Coś jest nie tak z Yuurim!

2.1K 143 24
                                    

- Yuuri, co ci jest? Źle się czujesz? - zacząłem się niepokoić o Japończyka. Był lekko blady i wyglądał mizernie. Coś się z nim dzieje.

- Niee Viktor. Nic mi nie jest, czuję się dobrze. A czemu pytasz - Yuuri jak zawsze nie zwracał uwagi na to, czy przypadkiem nie jest chory. Zawsze uczestniczył w treningach, nawet jeśli powinien leżeć w domu i odpoczywać przynajmniej przez 3 dni. 

- Yuuri, nie udawaj. Wyglądasz gorzej niż źle - powiedział Yurio. Tym razem mówił prawdę. Codziennie potrafił tak dopiec Yuuriemu, ale ten miał to gdzieś. Ale czasami potrafił być opiekuńczy, chociaż nie zawsze chciał być taki. 

- Yurio, nic mi nie jest. Czuję się znakomicie - Yuuri uśmiechnął się. Najwyraźniej nie chciał nas martwić. Ale zawsze jak nam coś jest to martwi się jak nasza mama. 

- Yuuri, my chcemy się po prostu odwdzięczyć za to jaki jesteś w stosunku do nas,jak my jesteśmy chorzy. Opiekujesz się nami, ale nam nie pozwalasz na to samo. 

- Viktor, daj mu spokój - Yakow wtrącił się do naszej rozmowy. Od dwóch lat Yakow jest na spółkę ze mną trenerem Yuuriego. Ja jestem trenerem, kiedy Yuuri bierze udział w indywidualnych zawodach, a Yakow jak jesteśmy duetem. Zastanawiam się jak on wytrzymuje nasze rady. Zawsze z Yakowem spieramy się o wiele rzeczy związanymi z zawodami.

A Yuuri je dzielnie znosi. On to ma chyba stalowe nerwy. I za to jestem mu wdzięczny. 

- Viktor, odprowadź Yuuriego do domu, widać, że jest zmęczony. Bez gadania Yuuri - jak Yakow coś postanowi, to trzeba to zrobić. Jest fajnym trenerem, ale czasami bardzo surowym.

- Dobrze. Chodź Yuuri. Wrócisz do domu i pójdziesz spać. Musisz odpoczywać - złapałem go za rękę i zaprowadziłem do szatni. Tam się przebraliśmy i poszliśmy w stronę jego domu. Na szczęście nie mieszka daleko, więc szybko tam dotarliśmy. Yuuri otworzył drzwi i już chciał wejść do mieszkania, gdy złapałem go za rękę.

- Idź prosto do łózka. I nie ruszaj się z niego. Jutro cię odwiedzę - spojrzałem mu w oczy. Widziałem w nich to co zawsze, czyli radość i miłość do łyżwiarstwa. Ale dzisiaj było w nich coś jeszcze. Ale nie wiem co to było.

- Dobra, kumam. Chcę zostać sam. Dobranoc - wyrwał rękę z mojego uścisku i szybko wszedł do mieszkania. Zamknął drzwi na klucz, więc nie miałem możliwości wejścia do jego mieszkania.

Wróciłem na lodowisko, by powiedzieć trenerowi, że Yuuri jest w domu.

Potem jeszcze ćwiczyłem 2 godziny i wróciłem do swojego mieszkania. Chciałem napisać do Yuuriego, ale stwierdziłem, że może śpi i nie chciałem go budzić.

Następnego dnia, tak jak zapowiedziałem, poszedłem do mieszkania Yuuriego. Dzwoniłem do drzwi, ale nie otwierał. Poszedłem więc do właścicielki mieszkania, która mieszkała na wyższym piętrze. Zadzwoniłem i po chwili otworzyła mi 50-letnia Barbara Novak.

- Ooo witaj Viktor. Co cię do mnie sprowadza? 

- Mam pytanie. Czy Yuuri gdzieś dzisiaj wychodził? Bo nie otwiera  mi drzwi - powiedziałem na jednym wydechu.

- To ty nie wiesz? - wyglądała na zdziwioną.

- Ale czego nie wiem?

- Czyli jednak Yuuri ci nie powiedział tego. A mówiłam mu, żeby ci powiedział - wyglądała na złą. 

- Ale czego mi nie powiedział? - zapytałem się. Byłem coraz bardziej wystraszony.

- Yuuri wyjechał. Kilka dni temu wysłał wszystkie swoje rzeczy, a wczoraj wieczorem on sam wyleciał - powiedziała

- A-ale jak to wyleciał? Nie wierzę - oparłem się o ścianę. To nie może być prawda.

- Chodź ze mną to ci pokażę jego mieszkanie - wzięła klucze i zeszliśmy piętro niżej. Otworzyła mi drzwi. Przeszedłem całe mieszkanie. Puste mieszkanie. Nic w nim nie było.

- O której wyleciał? Proszę mi powiedzieć - błagalnie na nią spojrzałem.

- Samolot miał o 22. Ty go przyprowadziłeś o 19. Pół godziny później przyszedł i oddał mi klucze do mieszkania. I tyle go widziałam.

Pożegnałem się z kobietą i poszedłem na lodowisko. Kiedy szedłem, starałem się dodzwonić do Yuuriego, ale odpowiadała mi poczta głosowa. Łzy zbierały mi się w oczach. Nawet się nie obejrzałem, a byłem już na lodowisku.

- Viktor, gdzie jest Yuuri? - zapytał się mnie Yakow.

- Nie ma go - szepnąłem. 

- Głośniej mów - podszedł do mnie razem z Yuriem.

- Powiedziałem, że go nie ma. 

- To gdzie jest? Nadal jest chory? - Yurio lekko się wystraszył. Dziwne jest to, że Yuuriego nie ma.

- Yuuriego nie ma w Rosji. Wyjechał wczoraj wieczorem, mówiąc o tym tylko właścicielce mieszkania, które wynajmował. Wyjechał.

I wtedy się załamałem.  



---------------

Ohayo

Tam-dara-dam oto pierwszy rozdział tego opowiadania!!

Mam nadzieję, że się podoba.

Paczajcie jaki piękny obrazek znalazłam. BOSKI!!!

A teraz życzę wam branoc :D


Królowie na lodzie - Viktuuri (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz