Nogi się pode mną ugięły i resztką sił do niej podbiegłem. Kucnąłem przy niej i potrząsłem ją za ramiona.
-Babciu... Babciu obudź się -mówiłem, a łzy już powoli spływały po moich policzkach.
Trzęsącymi się dłońmi wyciągnąłem telefon i ledwo zadzwoniłem na pogotowie.
Po około 5 minutach już siedziałem w karetce. Czas upływał tak szybko, Jak piasek z garści dłoni między palcami.
Gdy w szpitalu podszedł do mnie lekarz w ogóle nie docierało do mnie co mówi. Jedyne co usłyszałem to: ''Śpiączka" i "Przykro mi". Po tych słowach ledwo doszedłem do najbliższego krzesła, usiadłem i schowałem twarz w dłonie. To...To nie mogło się dziać. Nagle z letargu wyrwał mnie znajomy głos.
-Dan..Dan o mój boże słyszałem co się stało - powiedział Kyle podbiegając do mnie - Tak mi przykro...Danny? - patrzył na mnie zmartwiony, ale ja nie mogłem wydusić ani słowa. Widząc to chłopak chwycił mnie pod ramię i pociągnął w stronę wyjścia.
-Chodź, zabiorę cię do domu, musisz odpocząć. - powiedział, a ja nie miałem siły się sprzeciwiać.
Zanim się obejrzałem przekraczaliśmy próg mojego domu, który był...Pusty, tak bardzo pusty.
To wszystko moja wina...Przeze mnie dzieją się same nieszczęścia. Osunąłem się na podłogę i schowałem głowę w ramiona.
-Dan może powinieneś...-zaczął Kyle.
-Wy..Wyjdź z mojego domu - powiedziałem, a chłopak spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Ale..
-Wynocha!!! Chcę być do cholery sam! - wykrzyczałem patrząc mu w oczy. Zobaczyłem jak ból maluje się na jego twarzy, ale posłuchał mnie, odwrócił się i wyszedł.
Zostałem sam, wstałem i poszedłem do kuchni, dochodziła 21, wyjąłem piwa z lodówki, wyjąłem małe pudełeczko z szuflady i poszedłem na dach.
Wygodnie usiadłem i otworzyłem butelkę, chciałem chociaż ostatni raz popatrzeć na to piękne gwieździste niebo...Kochałem gwiazdy, dawały mi pewien błogi spokój.
Mimo wszystkich wydarzeń już nic nie czułem, byłem jak skała. Najpierw mama, teraz babcia...Wiem, że zaraz wszystkim będzie lepiej. Wypiłem kolejne butelki i wyciągnąłem pudełeczko z kieszeni, otworzyłem je i wyciągnąłem jedną żyletkę. Wiedziałem, że muszę się pośpieszyć, bo w każdej chwili mógł wrócić Kyle. Wziąłem głęboki oddech, uniosłem oczu ku niebu i wbiłem żyletkę od zgięcia łokcia po nadgarstek. Nic mnie nie bolało, oparłem się o ścianę i szczęśliwy, że już nigdy nikogo nie skrzywdzę, i że wszyscy będą szczęśliwi patrzyłem na gwiazdy. Czułem ciepło krwi na ręce, ale wolałem nie patrzeć, nie chciałem zemdleć przed czasem i nie móc podziwiać nieba. Po chwili poczułem delikatne zamroczenie, opuściłem głowę na klatkę i w tym samym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
- Dan, Dan, Danny cholera jasna - słyszałem panikę w jego głosie i poczułem jego dotyk.
-To w porządku - wyszeptałem - Teraz wszyscy będziecie szczęśliwi...
I straciłem przytomność.
CZYTASZ
When oblivion is calling out your name
FanficOpowieść o smutku, miłości, akceptacji, radości...