Gdy to mówił świat wokół nas sie zatrzymał. Był tylko ja i on. Patrzyłam mu w oczy, a on mi. Oczekiwał odpowiedzi.
- Theo... To co powiedziałeś było piękne. Oczywiście, że zostanę - od razu po tym, gdy wypowiedziałam te słowa, twarz chłopaka rozjaśniała się, a on odetchnął z ulgą. Podniósł mnie jak panne młodą i okręcił się ze mną kilka razy. Po postawieniu mnie na ziemi, złączył nasze usta w delikatnym, ale namiętnym pocałunku. Gdy się od siebie oderwaliśmy, z powodu braku powietrza, Theo spojrzał mi w oczy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę - uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Widzę Theo, widzę - zaśmiałam się, po czym kolejny raz pocałowaliśmy się.Choć bardzo tego nie chciałam, musieliśmy wracać. Zaczęło się ściemniać. Teraz to miejsce wyglądało jeszcze piękniej. Księżyc w pełni odbijał się w tafli wody okalającej wierzbę. Wstaliśmy i rozmawiając, zaczęliśmy iść w stronę samochodu. Odrzuciłam się, by ostatni raz zobaczyć to magiczne miejsce, zanim znikło za drzewami. Po niecałych 10 minutach siedzieliśmy już w samochodzie. Theo odpalił auto i ruszyliśmy. Niebo dzisiaj było wyjątkowo piękne. Nie było żadnych chmur, więc widzieliśmy gwizdy i piękny księżyc. O ile w dzień raz od czasu mijaliśmy jakiś samochód, teraz nie było na tej drodze ani jednago. Żadnej żywej duszy. Aż do czasu...
Od przekroczenia granicy miasta dzieliło nas jakieś 10 minut jazdy. Przejeżdżaliśmy akurat przez mały lasek. Byłam bliska zaśnięcia, lecz do otworzenia oczu zmusił mnie oślepiający blask lamp samochodowych, należących do nadjeżdżającego z naprzeciwka auta. Wszystko działo się tak szybko. Jasność, głośne zderzenie, wstrząs... Poleciałam na przednią szybę, rozbijając ją i wylatując z samochodu. Zderzenie z ziemią i... Ciemność.
THEO POV
Jechaliśmy spokojnie, gdy nagle zobaczyłem nadjeżdżający z naprzeciwka samochodód. Jechał dość szybko, ale zbytnio się tym nie przejąłem. Był coraz bliżej. Gdy dzieliło nas kilka metrów, samochód gwałtownie skręcił. Zdeżyliśmy się. Uderzenie było tak mocne, że przód samochodu został zmiażdżony. Tyle tylko zauważyłem - przód samochodu i Sophie, zanim moja głowa dość boleśnie uderzyła w kierownicę.
Otworzyłem gwałtownie oczy. Podniosłem się tak, bym mógł ocenić sytuacje, lecz był to błąd, ponieważ moją głowę przeszedł ból. Spojrzałem na fotel obok, by sprawdzić w jakim stanie jest Sophie. Najgorsze było to, że jej tam nie było, tak samo jak połowy przedniej szyby. Spojrzałem na ulicę. Obok stał samochód, który w nas wjechał, a na szosie leżała cała zakrwawiona Sophie. Nie zważając na ogromny ból głowy i cieknący mi po policzku strumień krwi, wsiadłem z auta i podbiegłem do niej. Leżała w kałuży krwi, a jej nogi były powykrzywiane w dziwnym kącie. Była nieprzytomna. Wiedziałem, że pomoc szpitalna tu się nie przyda, więc od razu chciałem za komórkę i zadzwoniłem do Deatona. Miał zaraz przyjechać. Ja nic tu nie mogłem zrobić. Nagle ogarnęła mnie ogromna złość. Gwałtownie wstałem i szybkim krokiem zacząłem zbliżać się do właściciela samochodu, który w tej chwili stał oparty o auto i palił papierosa. Zadałem cios. Chłopak - bo to on spowodował wypadek, upadł na ziemię. Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem okładać go pięściami. Gdy na chwilę przestałem, by ocenić jego stan, zamarłem...
![](https://img.wattpad.com/cover/103955779-288-k820567.jpg)
CZYTASZ
I love you, my princess. |Theo Raeken|
FanficCzy wilkołak i chimera, o całkiem innych charakterach mogą być razem. Prawdziwa miłość nie patrzy na gatunek i wygląd. Liczy się charakter. Opowieść o 16-letniej Sophie i Theo Reakenie, którzy zmagają się z wieloma problemami. Zapraszam. ♥♥♥♥♥♥