/Kyle/
Nie wierzyłem własnym oczom. Danny się śmiał, do tego wszystko mi wybaczył i zgodził się dzisiaj ze mną zostać. Byłem taki szczęśliwy...Moje myśli przerwał jego głos:
-Ummmm...Kyle? Gdzie jest moja koszulka? - nieśmiało zapytał
Słysząc jego pytanie usmiechnąłem się:
-No cóż możliwe, że trochę ją... Pobrudziłeś i musiałem ją wrzucić do prania.
Słysząc moją odpowiedź Dan zaczerwienił się i spuścił głowę.
- Ale spokojnie Smith - powiedziałem podchodząc do niego - Nie masz się czego wstydzić - dodałem i klepnąłem go w jego dość umięśniony brzuch po czym wyszedłem na chwilę z kuchni. Gdy wróciłem rzuciłem w niego ręcznikiem:
- Idź wziąć prysznic, a ja poszukam ci jakiejś koszulki.
Po 20 minutach oboje staliśmy w moim pokoju. Dan miał już ubraną jedną z moich ulubionych koszulek i szczerze, patrząc na niego nie mogłem przestać się uśmiechać.
-Kyle, czy ty naprawdę masz wszystkie bluzki w koty?- zapytał.
Tak, miał na sobie koszulkę w słodkie, małe kotki z napisem: 'I can be your kitten'... I w tym momencie nie wytrzymałem... Wybuchnąłem śmiechem i rzuciłem się na łóżko trzymając się za brzuch. Dan spojrzał na mnie przymrużonymi oczami.
- Ah tak? Śmieszy cię to Simmons? O ile dobrze pamiętam to masz łaskotki - powiedział i natychmiast się na mnie rzucił dokonując swoich tortur.
Czułem jak łzy ze śmiechu zaczynają mi spływać po twarzy.
- Bardzo dojrzale Smith...- ledwo wydusiłem przez śmiech .
Nagle przestał mnie łaskotać i wstał.
-Tym razem ci się upiekło - powiedział - Ale tylko dlatego, że muszę iść do domu po rzeczy i powiedzieć babci, że zostaję u ciebie.
Powoli wstałem i oznajmił em mu, że idę z nim.
Po 30 minutach byliśmy u niego w domu. Gdy tylko weszliśmy jego babcia go przytuliła. Potem podeszła do mnie:
- Dobrze cię widzieć Kyle - powiedziała i mnie też zamknęła w niedźwiedzim uścisku.
Elizabeth przypominała mi moją mamę...Mama...
Od razu wypędziłem myśli o niej z głowy i zobaczyłem Dana, który schodził z rzeczami po schodach. Podszedł do nas i cmoknął babcię w policzek:
-Bawcie się dobrze chłopcy - powiedziała i zamknęła za nami drzwi.
Kiedy pylismy z powrotem u mnie, wzięliśmy jedzenie i rozsiedliśmy się przed telewizorem.
Oczy Dana wyglądały dzisiaj tak wesoło...Czasem moja uwaga skupiała się na bliznach na jego rękach, ale nie chciałem poruszać tego tematu.
Cały wieczór świetnie się bawiliśmy i poszliśmy spać koło 1:00 nad ranem.
Rano obudził mnie dźwięk budzika...6:30...Cholera za 30 minut mam trening. SSzybko ubrałem się, wziąłem torbę z potrzebnymi rzeczami i zbiegłem po schodach.
W kuchni zrobiłem kawę, nie miałem czasu nic jeść. Nagle w drzwiach pojawił się ubrany, ale rozczochrany Dan..
-Gdzie wychodzisz tak wcześnie? - zapytał.
- Idę na trening...Chcesz iść ze mną? -odpowiedziałem
Danny spojrzał na mnie wzruszył ramionami i przesunął dłonią po włosach:
-Czemu nie - rzucił i szybko poszedł do łazienki.
Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Szybko poszedłem się przebrać i pobiegłem na boisko. Na trybunach siedział już Dan.
Od razu podszedł do mnie Bryce:
- Hej Simmons co tu robi ten dziwak? - powiedział spoglądając na Dana.
Gdy to usłyszałem coś we mnie pękło i zacisnąłem ręce w pięści:
- Nie mów tak do niego Bryce - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.
Chłopak spojrzał na mnie kpiąco:
- A to niby dlaczego? Czyżbyś przyjaźnił się się z tym świrem? Ej chłopaki - krzyknął do reszty drużyny - Nasz Kyle przyjaźni się że Smithem...Ej dziwaku! - krzyknął do Dana, który natychmiast podniósł głowę - Nikt cię tu nie chce! Wypierdalaj do swoich dziwactw! - dodał i zobaczyłem, że jeszcze rano pełne radości oczy Dana natychmiast przyciemniały i stały się tak smutne jak tego dnia w łazience...I to wszystko przez tego umięśnionego półgłówka...Nie wytrzymałem i nagle moja pięść spotkała się z.jego twarzą. Bryce przewrócił się, a z jego nosa kapała krew...Zacząłem iść w kierunku Dana i zobaczyłem, że stoi z otwartymi ustami z niedowierzania... Podszedłem do niego i chwyciłem za rękę:
- Chodź idziemy stąd...I zamknij buzię, bo ci jeszcze mucha wpadnie - powiedziałem.
Gdy byliśmy już przy wyjściu usłyszałem krzyk Bryce'a:
- Nie masz już czego szukać w tej drużynie Simmons, jesteś skończony!
Nie odwracając się nawet pokazałem mu środkowego palca i ciągnąłem dalej Dana za rękę w kierunku miasta.
CZYTASZ
When oblivion is calling out your name
FanfictionOpowieść o smutku, miłości, akceptacji, radości...