Rozdział 11.

60 5 1
                                    

/Kyle/

Mój budzik dzwonił, pomimo że i tak nie zmrużyłem oka tej nocy. Leniwym ruchem dłoni szybko wyłączyłem go i leniwie stoczyłem się z łóżka...Wcale nie miałem ochoty iść do szkoły wiedząc, że nie będę mógł rozmawiać z Danem...
Poszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i stanąłem przed lustrem:
''Wszystko spieprzyłeś Simmons''- powiedziałem sam do siebie i skierowałem się do kuchni.
Na śniadanie zjadłem jednego, marnego tosta i wypiłem spory kubek kawy. Gdy nareszcie byłem gotowy, ruszyłem do drzwi, w których się zatrzymałem. Nagle cała odwaga ze mnie wyparowała i chciałem wrócić do swojego łóżka. Przeczesałem ręką włosy, przez chwilę trzymając spory ich pukiel w garści:
''Dasz radę Simmons''- powiedziałem po czym wyszedłem kierując się w stronę szkoły.

/Dan/

Przez to, że grałem do późna prawie spóźniłem się na pierwszą lekcję.
Szybko wypiłem kawę i wziąłem zapasowy bandaż w razie, gdyby rany się otworzyły i stary zaczął przesiąkać.
Na dzisiaj miałem tylko jeden cel - unikać Kyle'a.
Pierwsza lekcja, druga, trzecia... Dzień spowolnił jak nigdy, ale wszystko byłoby dobrze gdybym na francuskim nie zobaczył na jeszcze rano białym bandażu, czerwonych plan szybko się powiększających.
Cholera - pomyślałem, wziąłem torbę i wyszedłem do łazienki.
Ściągnąłem bluzę, wyciągnąłem zapasowy bandaż i zacząłem ściągać stary z obu nadgarstków.
Nagle usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi, odwróciłem się w ich stronę i...
Kurwa - powiedziałem

/Kyle/

Lekcje mijały jedna po drugiej i ciągnęły się jak nigdy...Na szczęście, albo i nie udało mi się dzisiaj nie wpaść na Dana.
Na moje cholerne nieszczęście na chemii, która była moją 4 lekcją wylałem na siebie jakieś gówno i musiałem iść do łazienki to zmyć.
Otworzyłem drzwi i wtedy go zobaczyłem, ale mój wzrok zatrzymał się na biało czerwonym materiale owijającym jego nadgarstki. Nie mogłem uwierzyć, czy Danny zrobił sobie to przeze mnie? Nigdy sobie nie wybaczę tego, jak go skrzywdziłem.
-Kyl...-zaczął, ale przerwałem mu. Nie byłem smutny, ani zrozpaczony, ale cholernie wkurzony i na niego, i na siebie.
Nie dając mu dokończyć złapałem go za rękę. Minęliśmy już szkolny dziedziniec zza pleców dobiegał mnie głos Dana:
-Kyle przestań, nie możesz, puść mnie bla bla bla
Po 10 minutach byliśmy w moim mieszkaniu. Dan stał naburmuszony pośrodku salonu i patrzył na mnie spode łba. Znowu wziąłem go za rękę i pociągnąłem do łazienki. Tam chwyciłem jego rękę w dwie moje, zdjąłem bandaż i patrzyłem, po chwili się otrząsnąłem, przemyłem rany i założyłem nowy opatrunek. To samo zrobiłem z drugą ręką, Dan przez cały czas milczał. Po skończonym zabiegu wziąłem go za rękę i znowu sprowadziłem na dół do salonu. Stanąłem naprzeciwko niego:
-Co ty sobie kurwa myślałeś!? - krzyknąłem dając upust mojej złości i bezradności.
Dan przez chwilę na mnie patrzył zmieszany po czym złość zagościła na jego twarzy
-Co ja sobie myślę?! Co ty sobie myślisz zaciągając mnie tu po tym wszystkim co mi powiedziałeś! Nie wiem w co grasz, ale ja mam już tego kurwa dosyć!
Powoli wyciągnąłem powietrze... Wiedziałem, że to już pora, aby powiedzieć mu prawdę
-Okej... Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego mieszkam sam? Dlaczego w weekendy nie odwiedzają mnie rodzice?
Otóż dlatego, że nie chcą mnie znać, nie mają syna, tak jak ujęła to moja matka...A wiesz dlaczego? Bo jestem jebanym gejem! Rodzice nie chcą mnie znać, w rodzinnym mieście byłem uważany za dziwaka niezgodnego ze "stworzeniem pańskim"...Wtedy, gdy wróciłem ze szkoły zobaczyłem swoje rzeczy na schodach przy drzwiach...Matka kazała mi się wynosić, a ojciec nie kiwną nawet palcem...Ja...Ja nie chciałem...- głos mi się załamał - Nie chciałem żebyś przechodził przez to samo Danny - powiedziałem bezradnie pocierając kark.
- Ty nie zasługujesz na to, jesteś wspaniałym człowiekiem i myślałem, że jeżeli zakończymy naszą znajomość będzie lepiej,ale...ale wtedy zobaczyłem twoje nowe rany i nie mogłem znieść myśli, że coś sobie przeze mnie zrobiłeś...Tak bardzo cię przepraszam...- nie wytrzymałem i upadłem na kolana.
Dan nic nie mówił, aż po chwili przykucnął przy mnie, spojrzał mi w oczy po czym zamknął w mocnym uścisku.
- Jesteś idiotą Simmons - powiedział.

When oblivion is calling out your nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz