Rozdział 6

55 10 4
                                    


/Kyle/

Nie wierzyłem własnym oczom. Danny się śmiał, do tego wszystko mi wybaczył i zgodził się dzisiaj ze mną zostać. Byłem taki szczęśliwy...Moje myśli przerwał jego głos:

-Ummmm...Kyle? Gdzie jest moja koszulka? - nieśmiało zapytał

Słysząc jego pytanie usmiechnąłem się:

-No cóż możliwe, że trochę ją... Pobrudziłeś i musiałem ją wrzucić do prania.

Słysząc moją odpowiedź Dan zaczerwienił się i spuścił głowę.

- Ale spokojnie Smith - powiedziałem podchodząc do niego - Nie masz się czego wstydzić - dodałem i klepnąłem go w jego dość umięśniony brzuch po czym wyszedłem na chwilę z kuchni. Gdy wróciłem rzuciłem w niego ręcznikiem:

- Idź wziąć prysznic, a ja poszukam ci jakiejś koszulki.

Po 20 minutach oboje staliśmy w moim pokoju. Dan miał już ubraną jedną z moich ulubionych koszulek i szczerze, patrząc na niego nie mogłem przestać się uśmiechać.

-Kyle, czy ty naprawdę masz wszystkie bluzki w koty?- zapytał.

Tak, miał na sobie koszulkę w słodkie, małe kotki z napisem: 'I can be your kitten'... I w tym momencie nie wytrzymałem... Wybuchnąłem śmiechem i rzuciłem się na łóżko trzymając się za brzuch. Dan spojrzał na mnie przymrużonymi oczami.

- Ah tak? Śmieszy cię to Simmons? O ile dobrze pamiętam to masz łaskotki - powiedział i natychmiast się na mnie rzucił dokonując swoich tortur.

Czułem jak łzy ze śmiechu zaczynają mi spływać po twarzy.

- Bardzo dojrzale Smith...- ledwo wydusiłem przez śmiech .

Nagle przestał mnie łaskotać i wstał.

-Tym razem ci się upiekło - powiedział - Ale tylko dlatego, że muszę iść do domu po rzeczy i powiedzieć babci, że zostaję u ciebie.

Powoli wstałem i oznajmił em mu, że idę z nim.

Po 30 minutach byliśmy u niego w domu. Gdy tylko weszliśmy jego babcia go przytuliła. Potem podeszła do mnie:

- Dobrze cię widzieć Kyle - powiedziała i mnie też zamknęła w niedźwiedzim uścisku.

Elizabeth przypominała mi moją mamę...Mama...

Od razu wypędziłem myśli o niej z głowy i zobaczyłem Dana, który schodził z rzeczami po schodach. Podszedł do nas i cmoknął babcię w policzek:

-Bawcie się dobrze chłopcy - powiedziała i zamknęła za nami drzwi.

Kiedy pylismy z powrotem u mnie, wzięliśmy jedzenie i rozsiedliśmy się przed telewizorem.

Oczy Dana wyglądały dzisiaj tak wesoło...Czasem moja uwaga skupiała się na bliznach na jego rękach, ale nie chciałem poruszać tego tematu.

Cały wieczór świetnie się bawiliśmy i poszliśmy spać koło 1:00 nad ranem.

Rano obudził mnie dźwięk budzika...6:30...Cholera za 30 minut mam trening. SSzybko ubrałem się, wziąłem torbę z potrzebnymi rzeczami i zbiegłem po schodach.

W kuchni zrobiłem kawę, nie miałem czasu nic jeść. Nagle w drzwiach pojawił się ubrany, ale rozczochrany Dan..

-Gdzie wychodzisz tak wcześnie? - zapytał.

- Idę na trening...Chcesz iść ze mną? -odpowiedziałem

Danny spojrzał na mnie wzruszył ramionami i przesunął dłonią po włosach:

-Czemu nie - rzucił i szybko poszedł do łazienki.

Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Szybko poszedłem się przebrać i pobiegłem na boisko. Na trybunach siedział już Dan.

Od razu podszedł do mnie Bryce:

- Hej Simmons co tu robi ten dziwak? - powiedział spoglądając na Dana.

Gdy to usłyszałem coś we mnie pękło i zacisnąłem ręce w pięści:

- Nie mów tak do niego Bryce - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

Chłopak spojrzał na mnie kpiąco:

- A to niby dlaczego? Czyżbyś przyjaźnił się się z tym świrem? Ej chłopaki - krzyknął do reszty drużyny - Nasz Kyle przyjaźni się że Smithem...Ej dziwaku! - krzyknął do Dana, który natychmiast podniósł głowę - Nikt cię tu nie chce! Wypierdalaj do swoich dziwactw! - dodał i zobaczyłem, że jeszcze rano pełne radości oczy Dana natychmiast przyciemniały i stały się tak smutne jak tego dnia w łazience...I to wszystko przez tego umięśnionego półgłówka...Nie wytrzymałem i nagle moja pięść spotkała się z.jego twarzą. Bryce przewrócił się, a z jego nosa kapała krew...Zacząłem iść w kierunku Dana i zobaczyłem, że stoi z otwartymi ustami z niedowierzania... Podszedłem do niego i chwyciłem za rękę: 

- Chodź idziemy stąd...I zamknij buzię, bo ci jeszcze mucha wpadnie - powiedziałem.

Gdy byliśmy już przy wyjściu usłyszałem krzyk Bryce'a:

- Nie masz już czego szukać w tej drużynie Simmons, jesteś skończony!

Nie odwracając się nawet pokazałem mu środkowego palca i ciągnąłem dalej Dana za rękę w kierunku miasta.



When oblivion is calling out your nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz