Rozdział 7.

50 9 2
                                    


/Dan/

Już przywykłem do tych wszystkich wyzwisk, ale nie sądziłem, że kiedykolwiek Kyle uderzy kogoś z mojego powodu...A teraz ciągnął mnie w stronę miasta jak gdyby nic się nie stało.

-Kyle, gdzie idziemy? - zapytałem

- Do mojej ulubionej kawiarni - natychmiast odpowiedział.

Po godzinie spędzonej razem rozeszliśmy się do domów. Chciałem sprawdzić czy z nim wszystko w porządku, ponieważ cały ten czas bujał w obłokach, ale powiedział, że sobie poradzi.

Gdy przekroczyłem próg domu odrazu dopadła mnie babcia.

- Danny, chodź za mną - powiedziała i zaczęła kierować się w stronę schodów prowadzących na dach, na którym przesiadywałem w ciężkich chwilach .

Kiedy byliśmy na miejscu zaprowadziła mnie do małego pudełka stojącego pośrodku dachu

- Ich mama nie żyje, ale one są już dosyć duże żeby przeżyć same...Wiesz kto mógłby je wziąć prawda? - powiedziała z lekkim uśmiechem, a ja w międzyczasie zajrzałem do pudełka.

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, w pudełku były dwa.....Kotki! 

- O mój boże babciu...Kyle będzie taki szczęśliwy! Czy mogę już je wziąć?

Babcia kiwnęła tylko głową na co natychmiast wziąłem pudełko pod pachę i pobiegłem do Kyle'a. Mieszkanie było zamknięte, ale na szczęście dał mi wcześniej zapasowy klucz ' w razie czego'.

Szybko wszedłem do mieszkania i zauważyłem Kyle patrzącego beznamiętnie w ścianę, jakby wogóle nie był tu obecny...Dziwnie było go widzieć w takim stanie...

- Stary, mam coś dla ciebie! - krzyknąłem

Chłopak natychmiast odwrócił się w moją stronę, a jego wzrok zatrzymał się na pudełku. Podbieglem do niego i usiadłem na dywanie stawiając pudełko między nogami.

- Znaleźliśmy je dzisiaj na dachu i pomyślałem, że dobrze by było gdybyś to ty je wziął - szybko wydusiłem.

Zainteresowany Kyle szybko zajrzał do pudełka, a następnie na mnie

- Danny mówisz poważnie? To wspaniałe...One są takie słodkie - powiedział, wstał i natychmiast pobiegł po dwie miseczki mleka.

Z wielkim entuzjazmem patrzył jak kotki rozglądają się po mieszkaniu...

- Danny nie wiem jak ci dziękować - powiedział i natychmiast zamknął mnie w jednym ze swoich niedźwiedzich uścisków.

Kyle był taki szczęśliwy, a gdy tak na niego patrzyłem czułem, że jest ktoś na tym świecie dla kogo warto żyć, usmiechnąłem się sam do siebie, a motylki w moim brzuchu niespokojnie się poruszyły.





When oblivion is calling out your nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz