Rozdział 17

911 109 21
                                    


Księżyc świecił tej nocy wyjątkowo jasno.

Oświetlał całą pustynię i dwóch samotnych, którzy nie potrafili rozmawiać ze sobą. Dipper myślał, że teraz wszystko już pójdzie łatwo, ale nic bardziej mylnego. Mimo, że byli razem kłamstwa i zdrada nigdy nie przechodzi bez echa. Ilekroć próbował zbliżyć się do blondyna, cofał się o kilka kroków. Bill też nie szukał kontaktu z nim. Starał się popatrzeć na niego bez smutku i żalu, ale słowa sprzed kilku lat - a dla niego właściwie sprzed chwili, bo gwiazdy żyją tak długo, że kilka lat to dla nich jak mrugnięcie powieką - wciąż bolały go z tą samą siłą. Wiedział, że wina w większości leży po stronie Hijo, że brunet był wtedy młody, że nie wiedział, pomylił się...

Ale to wciąż bolało. I nie chciało przestać, za żadną cenę nie chciało. Ilekroć Bill wyciągał dłoń, zaczynał układać w myśli zdanie, podchodził do niego... Dipper natychmiast się cofał, wyglądając przy tym na wystraszonego.

Tak, jakby pomimo tych dowodów miłości wciąż nie ufał Gwieździe Przynoszącej Zmianę, jakby ciągle nie był pewien swoich uczuć.  To doprowadzało blondyna do rozpaczy, przez co ciągle chodził po nocy. Korytarz, łazienka, sala tronowa. Sala tronowa, łazienka, korytarz.

Dipper, śpiąc niespokojnie, słyszał niekiedy jego kroki. Kiedyś wstał i podszedł do drzwi łazienki, bogato zdobionej i naprawdę dużej, usłyszał coś. Położył dłoń na ustach. To był płacz, bez wątpienia. Ale coś jeszcze. Uchylił drzwi. Jasnowłosy zwymiotował, a później otarł usta i znowu usiadł na brzegu wanny wgapiając się w kafelki. Dipper cofnął się szybko i wrócił do swojego pokoju. Nie potrafił jednak tej nocy zasnąć. Wyrzucał sobie, że nie podszedł do Billa. Powinien mu pomóc, pocieszyć go. W końcu go kochał, mimo wszystko naprawdę go kochał.

Wstyd. Wyżerał go od środka, sprawiając, że nie potrafił nawet oddychać tym samym powietrzem, co drugi. Krępował jego ruchy i powodował ból. Wspomnienia osaczyły bruneta z wszystkich stron nie dając chwili wytchnienia. Tej nocy też tak było.

***


Dipper siedział na wieży, która dawała obraz na całą okolicę. Hienowilków już nie było, bo razem z tamtym Billem zniknęło też wszelkie okropieństwo... I nie tylko.

Chłopak wyciągnął zza szaty podarunek od Sofii. Ostatnią pamiątkę. Patrzył przez chwilę na medalion, do którego zostały zebrane jej prochy zaraz po tym, jak... odeszła. Gwiazdy nie umierają śmiercią naturalną, nie ma po nich ciała.

Zmieniają się w to z czego zostały stworzone. Z gwiezdnego pyłu. 

Dipper przejechał palcem po szkle i drgnął, kiedy poczuł na ramieniu czyjąś ciężką rękę. Odwrócił się szybko, chowając pamiątkę. Przed nim stał niewysoki, ciemnowłosy mężczyzna o szarych, a raczej srebrnych jak lustro oczach. Na jego twarzy był duży uśmiech, a oczami zdawał się przewiercać chłopaka. Brunet przełknął ślinę.

- Czego tu chcesz? - zapytał ostro, a tamten odpowiedział natychmiast:

- Jestem Samar, wysłannik królowej Hijo. Kazał mi zapytać, czy jaśnie panicz zmienił zdanie.

- Jakie zdanie? - chłopak zmarszczył brew, patrząc na jegomościa.

- Nie wiem. Kazała tylko zapytać. - Odpowiedział, nachylając się nad nim. Dipper cofnął się trochę, ale za sobą miał tylko pustkę. Tymczasem twarz ciemnowłosego była coraz bliżej jego. Trzymał się jedną ręką, drugą ściskając medalion. Patrzył przy tym na twarz nieznajomego czujnie, gotów w każdej chwili zacząć krzyczeć. To na pewno by mu pomogło, a na pewno lepsze byłoby niż bezczynność.

Star Of Changes /billdip/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz