Rozdział 5.

63 8 7
                                    

/Kyle/

Powoli wyłaniałem się z mroku. Promienie słońca padały na moją twarz przez co jeszcze trudniej było mi otworzyć oczy. Dlatego też chciałem schować twarz w poduszkę, ale gdy chciałem to zrobić wtuliłem się​ w czyjeś plecy? Po chwili zauważyłem, że jestem do kogoś przytulony, ale kto do cholery mógł by być w moim łóżku?

Powoli się podniosłem i zauważyłem Dana...Cholera zupełnie zapomniałem...Widocznie usnąłem na kanapie... Delikatnie wstałem i spojrzałem na Danny'ego,  na szczęście spał jak suseł. Skierowałem się do łazienki po drodze przelotnie sprawdzając godzinę...Huh 14:00 nieźle dzisiaj zabalowałem...Nie żebym był jakimś rannym ptaszkiem, ale ta godzinna to zdecydowanie mój limit. Wziąłem szybki prysznic, przebrałem się i poszedłem robić dla nas śniadanie.

Wyciągnąłem z lodówki jajka, bekon i wrzuciłem na patelnię...Byłem tak pochłonięty gotowaniem i rozmyślaniem o tym co się wydarzyło rano, że dopiero czyjeś chrząknięcie wyrwało mnie z zadumy. Odwróciłem się i w drzwiach od kuchni stał bez koszulki, rozczochrany i wyglądający jak zaspany kotek Daniel Campbell Smith.


/Dan/

Promienie słońca padały na moją twarz, ale o dziwo nie to było przyczyną mojej pobudki, lecz cholerny ból głowy...Odzywa się kac morderca...Powoli usiadłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu...Zaraz to nie mój dom pomyślałem...Na stoliku obok stała szklanka wody z aspiryną, którą bez zastanowienia opróżniłem. Miałem chwilowe prześwity z wczorajszego dnia...Kyle...Cholera Kyle... Szybko wstałem i nie zważając na to, że nie mam koszulki poszedłem do kuchni, z której dobiegał zapach smażonego bekonu...Mój brzuch zaczął wydawać niepokojące dźwięki, więc nie miałem wyboru. Chyba nie zauważył mojej obecności, więc delikatnie kaszlnąłem... Natychmiast się odwrócił i przywitał mnie szerokim uśmiechem:

- Część Danny - powiedział - Wyspałeś się? 

- Ky...Kyle naprawdę dziękuję ci za wczoraj i przepraszam za to co powiedziałem w szkole...

Nie dał mi dokończyć zdania, bo przerwał mi owijając mnie tymi swoimi długimi rękami w niedźwiedzim uścisku.

- Jedyną osobą, która powinna przepraszać jestem ja Dan i będę to robił dopóki mi nie wybaczysz. Nie masz za co dziękować, w końcu od tego są przyjaciele - powiedział i puścił mi oczko - A teraz chodź zjemy śniadanie .

Siadłem obok niego i zacząłem jeść bekon...Cholera jakie to było pyszne:

- Kyle - od razu skupił na mnie swój wzrok - Po tym niebiańskim śniadaniu wszystkie grzechy zostały ci wybaczone - po tych słowach uśmiechnął się od ucha do ucha

- Nawet nie wiesz jak się cieszę Danny...Co ty na to żebyś został dzisiaj u mnie i zaszalejemy tak jak dawniej....Zrobimy seans filmowy Lyncha, Twin Peaks, poogladamy śmieszne koty w intetnecie..No wiesz jak za dawnych lat....

Mówił o tym wszystkim z takim przejęciem , że zgodziłem się i pierwszy raz od bardzo dawna zacząłem się śmiać....Naprawdę śmiać.

When oblivion is calling out your nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz