Nie, nie, nie... To nie może być on. Pode mną leżał Max - mój największy koszmar z dzieciństwa. Wszystko się zaczęło, kiedy byłem w 4 klasie. Maxa zawsze wszyscy lubili. Ja byłem wtedy wyrzutkiem. Zawsze on i jego banda wyśmiewali się ze mnie i gnębili mnie przez całą podstawówkę i gimnazjum. Nasza "znajomość" zakończyła się wraz z końcem gimnazjum. Teraz ten chuj leżał pode mną i uśmiechał się, ukazując przy tym swoje zakrwawione zęby.
- No cześć gówniaku. Dawno się nie widzieliśmy co? Też się cieszysz prawda? - moja złość sięgnęła zenitu i jendym ciosem ogłuszyłem debila. Szybko wstałem i z powrotem podbiegłem do nieprzytomnej Sophie. Wyglądała tak bezbronnie. Gdzie jest kurwa tem Deaton? Dawno powinien już tu być.
- Sophie... - zacząłem kołysać ją w ramionach, choć wiedziałem, że jest to głupie i bezcelowe - Proszę cię, Sophie obudź się. Wytrzymaj jeszcze chwilkę. Będzie dobrze zobaczysz...Jej klatka piersiowa powoli unosiła się i równie wolno opadała. Przez moją głowę przechodziły najgorsze myśli. W pewnym momencie, kiedy oddech tej małej osóbki był strasznie płytki, a ona z trudem łapała powietrze, załamałem się. Z moich oczu zaczęły lecieć strumienie łez.
- Sophie... Błagam - histerycznie szeptałem jej we włosy, bo sam nie wiem kiedy, ale z całej siły przytuliłem ją sobie do klatki piersiowej. Czułem jeszcze jej ostatni oddech... Teraz już wiedziałem, że odeszła.😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇😇
To koniec... Od początku wiedziałam, że tą książkę zakończę źle. Całą ja 😈. No ale mylę, że się podobała.
CZYTASZ
I love you, my princess. |Theo Raeken|
FanfictionCzy wilkołak i chimera, o całkiem innych charakterach mogą być razem. Prawdziwa miłość nie patrzy na gatunek i wygląd. Liczy się charakter. Opowieść o 16-letniej Sophie i Theo Reakenie, którzy zmagają się z wieloma problemami. Zapraszam. ♥♥♥♥♥♥