Rozdział 10.

66 7 1
                                    

/Dan/

Nie mogłem uwierzyć w to co się stało...Nie, nie to nie mogło znowu się dziać...Dopiero co go odzyskałem i zacząłem coś do niego czuć, a on...On znowu się mną bawił...

Szybko pobiegłem do domu, przechodząc przez kuchnię zobaczyłem notkę od babci, że znowu musiała wyjechać...Poszedłem do łazienki, szybko obmyłem twarz, mój oddech zaczął przyspieszac...Chyba znowu miałem atak paniki. Sięgnąłem do szufladki w kredensie obok mnie, wyjąłem zapasową paczkę żyletek i usiadłem opierając się o wannę.

Dawno tego nie robilem, ale.... Przyłożyłem żyletkę...Jedno cięcie, drugie, trzecie...Czułem jak ciepła krew spływa mi po nadgarstkach...Od razu mnie to uspokoiło.

Po kilku minutach podniosłem się , wyrzuciłem 'narzędzie zbrodni' i opatrzyłem rany. Spojrzałem w lustro:

- Żałosny jesteś Smith - powiedziałem i nic nie jedząc poszedłem do swojego pokoju.

Chciałem już się kłaść, gdy moją uwagę przykuła mała szafka stojąca w kącie. Podszedłem do niej i od bardzo dawna otworzyłem. W środku na wierzchu leżała trzykolorowa bransoletka, którą dostałem od mamy... Postanowiłem ją założyć.

Pod spodem widniało zdjecie, na którym widniał około pięcioletni, szeroko uśmiechnięty chłopiec obejmujący szyję radosnej, młodej kobiety...To byłem ja z mamą...

Wziąłem zdjęcie, przytuliłem do siebie i poszedłem do łóżka, gdzie zacząłem płakać.

Gdy w końcu zmożył mnie sen, powoli traciłem świadomość z myślą, że straciłem już dwie ukochane osoby.


/Kyle/

- Cholera!- krzyknąłem i zrzuciłem wszystko z biurka, a następnie powoli osunąłem się na ziemię i plecami oparłem się o ścianę. Natychmiast podbiegł do mnie jeden z kotków. Postanowiłem nazwać go Charlie. Ten drugi natomiast siedział na kanapie i patrzył na mnie z wyrzutem .

-A ty będziesz Danny - powiedziałem do kotka, który nawet na mnie nie spojrzał.

Oparłem głowę o ścianę, łzy same zaczęły spływać mi po policzkach; zacząłem głaskać Charlie'go, ponieważ bardzo się tego domagał.

-Wiesz kotku? Jestem bardzo złym człowiekiem - powiedziałem po czym wstałem i poszedłem do pokoju.

Rano nie czułem się zbyt dobrze, może dlatego, że całą noc nie zmrużyłem oka.

Szybko wypiłem kawę, dałem kotkom jeść i poszedłem do szkoły.

Tak jak się spodziewałem plotki ucichły, wszyscy już zapomnieli i nikt nie gadał.

-To dobrze - pomyślałem - To dobrze nie dla mnie, ale dla Danny'ego...

Właśnie Dan... Przeszedłem wszystkie korytarze, żeby chociaż na niego spojrzeć, ale nie było go.

Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku.


/Dan/

Obudziłem się o 15; i tak nie miałem zamiaru iść dzisiaj do szkoły. Odłożyłem zdjęcie, ale bransoletki nie ściągnąłem...Nie wiem dlaczego, ale cały dzień czułem złość. Nie nie złość... Byłem wściekły. Szybko ubrałem się i poszedłem do najbliższego sklepu. Kupiłem całą torbę piw i jakieś przekąski. W domu wlaczylem TV i postanowiłem zrobić sobie seans Twin Peaks.

Po kilku godzinach i 6 piwach dalej byłem zły i trochę wstawiony...Wiedziałem czego mi potrzeba. Wstałem i poszedłem na strych. Na samym tyle stało coś co było mi potrzebne... Leżały na nim jakieś książki. Szybko je zrzuciłem i zdjąłem narzutę, pod którą był 'on'...Taki jakiego go zapamiętałem...Mój keyboard. Przejechałem palcami po klawiszach i czułem to ciepło w sercu. Delikatnie podniosłem go, zaniosłem do mojego pokoju i położyłem go na biurku. I gdy wszystkie było gotowe zacząłem grać. Na początku były to nic nieznaczące nuty, ale potem tak znikąd przypomniały mi się piosenki, które kiedyś napisałem...

'There's a light in the bedroom but it's dark
Scattered around on the floor, all my thoughts

This is just another night and we've had many of them
To the morning we're cast out but I know I'll land here again

How am I gonna get myself back home? I, I, I...'

Podczas tej piosenki przed oczami pojawiły mi się wszystkie moje wspólne chwile z Kylem i z mamą...

Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, głos zaczął mi się łamać, ale kontynuowałem grę.

When oblivion is calling out your nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz