyba ułożyło gdy to usłyszał.

Pojechaliśmy do szpitala. Melisa nie wiedziała jak pomóc Sophie więc pojechaliśmy do kliniki. Sophie traciła siły, a jej tętno zwalniało z każdą chwilą. Deaton wykonał na niej jakiś zabieg. Siedziałem w poczekalni i czekałem. Nie wiem kiedy, zasnąłem.

SOPHIE POV
Otworzyłam oczy. Na całym ciele czułam przeszywający ból. Przypomniałam sobie co mi się "śniło" jak można tak nazwać stracenie przytomności. Za każdym razem byłam w ciemnej piwnicy. Podchodził do mnie Jacob i wbijał mi sztylet. I tak cały czas. To było straszne. W dodatku za każdym razem czułam ból. Zobaczyłam Deatona stojącego obok mnie i trzymającego jakąś strzykawke, która zaraz odłożył.
- Żyje. - Skomentowałam.
- Tak, ale byłaś już blisko śmierci. - Powiedział Deaton. - Zawołam Theo. Czekał tu cały czas. 2 tygodnie. Tyle byłaś nieprzytomna. - Weterynarz wyszedł, a po chwili wszedł Reaken.
- Sophie! Ty żyjesz! - Podbiegł do mnie i przytulił.
- Sama się dziwię. - Odwzajemniłam uścisk.
- Tak bardzo się bałem. Byłaś nieprzytomna 2 tygodnie. Żadnych oznak, na to że możesz przeżyć. - Cały czas mówił.
- Okey. Uspokuj się. Wszystko gra. - Odezwałam się od niego.
- Oki. Już mi przeszło. - Uśmiechnął się. - Mam cie zawieźć do domu Stilesa. On sam nie mógł tu przyjechać bo jego tata musiał gdzieś wyjść, a jemu kazał zostać w domu. Choć. - Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę wyjścia z kliniki. Po drodze spotkaliśmy Deatona.
- Dziękuję, że uratowałeś jej życie. - Powiedział Theo gdy wychodziliśmy.
- Ja również dziękuję. - Dodałam.
- To nie tylko moja zasługa, ale też stada Scotta i przede wszystkim Theo. Gdyby nie on, Jacob pewnie by żył, natomiast Sophie nie. Ale nie ma za co. - Odwrócił się i poszedł wgłąb pomieszczenia.
Ja razem z moim towarzyszem wsiadłam do jego samochodu.
- Napewno nic ci nie jest. - Theo zerknął na mnie kontem oka.
- Napewno. Czuję się już o wiele lepiej. - Posłałam mu ciepły uśmiech, co odwzajemnił.

Po jakichś 15 minutach byliśmy już pod domem Stylińskich ( jakbym źle napisała to poprawcie mnie w komentarzach 💕💕 aut.). Otworzyłam drzwi od auta, ale zanim wsiadłam odwruciłam się i cmoknęłam Theo w policzek.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś. Jestem Ci bardzo wdzięczna. Mogę ci się jakoś odwdzięczyć? - Zauważyłam u niego na twarzy uśmiech.
- Jeśli będziesz na siłach, przejdź jutro o 17.40 do lasu. Przy tym wielkim drzewie. - Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
- No to pa. - Wysiadłam z samochodu.

I love you, my princess. |Theo Raeken|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz