- Twój mistrz nie pomorze ci chłopcze. - Zimny okrutny głos. Równie zimne i okrutne dłonie na jego szyi, ramionach, plecach. Zapach stęchlizny i wilgoci miesza się z wonią krwi i uryny. Poprzez zapuchnięte oczy ledwo widzi postać swego oprawcy. Jedwabną, białą koszulę z bogatym złotym haftem, dłonie o długich delikatnych palcach, jedno ich skinienie i wszystko się skończy. Jeden ruch i agonia odejdzie.
- Och proszę, to zaczyna się robić męczące. – Głos dobiega gdzieś zza niego, gdyby mógł chociaż się ruszyć, obrócić, spojrzeć w twarz swojemu oprawcy. Lodowato zimne dłonie na jego pośladkach, posiniaczona, pocięta skóra, krew spływająca z ran zadanych nahajem. Obce palce przesuwają się w dół, wcale nie delikatnie, każdy dotyk ma za zadanie wzmóc strach, poczucie bezradności. Dłoń przesuwa się powoli, po biodrze, udzie, nie jest już tak zimna, raczej ciepła, lepka od krwi, którą mu utoczono.
- Uwierz mi chłopcze, gdy ci powiem, ugniesz się lub złamiesz, ale ja będę mieć swoją odpowiedź.
Całe jego ciało kołysze się pod naporem oprawcy, zawieszony na łańcuchach za dłonie, jest bezradny. Prawie nie czuje rąk, chciałby cały odrętwieć by nie czuć niechcianego ciała, wsuwającego się powoli między jego uda.
- W każdej chwili mogę przerwać – słyszy cichy, melodyjny głos przy uchu. – Wystarczy tylko, że powiesz, gdzie on jest.
Dłonie trzymają go mocno za biodra, nie pozwalają uciec przed niechcianym wtargnięciem. To będzie bolało, jest tego świadom, mimo krwi spływającej z pleców niżej, czyniącej ciało śliskim. Jedno słowo i wszystko skończyłoby się, razem z cichym sztyletem, wsuniętym pomiędzy żebra, prosto w serce. Szybka śmierć w zamian za zdradę. Antonio zaciska zęby. Nigdy im tego nie powie...
Z sennego koszmaru wyrwał go krzyk. Potrzebował kilka chwil by pojąć, co się dzieje, gdzie jest. Jego pokój tonął w szarości świtu. Nad nim pochylała się Luiza, krzycząc coś niezrozumiale, szarpiąc go za ramię. Kolejna sekunda upłynęła nim do niego dotarło, że to był tylko sen, że naprawdę wyrwał się z tej zatęchłej piwnicy, że jednak Zevran po niego wrócił...
- Na Stwórcę, Antonio rusz że się, nie mam pojęcia, co jej jest... - dopiero po chwili zaczął rozumieć słowa pokojówki. Podniósł się szybko z posłania, zarzucił lnianą koszule na poznaczone bliznami plecy. Luisa nadal histeryzowała, mówiła tak szybko, że rozumiał co trzecie słowo ale i tak pojął w czym rzecz.
- Gdzie ona jest.
- Znalazłam ją w ogrodzie, wygląda... strasznie, cała w ziemi... nieprzytomna...
- Obudź mistrza...
...
Droga siostrzyczko.
U mnie wszystko dobrze, myślę, że tak to mogę nazwać. Oswoiłam się z tą ciszą i samotnością. I powiem ci, że wcale nie tęsknię już za gwarem miasta. Przyjęłam tą pracę bo nie miałam innego wyjścia, sądziłam, że to degradacja, z pokojówki damy dworu, na służkę na peryferiach kraju. Ale odkryłam, że podoba mi się takie życie, brak ciągłego napięcia, gonitwy, intryg. Tylko obawiam się, że ten spokój nie potrwa długo. Panienka Eris jest chora. Sądziłam wcześniej że może uciekła to od swego życia, zaszyła się razem z kochankiem na głębokiej prowincji. Teraz, gdy zna prawdę wydaje mi się, że po prostu jest tutaj by w spokoju doczekać swoich dni.
Przez te parę miesięcy poznałam trochę tych ludzi, więcej się jeszcze domyślam, leczenie nie jest to miejsce by niepotrzebnie plotkować. Moim pracodawcą, jak się okazuje jest imć elf, którego statusu nie mogłam pojąć. Teraz już wiem, że to bardzo potężna, wpływowa persona. Panienka Eris zaś musi być miłością jego życia, widać to w jego wzroku, sposobie, w jaki do niej przemawia, trzyma jej dłoń w rękach. Takie piękne, takie prawdziwe uczucie i od razu skazane na klęskę.
CZYTASZ
Nadzieja umiera ostatnia (Dragon Age)
Fanfiction(Część 2 uniwersum Eris&Zev) Wydawać by się mogło, że nie pozostało już nic, jak tylko znikać w dusznej ciemności Głębokich Ścieżek. A jednak ona wybrała inny koniec, na ostrzu sztyletu kierowanego ręką skrytobójcy, w blasku bursztynowych oczu. Jed...