Rozdział 16

961 151 15
                                    

Gwiazdy otoczyły go ze wszystkich stron. Stało się to tak szybko, że Dipper nawet nie miał czasu zareagować. Słyszał śmiech Hijo zmierzającej swobodnie do pałacu - miejsca, gdzie on nie był mile widziany.

Całym sercem, całą duszą chciał być z nim. Znowu spokojnie spać na jego klatce piersiowej, znowu poczuć jego dłonie oplatające go w pasie. Miał ochotę wykrzyczeć jego imię tu i teraz, wykrzyczeć głośno i wyraźnie.

Chciał jego pomocy. Mimo wszystko wciąż się bał, wciąż był niedoświadczony. Wciąż czuł się dzieckiem.

Rozejrzał się niespokojnie. Każda z Gwiazd miała na Ziemi swoją unikalną poświatę. Ciemnożółty, jasnozielony, ciemnozielony, niebieski, czerwień...

Nadmiar kolorów rozdrażnił go. Cofnął się, a do jego uszu dobiegł zbiorowy okrzyk. Chwilę później został chwycony i podniesiony do góry. W uszach mu dudniło, nie zrozumiał sensu wypowiedzianych słów.

- Och, Królu Wszystkich Gwiazd! Najjaśniejszy z najjaśniejszych!!!

- To on! Mówiłem Wam, że to On jest tym Wybranym!

- Pomoże nam, uratuje! Pokona tego parszywca!

Istoty emocjonowały się, a do bruneta wszystko stopniowo docierało. Tak, w zasadzie był ich królem. Mieszkał w końcu dość długo na sklepieniu niebieskim z królową. Nic więc dziwnego, że gwiazdy zaczęły uważać go za króla. Jednak... Czego od niego oczekiwały?

Dotarło to do niego dość szybko. Gdy uświadomił sobie nieuniknione miał ochotę umrzeć. Cofnął się, a usta mu zadrżały. Przemówił. Wszystkie oczy były zwrócone na niego. 

- Nie. Przykro mi, nie pomogę wam unicestwić gatunku ludzkiego.

Rozległy się okrzyki. Ktoś zasugerował, że Dipper tylko żartuje. Przyjęto taką wersję i śmiano się, śmiano się głośno i natarczywie. Chłopak pobladł i zaczął kręcić głową. To nie tak miało być. Zupełnie nie tak.

- CISZA! - krzyknął, a one usłuchały go ze zgodnością. Wlepiały w niego oczy, duże, ciekawskie i kolorowe; zupełnie nienaturalne. Wyglądały jak lalki, starannie pomalowane oraz piękne. Różnica była taka, że one nie krzyczały "mama".

One chciały przywódcy. A Dipper był dla nich idealnym przywódcą i wiedział o tym, wiedział z zaskakującą jasnością. Miał szansę zaistnieć, być tym jedynym, najlepszym królem.

Być kimś.

Jednak musiałby wtedy zrobić coś strasznego, coś przeokropnego. Nie chciał tego sobie wyobrażać, nie chciał nawet o tym myśleć; ale widział to.

On pochylający się i wbijający sztylet prosto w serce blondyna, on zwodzący Billa i podający mu czarkę z trucizną, on palący go i cały lud na stosie, on knujący z Gwiazdami, planujący wojnę, zabójstwo, oszustwo, śmierć, śmierć wszędzie, śmierć ludzi, śmierć zwierząt...

A w tym wszystkim on. Patrzyłby na niego bez słowa czy może ze smutkiem? Znienawidziłby go czy w jego oczach widoczna byłaby miłość? Czy wybaczyłby mu?

Czy wybaczyłby sobie?

- Nie mogę tego zrobić - przerwał ciszę. - Ponieważ go kocham.

- Zdrada! - zakrzyknęły wszystkie i ruszyły na niego. Były wściekłe.

- Gdzie jest wasza królowa, kiedy jest potrzebna?! - zawołał rozpaczliwie.

Cofnął się o kilka kroków i wpadł na kogoś. Osoba objęła go w pasie, a po policzku Dippera spłynęła łza. Znał te dłonie bardzo dobrze. Bał się unieść wzrok, w końcu tak bardzo go zawiódł.

- Ile można było czekać, abyś w końcu to wyznał? - zapytał Bill schrypniętym ze wzruszenia głosem.  - Powiedz... Czy dalej chcesz żebym zniknął?


***

Hijo była wściekła. Miała nadzieję zastać króla samego, a tymczasem Sofia znowu pokrzyżowała jej plany. Gwiazdy na Ziemi żyją krótko, a siostra mężczyzny wyjątkowo dużo przeszła. Podczas swojej śmierci dziewczynka oddała bratu całą swoją moc i wszystkie wspomnienia.

Jej czysta energia walczyła z mrokiem panującym w jego sercu, aż w końcu Bill jakby narodził się na nowo. Grzech jednej osoby został zmazany poświęceniem drugiej, wyznanie miłości zneutralizowało niefortunne życzenie. W sercu blondyna mimo to wciąż toczyła się wojna, bowiem zneutralizować nie znaczy usunąć.

I teraz nadchodził ten moment. Hijo przywołała ciemnogranatową mgłę, która ciepłą pierzynką przykryła wszystkich. Gwiazdy rozmarzonym wzrokiem patrzyły na swoją cudowną królową.

- Jest taka piękna... - szeptały, a ona spod przymrużonych powiek rzucała im spojrzenia. Dipper odruchowo mocniej wtulił się w ukochanego. Miał wielką ochotę popatrzeć na nią ten ostatni raz. Przyciągała go swoim kwiatowym zapachem, a gdy usłyszał jej głos mimowolnie zadrżał.

- Dipper... Daj spokój, przecież tego chcesz. Zawsze tego chciałeś, nie pamiętasz? Malowaliśmy wspólnie w ogrodzie, bawiliśmy się tak dobrze...

- Nie. Odejdź - szepnął chłopak, a jego dłonie mocniej zacisnęły się na talii mężczyzny.

- On cię zdradził, nie pamiętasz? Opuścił. Nikt nigdy tak bardzo cię nie kochał jak ja...

Spojrzał na nią i natychmiast tego pożałował. Hijo uśmiechnęła się do niego słodko.

- Naprawdę...? - zapytał cicho.

- Tak, naprawdę. Puść go i chodź do mnie - rozłożyła ręce.

Dipper poluźnił uścisk, ale Bill nie zareagował. Uśmiech Hijo powiększył się.

- Ja nigdy cię nie zawiodę. Ze mną będziesz zawsze ważny.

Brunet uniósł głowę i zamarł, gdyż blondyn patrzył prosto na niego. Nie widział w jego oczach żalu ani smutku, tylko miłość oraz... ból. Dipper instynktem płynącym z serca położył dłoń na policzku zastygłego Billa. Słyszał zaklęcia granatowowłosej, lecz nie docierały one do niego.

Stanął na palcach i niepewnie, nie chcąc niczego zepsuć połączył swoje usta z jego. Pocałunek był krótki, ale intensywny; rozdrażnił królową i jej poddanych.

- Nie chcę cię już nigdy stracić... - wyszeptał przez łzy. - Kocham Cię. 

Dotychczas Bill jedno oko miał złote, a drugie przyciemnione. Teraz powoli jego aura powracała, a nowe życzenie zyskało na ważności ponieważ płynęło ze głębi serca.

Gwiazda Przynosząca Zmiany znów mogła lśnić pełnym blaskiem.

Pozostała jeszcze tylko jedna kwestia...

***

Hijo wraz ze swoim ludem wrogo patrzyła na Dippera i Billa, a oni nie mniej wrogo na nich. Konflikt wisiał w powietrzu. Tym razem królowa wszystkich zaskoczyła. Nie wiadomo było, czy wykończyło ją to zaklęcie, czy też miała nadzieję jeszcze pobawić się uczuciami tej dwójki, a może skompromitować ich?

W każdym razie powiedziała:

- Skompletujcie armię. Wkrótce dojdzie do bitwy, która rozwiąże wszystko.

Ruszyła z dumnie uniesioną głową na przedzie. Gdy wszyscy odeszli blondyn rozejrzał się wokół. Krwistoczerwone słońce dalej wisiało nad miastem, a zmutowane zwierzęta biegały w pobliżu pałacu. Bill wzdrygnął się i spojrzał na Dippera. Ten stał i zaciskał pięści, a wściekłość biła od niego. Gdy blondyn chciał coś powiedzieć, brunet doskoczył do niego ze zapłonionymi policzkami.

- Chyba musimy porozmawiać - uznał Bill.

- Musimy - potwierdził Dipper.



W tym rozdziale raczej dużo się dzieje. Cieszcie się! ^^

Tak w ogóle to powoli zbliżamy się do końca, o rany...

Myślę, że wszystko w miarę jasne i fabuła zrozumiała :')  Do następnego!

Star Of Changes /billdip/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz