18. Mam do Was pewną propozycję.

21 2 2
                                    

Pracownikom redakcji kazaliśmy się spakować i rozejść do domów. Nie było sensu by dalej tam siedzieli. Kazaliśmy im też w miarę możliwości pracować w domach, a my gdy coś ustalimy damy im znać. Następnie wróciliśmy do domu i  opracowaliśmy wstępny plan co dalej z redakcją oraz poszliśmy spać.

Następnego dnia jedziemy właśnie do naszego byłego już wynajemcy. Drzwi dużego białego domu na przedmieściach otwiera nam pan Ben. Jest to wysoki, postawnej budowy mężczyzna, lekko już łysiejący. Gdy nas zobaczył na jego tworzy wymalowało się zdziwienie. Po przywitaniu i oznajmieniu mu, że przyszliśmy w ważnej sprawie wpuścił nas do środka domu byśmy mogli porozmawiać bez świadków. W planach mieliśmy bardzo ugodowe załatwienie tej sprawy, był to człowiek bowiem mający różne kontakty. W obecnej sytuacji nie potrzebne nam było robienie sobie kolejnych wrogów. Rozmowę rozpoczął mój narzeczony.

- Przychodzimy do pana w sprawie zapłaconego przez nas czynszu. Chcielibyśmy się dowiedzieć czy moglibyśmy go jakoś odzyskać?

- W sumie to nie jest już moja sprawa, sprzedałem budynek w którym wynajmowaliście lokale.

- Niech pan postawi się w naszej sytuacji. Człowiek któremu pan sprzedał lokal, jest naszym dawnym wrogiem. Nie mamy szans na dogadanie się z nim.

- Faktycznie, był trochę dziwny. Koniecznie nalegał na kupno właśnie tego budynku. - zamyślił się pan Ben. Przez ten czas gdy go znaliśmy dowiedzieliśmy się, że jest do dobry człowiek, jednak ponad wszystko kocha pieniądze. Mieliśmy jednak nadzieję, że jakoś nas zrozumie.

- On chce nas zniszczyć. Sam pan wie jak trudno w tych czasach utrzymać się na rynku, tym bardziej jak ktoś chce temu zaszkodzić.

- Dał nam nakaz eksmisji - wtrąciłam.

- Muszę przyznać, że jestem w szoku. Zaproponował bardzo dobrą cenę za ten budynek. Była to oferta nie do odrzucenia. Kompletnie zapomniałem o tym , że zapłaciliście za czynsz z wyprzedzeniem, on też zresztą o to nie pytał. Mam więc wasze pieniądze w banku.

- Chcielibyśmy przenieść redakcję, jednak brakuje nam na to pieniędzy. Czy jest możliwość, żeby mógł pan nam zwrócił chociaż w jakieś części te pieniądze?

- Tak oczywiście, rozumiem waszą sytuację. Mam jednak do Was pewną propozycję.

- Słuchamy co to za propozycja. - odparliśmy zgodnie.

- Ostatnio zwolnił się jeden z moich lokali. Firma upadła i zwolniła kilka pięter biurowca w centrum. Jestem właśnie w trakcie szukania nowych najemców, więc może byście chcieli wynająć ten lokal w zamian za tamten? Oczywiście czynsz pozostanie taki sam.

Wymieniliśmy z Jackobem porozumiewawcze spojrzenia. Pomysł nie był wcale taki zły. Musieliśmy przynieść redakcję gdzie indziej. Pana Bena znaliśmy już jakoś czas i ponownie okazywał się dobrym i wyrozumiałym człowiekiem. Swoją propozycją ratował nam dupę.

- Moglibyśmy jechać zobaczyć ten lokal? - zapytałam.

- Tak oczywiście. - odparł pan Ben.

Wsiedliśmy do naszego samochodu, a pan Ben do swojego. Jak bowiem powiedział i tak musi załatwić kilka spraw właśnie w centrum, dlatego też jedzie swoim samochodem. Po kilkunastu minutach zaparkowaliśmy pod ogromnym wieżowcem. Następnie w trójkę skierowaliśmy się do budynku.

- Ogólnie w tym budynku jest sześć pięter. Na parterze jest kawiarnia. - mówił kierując nas się w kierunku windy. - Na pierwszym i drugim piętrze jest kancelaria adwokacka, dalej na trzecim i czwartym główna siedziba administracyjna jakieś firmy odzieżowej. - mówił gdy jechaliśmy już windą. - Mam wam do zaproponowania piętro piąte i szóste.

Wysiedliśmy na piątym piętrze. Zaczęliśmy rozglądać się po pomieszczeniach. Było ich około dziesięciu. Wszystkie w kolorach bordowym, białym z dodatkami fioletu. Ponadto były dwie łazienki i mała kuchnia z jadalnią. Wnętrze bardzo mi się podobało. Było urządzone w moich kolorach wiedziałam, że to dobre miejsce na moją część redakcji.

Następnie udaliśmy się na piętro szóste. Rozkład pomieszczeń był bardzo podobny, jednak dominowały tam koloru błękitu i czerni z dodatkami bieli. Spojrzeliśmy z Jackobem zadowoleni na siebie. To były wnętrza idealne dla nas. Jakby dla nas zaprojektowane.

- Wynajmujemy to. - powiedzieliśmy równocześnie.

- Świetnie. Przygotuję dla Was nową umowę. Możemy się spotkać jutro o 15 w kawiarni na dole?

- Tak, oczywiście.

Pożegnaliśmy się z panem Benem i wróciliśmy do domu.

- Tak się cieszę, że udało nam się to tak szybko załatwić. Pan Ben to złoty człowiek. - powiedziałam. 

- Ja też się cieszę i zgodzę się z Tobą. Jedyną jego wadą jest chyba miłość do pieniędzy.

- Tak, jednak uratował nas poniekąd więc nie marudź. - powiedziałam i  uśmiechałam się do niego.

- Ja niby marudzę? - zapytał i zaczął się do mnie zbliżać.

- Tak, marudzisz dupku.

- Jak, jak ty na mnie powiedziałaś? - był już bardzo blisko mnie i położył ręce na moich biodrach, po czym posadził na blacie w kuchni stając pomiędzy moimi nogami.

- DUUUUUUPEEEEEKK. - powtórzyłam przeciągając samogłoski. Chłopak momentalnie wpił się w moje usta. Jak zwykle całował świetnie, a ja to odwzajemniałam.

- Coś jeszcze? - zapytał, gdy oderwaliśmy się od siebie.

- Cudownie całujesz dupku.

- Nie ty lepiej księżniczko. - powiedział i posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech.

Wieczorem zadzwoniliśmy do wszystkich naszych pracowników i obwieściliśmy im najnowsze nowiny. Wszyscy mieli pojawić się w nowej redakcji następnego dnia po południu i pomóc w  organizacji pomieszczeń, byśmy kolejnego dnia mogli już zacząć normalnie pracować. Oczywiście bardzo pozytywnie to przyjęli i nie mieli nic przeciwko. Zaczynałam dostrzegać jakich idealnych ludzi wybrałam do współpracy. Razem stworzyliśmy wielką redakcyjną rodzinę.

Następnego dnia o 15 spotkaliśmy się z panem Benem w kawiarni. Przestawił nam umowę, która nie wiele różniła się od poprzedniej. Złożyliśmy podpisy i uścisnęliśmy sobie dłonie. Czas zacząć przygotowania do otwarcia ponownie redakcji. Podczas przygotowań przypomniało nam się o kilku rzeczach które zostały w starej siedzibie redakcji. Niechętnie do niej pojechaliśmy.

Gdy tylko wyszliśmy z windy przywitał nas szyderczy uśmiech Anthony'ego w towarzystwie jakiś tancerek.

- Co sprowadza tu jeszcze moją ulubioną parę? - powiedział, podchodząc do nas.

- Przyszliśmy zabrać resztę naszych rzeczy. - odpowiedział mu pewnie Jackob.

- Ależ proszę, proszę. Jest to wasz ostatni dzień kiedy możecie tu być, więc możecie zabrać  swoje śmieci.

- Ależ dziękujemy. - powiedziałam z wyczuwalnym sarkazmem w głosie.

Minęliśmy Anthony'ego i zabraliśmy resztę naszych rzeczy. Zapakowaliśmy wszystko do samochodu, udając się w powrotną drogę do naszej nowej siedziby redakcji. Sprawy organizacyjne skończyliśmy przed 22, gdyby nie nasi ludzie za pewne siedzielibyśmy tam do rana. Podziękowaliśmy wszystkim oraz powiedzieliśmy, że jutro pracę zaczniemy wyjątkowo o godzinie 11, by każdy mógł się wyspać. Sami również zmęczeni wróciliśmy do domu i od razu położyliśmy się spać. To było kilka bardzo zakręconych dni po naszym powrocie z wakacji. Jednak daliśmy radę. Teraz może być tylko lepiej.

___________________________________________________________________________

Hej! Wróciła wreszcie do mnie wena. Przynajmniej chwilowo, wiec tak oto powstał ten rozdział. Możliwe, że jest to ostatni lub przed ostatni rozdział. Mam jeszcze jeden pomysł, co do tego opowiadania jednak, nie wiem będę umiała go napisać tak jak bym chciała, więc bardzo możliwe, że pojawi się jeszcze tylko epilog.  

Pozdrawiam, Kinia 

Love, Friendship or Wont?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz