*-Nie nie. Zostań. Mam pomysł. - Teraz już podniósł się do pozycji siedzącej. - Pójdziesz gdzieś dzisiaj ze mną... - Dodał po chwili.
- Gdzie? - Spytałam.
- Zobaczysz. - Odparł tajemniczego.*- Nie możesz mi po prostu pojedzieć? - Wolę wiedzieć takie rzeczy...
- Nie - Wstał i udał się w stronę łazienki.
Usiadłam na łóżku i czekałam, aż Theo wyjdzie. Po chwili otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł chłopak.
- Idź się przebierz. Spodnie chyba masz, a bluzę dam ci moją. - Wyciągnął z szafki czerwoną bluzę z jakimś napisem.
- Dzięki. - Wzięłam ją od niego i udałam się do łazienki. Ogarnęłam się i uczesałam włosy szczotką, która zawsze miałam w torbie. Wyszłam i usłyszałam jak Theo woła mnie na dół.
Zeszłam tam. Okazało się, że pomieszczenie, do którego wyszłam było kuchnią, a na stole leżały kanapki.
- Zrobiłem śniadanie, mam nadzieję że posmakuje. - Powiedział, siadając na krześle.
- Dzięki. - Siadłam koło niego.
Zaczęłam jeść kanapkę. Czułam, że wzrok chłopaka zatrzymał się na mnie...*30 min później*
Szliśmy z Theo przez jakieś tunele. Wreszcie dotarliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Było tu pełno rur i ogromnych zbiorników z jakimiś cieczami.
- Po co tu przeszliśmy? - Zapytałam rozglądając się.
- Chce, żebyś poznała moje stado. - W tej chwili ujrzałam przed sobą czterech nastolatków. Były to dwie dziewczyny, w czym jedną kojarzyłam, bo była dziewczyną Liama i dwóch chłopaków.
- Okey. To Tracy, Heyden, Corey i Josh. - Wymienił członków jego stada.
- Dzień doberek. - Przywitałam się.
- A to kto? - Zapytała groźnie Tracy.
Theo spojrzał na nią morderczym spojrzeniem. - To Sophie i macie być dla niej mili. - Zagroził.
Raczej nikt mnie tu nie polubi, więc postanowiłam wyjść na zewnątrz.
- Poczekam na dworze. - Moje słowa skierowałam do Reakena, po czym skierowałam się w stronę drzwi.
- Poczekaj! Ja też już ide. - Pobiegł do mnie. - Odwiozę cie.
- Nie. Pójdę sama. Chcę się przejść. - Nie chciałam jechać z nim. Ostatnio za dużo z nim przebywam, a olewam mojego najlepszego przyjaciela.
- To nie było pytanie. - Stwierdził.
- Mówię, że nie chce! - Krzyknęłam.
- Dobra, dobra, po co tyle agresji? - Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Nara. - Ruszyłam w kierunku domu Stailsa.*15 min później *
- No więc. Co robimy? - Zapytał Stiles.
- Yyy... Nie wiem. - Siedziałam u niego w domu, patrząc jak kończy odrabiać pracę domową.
- Możemy iść do lasu. Jak zawsze. - Wstał i spakował książki do plecaka.
- Dobry pomysł. - Wstałam i wyszliśmy z jego domu, kierując się we wcześniej wspomniane miejsce.
Chwilę pochodziliśmy, rozmawialiśmy i wygłupialiśmy się. Nie zauważylismy nawet kiedy zrobiło się ciemno.
- Powinniśmy już wracać. - Rzucił w moją stronę Stiles. I podszedł do mnie, aby się pożegnać.
- To do jutra Stiles. - Przytuliłam go i zaczęłam iść w kierunku domu. Stiles miał niedaleko do domu, więc nikt nikogo nie odprowadzał. Szłam wsłuchując się w ciszę, która panowała w lesie. Nagle usłyszałam za sobą jakiś szelest i łamanie gałęzi. Szybko się odwróciłam, rozglądając się. Wytężyłam mój wzrok, aby znaleźć źródło dźwięku. Nie trwało to długo, bo zauważyłam wysokiego mężczyznę wychodzącego zza drzewa. Za nim pokazali inni, ubrani na czarno. Powoli się do mnie zbiżali, a ja oddalałam się. Już miałam rzucić się do ucieczki, ale poczułam, że czyjeś ręce uniemożliwiają mi to. Próbowałam się wyrwać, ale na nic. Postacie, które wyszły zza drzew, stały teraz obok mnie.
- Kogo my tu mamy? - Zapytał jeden. Był to chyba przewodniczący tych wszystkich, bo on pierwszy wyłonił się z kryjówki. - Sophie Black.... - Kontynuował.
- Kim jesteście? I skąd mnie znacie? - Zadałam pytania, znów się szarpiąc.
- Nie miotaj się tak. Nie uciekniesz. - Przybliżył się do mnie jeszcze bliżej.
- Ja jestem Jacob, a to moje stado. Alec, Jace, Thomas, Alice i Izabell. - Wymienił wszystkich członków jego stada.
- A skąd mnie znacie, jeśli można wiedzieć? - Byłam wkurzona.
- Powiedzmy, że mamy swoje źródła informacji. - Uśmiechnął się. - A teraz przejdźmy do sedna. - Chłopak, który mnie trzymał, bardziej zacisnął uścisk, tak że z trudnością łapałam oddech.
- No więc Sophie. - Zaczął Jacob. - Znasz Stilesa. To twój przyjaciel, więc dużo czasu z nim spędzasz. Pomożesz nam.
- W czym niby? - Zaczęłam się bać. Nie dość, że sama byłam w niebezpieczeństwie, to jeszcze chcą coś od Stilesa.
- Musisz pomóc nam go złapać. - Wyjaśnił wódz stada.
- Nigdy. - Krzyknęłam. Nigdy nie pozwolę, żeby Stilesowi się coś stało.
- Tak? - Podszedł do mnie jeszcze bliżej. - No to zobaczymy. - Stał już jakieś 10 cm ode mnie. Zacisnął pięść i wymierzył cios w mój brzuch. Poczułam ogromny ból.
- Jeśli nie pomożesz nam... Twoim znajomym może stać się krzywda. - Czułam wielki ból. Próbowałam się skulić, lecz uścisk chłopaka mi na to nie pozwalał.
- Puść ją Jace. Nie ucieknie. Za bardzo cierpi. - Powiedział Jacob, a chłopak nazwany Jacem, puścił mnie. Upadłam na ziemię, kuląc się.
- Pomożesz nam, albo umrzesz. Proste? Proste. - Usłyszałam jak stado Jacoba odchodzi. Leżałam na ziemi. Nie wiem dokładnie ile, ale wydawało mi się, że całą wieczność. Po jakimś czasie z wielkim trudem wstałam i powoli, cały czas kuląc się i trzymając za brzuch, udałam się do domu.*20 min później*
Weszłam do łazienki i zajęłam koszulkę. Na moim brzuchu widziała wielka sina plama. Znów poczułam straszny ból. Z trudem umyłam się i położyłam do łóżka. Postanowiłam jeszcze przejrzeć portale społecznościowe. Wzięłam do ręki telefon i zauważyłam, że mam jednego nieodczytanego SMS-a. Odblokowałam urządzenie i zaczęłam czytać wiadomość.
Jutro chce cie widzieć w lesie, tam gdzie dziś się spotkaliśmy.
Od razu wiedziałam, kto napisał tą wiadomość. Jacob. Postanowiłam, że nie pójdę tam i zasnęłam.Rano udałam się do łazienki, by zobaczyć w jakim stanie jest mój brzuch. Będąc już w wcześniej wspomnianym pomieszczeniu, zajęłam bluzkę i sama się przestraszyłam. Mój brzuch był o wiele bardziej siny, niż wczoraj. Najbardziej martwiące było to że jako wilkołak powinnam już się uleczyć... Coś było nie tak. Nie myśląc już więcej ubrałam się i ruszyłam do szkoły. Każdy krok sprawiał mi ból.
*25 min później*
Stałam obok mojej szafki i wyjmowałam książki potrzebne na lekcje.
- Czemu wczoraj tak uciekłaś? - Usłyszałam dobrze mi znany głosy. Odwróciłam się i zobaczyłam to co zobaczyć miałam. Theo. - Ode mnie się nie ucieka. - Uśmiechał się.
- Nie miałam ochoty na przebywanie z tobą. - Rzuciłam i ominęłam go kierując się do klasy.
- Jeszcze porozmawiamy! - Krzyknął za mną. Nie zwracałam na to uwagi, bo znów zaczął boleć mnie brzuch. Starałam się to zignorować, ale to było za silne.*5 godz później*
Lekcje się wreszcie skończyły, a ja dalej zwijałam się z bólu. Szybko wrzuciłam książki do szafki i nie zwracając uwagi na wołanie Stilesa i Scotta, jak najszybciej opuściłam szkołe.
Szłam sobie leśną drogą, omijając miejsce, gdzie wczoraj spotkałam Jacoba. Już miałam wychodzić z lasu, gdy poczułam mocne uderzenie w głowę. Upadłam na ziemię. Dotknęłam miejsca, w które zostałam uderzona. Poczułam krew.
- Następnym razem pamiętaj, że przychodzi się na spotkania. - Usłyszałam, a potem ogarnęła mnie ciemność.💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕💕
Hejo! Dzisiaj dłuższa historia. Myślę, że się podobało. Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach. Niedługo postram się wrzucić następną cześć.
CZYTASZ
I love you, my princess. |Theo Raeken|
FanficCzy wilkołak i chimera, o całkiem innych charakterach mogą być razem. Prawdziwa miłość nie patrzy na gatunek i wygląd. Liczy się charakter. Opowieść o 16-letniej Sophie i Theo Reakenie, którzy zmagają się z wieloma problemami. Zapraszam. ♥♥♥♥♥♥